Zapewniam, zapewniam was, jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Jego krwi, nie będziecie mieli w sobie życia. Kto się karmi Moim ciałem i pije Moją krew, ma życie wieczne… (J 6, 53-54).
Chyba każdy katolik zna powyższy tekst i dużo słyszał o przystępowaniu do komunii. Wielu z nas robi to często, za co Bogu dzięki. Jednak ten ważny środek jednoczenia się z Ukrytym Chrystusem nie miał nas zatrzymywać na samym Sakramencie. Jak wiadomo, posiłek jest po to, żeby coś, co nas zasila, wniknęło w organizm. W tym przypadku chodzi o otwieranie się całym sobą (ciało to wyraz ducha) na Tego, który nas zasila (por. Flp 4, 13).
Komunia to nie moment, lecz stan
Momenty komunii sakramentalnej są na usługach komunii jako stanu, są jej odnawianiem. Człowiek Chrystusowy stale żyje w zjednoczeniu ze swoim Panem-Przyjacielem, żyje tym zjednoczeniem, wręcz „przeżywa Chrystusa” (por. Flp 1, 21). Ma świadomość przenikania się swojej i Jego egzystencji, karmienia się Jego obecnością i płynącą od Niego inspiracją. Komunia (koinōnia-wspólność) z Chrystusem to coś więcej niż pobożne przełykanie hostii, jakkolwiek On w tej hostii naprawdę jest.
Komunia nie kończy się po spożyciu Darów Ołtarza, jak również nie zaczyna się w momencie wyciągnięcia po nie ręki i otwarcia ust. Przyjmowanie Jezusa jako posiłku, zaspokajającego najgłębszy głód sensu (logos) istnienia, nasycanie życia Bożym światłem (por. J 1, 1.4), rozpoczyna się od zbliżenia („przyjścia”) do Niego przez wiarę-ufność (pistis, por. J 6, 35). Kto ufnie wierzy Jezusowi i powierza Mu siebie, ten je Chleb Życia.
Ciało i Krew, czyli konkret
Co jednak znaczy nacisk na „karmienie się ciałem”? Nawiasem mówiąc, na przekór źle pojętemu szacunkowi, nakazującemu niektórym unikać i zabraniać gryzienia hostii, greckie słowo trōgō, użyte w Ewangelii, oznacza rozgryzanie, wręcz „chrupanie”. Tak zjadało się paschalną macę. Również użyte tu określenie ciała (sarks) można rozumieć jako „mięso”. Chodzi o karmienie się Jezusem przychodzącym namacalnie i konkretnie. W kulturze biblijnej idiom „ciało i krew” oznaczał żywą istotę ze świata natury.
A więc „karmić się ciałem i pić i krew” Jezusa to chłonąć Jego samego – i to właśnie daje „życie wieczne”. Ono polega, jak czytamy w innym miejscu, na znajomości Boga, który „odbija się” w swym Synu (por. J 17, 3; Hbr 1, 3). Przypomnijmy, że w języku Biblii „znać” oznacza mieć doświadczenie kontaktu, żywą relację. Życie wieczne ma ten, kto jest w zażyłości z Bogiem, a tę zażyłość zyskujemy przez relację z Jezusem.
Przy tym Jezus ma być przyjmowany w żywym konkrecie, który nie ogranicza się bynajmniej do cielesności Darów Ołtarza. Zgodnie z porywającym przesłaniem Listów Pawłowych (por. Ef 1, 3-14.20-23; Kol 1, 15-20) namacalność Chrystusa rozciąga się na całą rzeczywistość. Wprawdzie Zmartwychwstały został „zakryty przez obłok” przed wzrokiem ziemian (por. Dz 1, 9), ale bynajmniej nas nie opuścił. W Biblii obłok oznacza Bożą obecność, przejawiającą się, choć niemożliwą do „rozpracowania” zmysłami. Zatem wniebowstąpienie Jezusa to nie podróż kosmiczna, tylko ukrycie się w wymiarze istnienia niedostępnym dla tych, którzy nie przeszli transformacji w „cielesność duchową” (por. 1 Kor 15, 44). Jednak zmartwychwstały Chrystus „napełnia wszystko we wszystkim” (Ef 1, 23), jest konkretnie, choć subtelnie, wszechobecny.
Gdzie jest Ciało Chrystusa
Chrystusowym „ciałem i krwią” stały się realia codzienności. Jesteśmy zaproszeni do uznania świętości rzeczy i spraw przyziemnych (por. 1 Kor 10, 31), konsekrowanych przez to, że Syn Boga w nie wszedł, że nakarmił nimi przyswojoną cielesność, swe życie pulsujące ludzką krwią. Oraz że w nich tajemniczo pozostał „przez wszystkie dni, aż się skończy doczesność” (Mt 28, 20). Chodzi zwłaszcza o otwieranie się na rzeczywistą obecność Chrystusa w konkretnych ludziach z krwi i ciała. O przyjmowanie bliźnich – zwłaszcza tych niepozornych, lekceważonych, upadłych – jako sakramentu, bo „cokolwiek zrobiliście jednemu z tych najmniejszych, zrobiliście to Mnie” (por. Mt 25, 40).
Tak, obecność Chrystusa mamy przyjąć także w ludziach trudnych, także w ewidentnych grzesznikach, w osobach o połamanym charakterze. Bywa, że obecność Pana okazuje się przełamana jak hostia, przełamana ludzkim grzechem – ale też przełamana gestem miłości, bo Pan dzieli się chlebem swej obecności (łamie go) również z upadłymi. Zgodnie z Ewangelią Mateusza Chrystus daje nam siebie między innymi pod postacią „będących w więzieniu” i brak tu zastrzeżenia, że miałoby chodzić o uwięzionych niewinnie…
Dwudziestowieczna brytyjska mistyczka, Caryll Houselander (1901-1954), pisała o szacunku dla grzesznika oraz potrzebie „pocieszenia cierpiącego w nim Chrystusa”. Wskazywała, że nawet ktoś, kto Chrystusa w sobie uśmiercił i duchowo obumarł, pozostaje grobem Pana, oczekującym na Jego zmartwychwstanie.
Ale co z Najświętszym Sakramentem?
Powyższe stwierdzenia mogą zaniepokoić kogoś, kto odebrał tradycyjne katolickie wychowanie. Czy nie dochodzi tu do rozmycia nauki o Najświętszym Sakramencie, osłabienia należnej mu czci? Powtórzmy, że nie ma mowy o negacji słów Chrystusa: „To jest ciało moje (…) to jest moja krew przymierza, która za wielu będzie wylana” (Mk 14, 22.24). Nie ma mowy o lekceważeniu jedynej w swoim rodzaju formy obecności wśród nas „stojącego Baranka, jakby zabitego” (Ap 5, 6) – Zmartwychwstałego, w którym wciąż trwa złożona „raz na zawsze” (Hbr 10, 12) ofiara z życia.
W kruchej Hostii i łyku szlachetnego Trunku dotykamy naprawdę, choć przez „obłok” prostych, ziemskich form, Jego samego w „ciele i krwi”. Ale przecież robimy to właśnie ze względu na całe Jego życie wewnątrz i dokoła nas (por. Kol 1, 27). Przy całej wielkości Sakramentu, jest on ukierunkowany na coś jeszcze większego – Jezus mówi, że kto przez wiarę trwa w Nim, ten „dokona jeszcze większych rzeczy” niż On podczas swej ziemskiej misji (por. J 14, 12). Również trwanie Jezusa w nas i nasze w Nim (por. J 15, 4; 2 Kor 5, 17) jest jeszcze większym misterium, niż Jego trwanie pod postacią chleba. To drugie służy temu pierwszemu.
Stwierdzając to nie „rozmywamy” prawdy o Rzeczywistej Obecności, lecz raczej nasycamy tą prawdą wszystko (panta en pasin, Ef 1, 23), uświadamiając sobie jej zgęszczenie. Chrystus daje się nam we wszystkim i przez wszystko, bo przyjął wszystko, co nasze. To jest zresztą istotne przesłanie liturgii Eucharystii – Wieczerzy Pańskiej. Chrystus mówi w niej: wszystko, co moje, jest wasze, a wszystko, co wasze, jest moje. Wszystko jest przyjściem Chrystusa, na tysiące sposobów. Wszystko jest Go pełne.
Spożywać Go w całości
To raczej jednostronne skupienie się na kulcie Sakramentu bez wiązania go z życiem, w oderwaniu od przyziemnych konkretów, jest odmową „karmienia się ciałem i krwią” Pana. W taki sposób w gruncie rzeczy odcieleśniamy komunię z Nim. Chrystus mówi: „Bierzcie i jedzcie” (Mt 26, 26), chce być wewnątrz, wcielić się w nas, w nasze życie. Chce się ucieleśnić w naszej wspólnocie, Ekklesii, Gminie Zwołanych: „Wy zatem jesteście Ciałem Chrystusa…” (1 Kor 12, 27). Przyjmować Ciało Chrystusa to także afirmować społeczność wierzących, czuć się cząstką Kościoła – współodczuwać z nim (sentire cum Ecclesia), jak uczył św. Ignacy Loyola.
Na przekór kuszeniu przez „ducha anty-Chrystusa, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele” (por. 1 J 4, 3), możemy przyjmować Jezusa zawsze ucieleśnionego w konkrecie „kochania nie słowem i językiem, lecz działaniem i prawdą” (por. 1 J 3, 18). Odnajdywać dalszy ciąg Sakramentu Ołtarza w „sakramencie bliźniego”, jak uczył św. Jan Chryzostom. Każdego bliźniego, każdego, kto znajdzie się blisko.
A jeśli nie będziemy chłonąć tej realności Jezusa w nas i pośród nas, nie będziemy mieli w sobie życia. Jeśli nie otworzymy się na dialog ze Słowem (por. J 1, 1.14), które przenika codzienność, rozminiemy się z prawdziwym życiem. Jeśli nie pozwolimy Mu żyć naszymi sprawami, a sami nie będziemy żyć Jego miłością do nas i do każdego człowieka, to tak, jakbyśmy wypluwali Najświętszy Sakrament.
Przeczytaj również: Kryzys i Eucharystia
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE
ur. 1965, dr hab. teologii, dr filozofii. Od października 2023 r. adiunkt na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego, wcześniej długoletni pracownik Instytutu Teologii Fundamentalnej, Ekumenii i Dialogu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Wykładowca w seminarium duchownym salezjanów w Krakowie oraz łódzkim seminarium archidiecezjalnym. Wraz z żoną Magdaleną zaangażowany we Wspólnocie Chemin Neuf. Mieszka w Łodzi.