Bez więzi Kościół jest martwy

Kościół, czyli wspólnota, bez Boga w centrum i prawdziwych relacji, bez więzi, jest martwy. Nie ma znaczenia czy msza jest sprawowana on-line czy w realu.

„Czuję większą bliskość Boga na połoninie w Bieszczadach niż w kościele” – powiedziała jedna z moich koleżanek. Ze znajomymi w moim wieku, czyli przed czterdziestką, rozmawialiśmy o duchowości w ich życiu. Okazało się, że dla nich kwestia wiary nie ma żadnego znaczenia. Jest czymś nad czym się nie zastanawiają. Czymś, co w zasadzie nie jest dla nich ważne. 

I kiedy rozmawialiśmy o praktykach religijnych wszyscy moi rozmówcy byli jednomyślni: nie praktykują. Zasadniczo nie uczestniczą w liturgii. Co więcej: kryzys Kościoła i postawy biskupów spowodowały, że podjęta przez nich decyzja o zaprzestaniu regularnego chodzenia do kościoła jest w ich przekonaniu w pełni usprawiedliwiona. Dzięki niej bowiem nie mają poczucia legitymizowania działań biskupów. 

Muszę jednocześnie zaznaczyć, że żadna z tych osób nie zdecydowała się na oficjalną apostazję.

Doświadczenie czułości

Zarówno pandemia, jak i kryzys Kościoła zmusiły mnie do refleksji nad istotą chrześcijaństwa. W 2020 roku przeżywałam liturgię wielkoczwartkową w domu. Mój mąż obmył stopy mnie i naszym synom. Przeczytaliśmy Ewangelię, pomodliliśmy się, podzieliliśmy się chlebem i zjedliśmy koszerną kolację siedząc na ziemi, na kolorowym kocu w etniczne wzory. Mam głębokie przekonanie, że przeszliśmy wtedy jedną z najpiękniejszych liturgii w moim życiu.

To doświadczenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że Kościół, czyli wspólnota, bez Boga w centrum i prawdziwych relacji, bez więzi jest martwy. Nie ma znaczenia czy msza jest sprawowana on-line czy w realu. Istotą chrześcijaństwa nie jest rytuał, a więź z innymi, umocniona obecnością Boga. Tego doświadczam np. w swojej parafii. Mam to szczęście, że należę do jednej z najlepszych parafii w Polsce. Doświadczenie zwykłej ludzkiej życzliwości i otwartości na każdego jest tu chlebem powszednim. Przynależność do takiej parafii cementuje moją przynależność do Kościoła.

Jestem jednak świadoma, że większość ludzi w naszym kraju nie ma takiego poczucia. Nie doświadcza w swojej parafii czułości, o której tyle mówi papież Franciszek.

W Kościele pomimo biskupów

W przeciwieństwie do moich znajomych jestem w Kościele pomimo biskupów. Zdaję sobie sprawę, że jest to mało chrześcijańskie, że jest w pewien sposób wykluczające. Jednak lektura 34 rozdziału księgi Ezechiela (w którym Bóg mówi o pasterzach, którzy sami siebie paśli, a nie paśli owiec) budzi we mnie pewną nadzieję. 

Być może indolencja naszych pasterzy i arcypasterzy, ich przywiązanie do władzy i przywilejów, ich ślepota na krzywdę, brak empatii i solidarności ze zranionymi w Kościele ma służyć temu, że na nowo zaczniemy bardziej słuchać Pana, a mniej jego najemników. Ostatecznie: że zbliżymy się bardziej do Niego.

Przeczytaj również: Kościół czułych ludzi