Wytrzymać ciszę

Możemy przechodzić obok tych znaków zajęci różnymi przygotowaniami, czy swoimi sprawami, ale warto się im dać sprowokować i posiedzieć trochę w milczeniu.

Wielka Sobota to dziwny dzień w całym roku liturgicznym. Kościół nie sprawuje Eucharystii (wieczorna liturgia to przecież już świętowanie Zmartwychwstania), nie ma też na ten dzień przeznaczonej liturgii słowa. Odmawiana jest jedynie liturgia godzin. Duchowni zapewne na zmianę błogosławią pokarmy i spowiadają ostatnich, którzy wcześniej nie zdążyli, a w domach ostatnie sprzątanie, czy gotowanie na święta. Z braku aktywności kościelnej w postaci nabożeństw, czy liturgii traktujemy ten dzień nieco przejściowo, gdzieś między Wielkim Piątkiem, a Wigilią Paschalną. Na szczęście mamy swoje obowiązki, więc ominie nas zakłopotanie, co tu robić w tę Wielką Sobotę.

I tak wszyscy jakoś przetrwamy ciszę tego dnia, z którym nie do końca wiemy co zrobić. 

Zstąpił do piekieł

Zacznijmy zatem od wyjaśnienia jakie wydarzenie zbawcze wspominamy w ten dzień. Otóż w wyznaniu wiary mówimy, że „Chrystus zstąpił do piekieł”. Jest to chyba najbardziej, powszechnie niezrozumiały zwrot użyty w Credo, ponieważ często owe „piekieł” kojarzy się z tym co nazywamy piekłem. Pomimo podobieństwa w słowach różnica jednak jest zasadnicza. Inaczej mówiąc, Chrystus zstępuje do krainy umarłych, którą Pismo Święte określa terminem Szeol lub Hades. Znajdują się tam i niesprawiedliwi, i sprawiedliwi, którzy czekają na Zbawiciela. Jedni i drudzy nie mogą oglądać Boga, ponieważ umarli w grzechu pierworodnym, zatem w stanie nieposłuszeństwa wobec Boga. 

Chrystus zstępuje do piekieł, by wyprowadzić stamtąd sprawiedliwych i dać im oczekiwaną przez nich możliwość oglądania Boga. Dokonane przez Niego zbawienie jest dostępne rzeczywiście wszystkim ludziom: tym, którzy umarli przed Wcieleniem, żyjącym w czasie życia Jezusa na ziemi oraz tym, którzy dzięki świadectwu uczniów będą wierzyć w Niego. A sam Chrystus staje się rzeczywiście tym, który pokonuje śmierć, co dokładnie oznacza, że jednając nas z Bogiem kładzie kres beznadziei umierania. 

Już psalmista mówił: „to nie umarli chwalą Ciebie Panie, nie ci, którzy zeszli do Otchłani”.  Dramat śmierci polegał na perspektywie wiecznego nieoglądania Boga. Ziemskie życie z Bogiem ostatecznie kończyła smutna perspektywa Szeolu. Tymczasem Chrystus kluczem krzyża otwiera Szeol. Umierając jak każdy inny człowiek, zstępuje do Otchłani, skąd wyprowadza sprawiedliwych, by mogli już na wieki żyć z Bogiem. Jednocześnie tym samym kluczem zamyka beznadzieję śmierci. Odtąd każdy kto w Niego wierzy, choćby i umarł, żyć będzie na wieki.  W tym kontekście słowo „żyć” z Janowej Ewangelii interpretuje się nie w znaczeniu neutralnej egzystencji, ale jako szczęśliwe trwanie w Bogu. Stąd nasza chrześcijańska nadzieja: już nie ma dla nas dramatu śmierci, zostało tylko przejście do wiecznego życia.

Skoro On zamilkł

Zatem jak przeżyć Wielką Sobotę? W Wielki Czwartek i Piątek pomaga liturgia z wymownymi znakami, które pozwalają nam na nowo przeżywać Ostatnią Wieczerzę, czy Mękę Chrystusa. W przypadku Wielkiej Soboty wbrew pozorom też są pewne elementy pomagające w przeżyciu tego dnia. Po pierwsze to cisza w naszych kościołach (może z wyjątkiem godzin święcenia pokarmów), która towarzyszy całodziennej adoracji Najświętszego Sakramentu w Bożym Grobie. Po drugie, otwarte tabernakulum, goły ołtarz, wszystko to ma nam uświadomić rzeczywistą śmierć Chrystusa i Jego zstąpienie do Otchłani. Możemy przechodzić obok tych znaków zajęci różnymi przygotowaniami, czy swoimi sprawami, ale warto się im dać sprowokować i posiedzieć trochę w milczeniu. Zostawić wszystko inne na chwilę z boku. Pobyć samemu, w ciszy, bez wysilania się na wzniosłe rozważania teologiczne lub na odmawianie naszych stałych modlitw, czy zanoszenie szeregu próśb. 

Potrzebujemy Wielkiej Soboty z jej ciszą i milczeniem, ponieważ daje nam ona ważną życiową lekcję, że nie wszystko musimy komentować i rozumieć. Nie zawsze trzeba doradzać i rozwiązywać problemy. Skoro nawet Bóg dla nas zamilkł, to czemu my tak trudno godzimy się na zostawanie bez słowa? Jakbyśmy podskórnie czuli, że przecież musimy coś powiedzieć wobec tragedii, czy bólu z którym się stykamy. A może jednak nie musimy?

Boimy się krępującej ciszy, bo może zbyt mało tej niekrępującej mamy w produktywnej codzienności, gdzie ciągle chcemy oglądać rezultaty naszych działań. A wobec Jezusa złożonego w grobie, cóż możemy powiedzieć? Jaką mądrą radę Mu damy? 

I wobec Niego, i wielu naszych bliskich cierpiących po stracie, w chorobie, w traumie często więcej przyniesie miłująca obecność niż kolejna złota rada jak naprawić siebie i świat.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.