Duże miasto, jeden z wielu modnych food halli. Tu ludzie tłumnie przychodzą, by smakować kuchni z różnych stron świata, popijać drinki i spędzać czas w luźnej atmosferze – nie tylko w gronie znajomych, ale i wśród przypadkowych rozmówców. Na ścianach lokali pojawiło się nowe menu, a na stolikach ulotki z zaproszeniem: „Jest styczeń, zapraszamy na Dry January!„. Wśród propozycji uwagę zwraca bezalkoholowy drink Martini Floreale, z ginem 0% i nutą cytrusów. Zamawiany tu i ówdzie, zdaje się być próbą odpowiedzi na hasło miesiąca trzeźwości.
Więcej niż niszowy trend
Dry January (suchy styczeń) to inicjatywa, która z każdym rokiem zyskuje coraz większą popularność. Jej idea jest prosta – zrezygnować z alkoholu na 31 dni, by dać odpocząć organizmowi, oszczędzić trochę pieniędzy po świątecznych wydatkach i przetestować siłę woli. Kampania zainicjowana w 2013 roku przez brytyjską organizację charytatywną Alcohol Change UK szybko przekroczyła granice Wielkiej Brytanii, stając się globalnym fenomenem. Powody uczestnictwa są różne – od troski o zdrowie, przez chęć podjęcia noworocznego wyzwania, aż po potrzebę wprowadzenia odrobiny porządku w codzienny rytm życia.
Statystyki pokazują, że fenomen Dry January to już coś więcej niż niszowy trend. W tym roku aż 15,5 miliona Brytyjczyków, czyli niemal 23% populacji, zadeklarowało udział w wyzwaniu. Po drugiej stronie Atlantyku zainteresowanie również rośnie. W Stanach Zjednoczonych w ubiegłym roku uczestniczyło w akcji 25% dorosłych powyżej 21. roku życia, co oznacza wzrost w stosunku do 16% w 2023. Także w Polsce można dostrzec delikatne oznaki obecności tej inicjatywy. Chociażby w formie plakatów promujących napoje bezalkoholowe w modnych lokalach czy pubach.
Dry January to jednak nie tylko wyzwanie, ale także swoista odpowiedź na współczesne potrzeby. W czasach, gdy tradycyjne kalendarze świąt i postów odchodzą w niepamięć, wiele osób szuka nowych sposobów, by nadać swojemu życiu strukturę i cel. Warto więc zapytać: czy to chwilowa moda, czy może zapowiedź nowej kultury umiaru?
Styczeń czy sierpień?
Alkoholizm pozostaje w Polsce palącym problemem społecznym. Według danych, rocznie z powodu nadużywania alkoholu umiera ponad cztery tysiące osób, a siedemdziesiąt tysięcy trafia do szpitali. Szacuje się, że około dwunastu milionów Polaków doświadcza negatywnych skutków związanych z alkoholem w swoim otoczeniu. W odpowiedzi na ten problem Kościół katolicki w Polsce od 1984 roku ogłasza sierpień miesiącem abstynencji, zachęcając wiernych do dobrowolnej rezygnacji z alkoholu. W Apelu Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych na sierpień 2023 roku biskupi podkreślają: „Prośbę o dar dobrowolnej abstynencji w sierpniu kierujemy przede wszystkim do wierzących, aby w duchu odpowiedzialności za swoje życie, życie bliskich i wszystkich, których Bóg stawia na ich drodze, podjęli post w intencji trzeźwości narodu.”
Co poszło nie tak?
Patrząc jednak, jak wygląda nasza rzeczywistość, zastanawiam się, co poszło nie tak. Dlaczego akcja, która mogła odgrywać tak ważną rolę społeczną, dziś zdaje się nie wzbudzać większego zainteresowania? Czy to język apeli, który wydaje się zbyt patetyczny i moralizatorski? Czy może sposób komunikacji, który nie trafia do współczesnego odbiorcy? Wydaje się, że kiedyś miało to większą siłę oddziaływania: pamiętam z młodości, jak mężczyźni z całych wiosek w Borach Tucholskich w środku lata wyrzekali się alkoholu, „dla Najświętszej Panienki”. Dziś widzę jedynie przysypianie coraz większej liczby wiernych podczas odczytywania listów biskupów w kościołach lub exodus bardziej mobilnych parafian do tych parafii, w których duchowni skupiają się na głoszeniu homilii zgodnej z tekstami liturgicznymi, pomijając kolejne epistoły episkopatu.
Czy jako wspólnota wierzących nie byliśmy gotowi na unowocześnienie tego przekazu? Czy zabrakło wysiłku, by połączyć tę istotną inicjatywę z językiem, który przemawia do ludzi żyjących w innej rzeczywistości niż czterdzieści lat temu? W świecie, w którym kampanie takie jak Dry January przyciągają uwagę dzięki prostemu, uniwersalnemu przekazowi i pozytywnym wyzwaniom (i w dodatku są promowane dokładnie tam, gdzie alkohol się sprzedaje) mam poczucie, że coś wartościowego gdzieś nam umknęło.
***
Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.

Katarzyna Banc – inżynier oprogramowania, psycholog. Prowadzi warsztaty z zakresu psychologii i na styku psychologii i duchowości, pomaga w rekolekcjach ignacjańskich, towarzyszy duchowo potrzebującym. Wcześniej dziennikarka “Gościa Niedzielnego” i katechistka w ośrodkach katechumenalnych w Krakowie i Szczecinie. Konsekrowana w Archidiecezji Gdańskiej.