Sędzia sprawiedliwy?

Bóg jako kochający Ojciec pozwala nam podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje. Jedocześnie jest tym, który czyni nas sprawiedliwymi, czyli żyjącymi zgodnie z Jego wolą.

Zdaje się, że większość naszych nieporozumień we wzajemnej codziennej komunikacji (ale też w rozumieniu wiary) wynika z niedocenienia kontekstu lub też używanych przez nas słów. Często nam się wydaje, że coś lub kogoś rozumiemy. Ale jeśli zadać pytanie o definicję jakiegoś zagadnienia, czy o jego zrozumienie okazuje się nieraz, że nie wiemy jak to naprawdę jest. Z czego to wynika?

Najprawdopodobniej odpowiada za to często zbyt uproszczone opowiadanie o wierze. Traktujemy kwestie związane z wiarą zerojedynkowo. A tymczasem niebagatelne znacznie ma kontekst i definicja słów, które na pierwszy rzut oka wydają nam się zrozumiałe.

Sztandarowym przykładem tego typu nieporozumienia jest znana (chyba wszystkim) prawda wiary o Bogu sędzi sprawiedliwym, który za dobro wynagradza za złe karze. Osobiście – gdy tylko mogę – proszę przyszłych katechetów, żeby jednak nie uczyli jej w szkołach, ponieważ bez gruntownego wytłumaczenia, a właściwie przetłumaczenia bardzo trudno poprawnie o niej opowiedzieć, tak by nie wzbudzać w dzieciach niepotrzebnego lęku przed Bogiem. Poza tym zobowiązani jesteśmy do wiary Credo, a nie w sześć prawd wiary. A w nicejsko-konstantynopolitańskim wyznaniu wiary również wyznajemy prawdę o sądzie nad żywymi i umarłymi, który dokona się po chwalebnym przyjściu Chrystusa. 

Sędzia

Co jest nie tak z tą kontrowersyjną, jedną z sześciu prawd wiary? Przede wszystkim sieć naszych skojarzeń. Sędzia kojarzy się nam bowiem z sądem do którego idziemy, by rozstrzygnął naszą sprawę. Powinien być obiektywny i niespokrewniony z nami, by nie zachodziło ryzyko kumoterstwa. W sądzie jesteśmy przesłuchiwani, ale wyrok jest zależny tylko od sędziego. Nie mamy tutaj nic do powiedzenia. Przy takiej wizji sądu (a w związku z tym i w naszej relacji z Bogiem) pozostajemy na poziomie biernych odbiorców, zdanych na autorytarnego Boga, z którym się nie dyskutuje i nie polemizuje. Co więcej: Boga, który nie bierze pod uwagę nas w całości, a ocenia nas tylko po tym, co zrobiliśmy. 

Tymczasem biblijne rozumienie sądu nie ma nic wspólnego z obiektywizmem i brakiem zaangażowania. W pierwotnej intuicji Izraela Żydzi czekali na sąd. Pragnęli dnia Pańskiego, ponieważ sąd oznaczał dla nich Bożą interwencję, oddzielenie dobra od zła. Bóg, którego znamy z kart Pisma Świętego nie nadaje się na sędziego według standardów naszego kontekstu kulturowego. Jest absolutnie stronniczy i zaangażowany w ocalenie tych, których sądzi. 

Kara

Po drugie, kontrowersyjne jest pojęcie kary i nagrody. Właściwie mamy tu odwrócenie porządku. Słyszymy, że Bóg daje nam nagrodę za nasze dobre czyny, a karze za złe. Brzmi to tak, jakby nagroda należała się za dobre sprawowanie, a kara była odpowiedzią na wyrządzone przez nas zło. Kiedy jednak na zajęciach pytam, czym jest ta kara, praktycznie nikt nie umie na to pytanie odpowiedzieć. Tymczasem przekładając te kwestie na nasz współczesny kontekst należałoby powiedzieć, że i kara i nagroda to po prostu konsekwencje popełnionych przez nas czynów. Bóg z miłości pozwala nam podejmować decyzje, także złe. Jednocześnie – pełen szacunku – daje nam możliwość doświadczenia konsekwencji tego, co zrobiliśmy. 

Świetnie to widzimy w naszej codzienności. Gdy budujemy relację z drugim człowiekiem widzimy zwykle pozytywny skutek okazywanej troski, zainteresowania czy spędzania wspólnie czasu. Konsekwencją tych czynów jest więź między nami. Relacja, która nas cieszy. Z kolei, gdy się z kimś pokłócimy, to samo pójście do spowiedzi i może nawet próba pojednania się z nim niestety często nie wystarczą, by relację odbudować. Nieraz potrzeba dość długiego czasu, by danie sobie drugiej szansy przyniosło owoce. Popularne mówienie o spowiedzi jako o duchowym prysznicu wypacza tu nasze rozumienie tego sakramentu. Niszczy okazję do tego, byśmy uczyli się odpowiedzialności i podejmowali konkretne postanowienia, działania służące posprzątaniu pogrzechowego bałaganu. Tymczasem Bóg nam grzechy przebacza, a nasza relacja z Nim dodaje nam sił i wszelkiej pomocy, byśmy w tych duchowych porządkach nie byli sami. 

Nagroda

Co zatem z nagrodą? To tutaj sytuacja jest właśnie nieco odwrotna. Bo o ile odpowiedzialność za zło ponosimy sami, o tyle każde dobro, które jest naszym udziałem dokonuje się zawsze z Bożego działania w nas. Przypomina nam o tym św. Paweł, gdy w liście do Filipian mówi: „Bóg jest w nas sprawcą chcenia i działania zgodnie z Jego wolą”. Nieco kuriozalne jest zatem mówienie o jakieś nagrodzie, skoro i tak dobro, które czynimy ostatecznie jest z Bożej inspiracji, działania w nas i naszej współpracy z Nim. Jakkolwiek nazwalibyśmy tę współpracę, zawsze działanie Boże w nas i dla nas jest niewspółmiernie większe od tego, co my wnosimy. 

Sprawiedliwość

Na koniec trzeba by rozprawić się z pojęciem sprawiedliwości. Biblijny człowiek sprawiedliwy to taki, który postępuje zgodnie z wolą Bożą, z Bożym zamysłem, z Jego planem zbawienia. Bóg zatem – jako sprawiedliwy – widzi, na ile nasze życie zgadza się z tym planem, a na ile nie. Cały Stary Testament przekonuje nas o tym, że choć nie brakuje w historii Izraela tych którzy uznani zostali za sprawiedliwych i pełniących wolę Bożą, to jednocześnie człowiek sam z siebie nie potrafi osiągnąć zaplanowanej przez Boga sprawiedliwości. 

Ponadto Bóg sprawiedliwy to jednocześnie Bóg usprawiedliwiający, czyli czyniący nas sprawiedliwymi. Cała historia zbawienia jest tego dowodem, a ostatecznym stał się dla nas Jego Syn, Jezus Chrystus.

Jak zatem można by przeformułować znaną prawdę wiary o Bogu wynagradzającym i karzącym? Mogłoby to brzmieć następująco: Bóg jako kochający Ojciec pozwala nam podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje. Jedocześnie jest tym, który czyni nas sprawiedliwymi, czyli żyjącymi zgodnie z Jego wolą.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.