Dlaczego taki temat? Otóż najlepszym dla mnie źródłem inspiracji są dziejące się wydarzenia i dyskusje ze studentami bądź innymi słuchaczami prowadzonych przeze mnie zajęć. Tym razem do zajęcia się tematem cierpienia skłonili mnie studenci.
Zespół poglądów, które pojawiają w wypowiedziach prawie każdej grupy słuchaczy sprowadza się do: konieczności cierpienia do zbawienia, ofiarowywaniu go za innych, Bożego zsyłania cierpienia na człowieka, czy próby, którą każdy musi przejść. Z czym więc zazwyczaj jest problem?
Dlaczego?
Po pierwsze z tym, kto jest za cierpienie odpowiedzialny. Tu najczęściej w roli winowajcy pojawia się Bóg i Jego wola. Ktoś umiera, przeżywa tragiczny wypadek, czy doświadcza zawirowań życiowych, a życzliwi mu ludzie tłumaczą to wolą Bożą. Bóg tak chciał i tyle. Druga skrajność to zrzucanie wszelkich trudności, cierpień, niepowodzenia na złego ducha i jego szkodliwe działanie wobec człowieka. Kto zatem jest odpowiedzialny za trud i ból który nas dotyka?
Zanim odpowiemy na to pytanie, warto przypomnieć sobie księgę Hioba. Główny bohater przez trzydzieści pięć rozdziałów mierzy się ze swoim bólem i szuka odpowiedzi, dlaczego go to spotkało. Próbują mu w tym pomóc przyjaciele, doszukując się w nim winy, grzechu jego bądź jego bliskich. Cierpienie miałoby być karą za grzechy Hioba bądź członków jego rodziny. Na koniec wypowiada się Bóg. Nie odpowiada na dręczące Hioba i towarzyszy pytanie „dlaczego?”, ale objawia się jako Pan i Stworzyciel całego stworzenia. Przychodzi do Hioba, spotyka się z nim i koncentruje jego spojrzenie już nie na przeżywanym cierpieniu, ale na Nim. Prowadzi to Hioba do odkrycia nowego wymiaru relacji z Bogiem. Sam zresztą to na końcu przyznaje, gdy mówi: ”dotąd znałem Cię ze słyszenia teraz ujrzało Cię moje oko” [Hi 42,5].
Intuicja zawarta w księdze Hioba sprowadza się do pewnej powściągliwości ocenach źródła doświadczanego cierpienia. Zresztą za swoje nazbyt pochopne tezy upomniani zostają też przyjaciele Hioba.
Po co?
I tu dochodzimy do kolejnej kwestii. Jeśli już cierpienie się pojawia, to oprócz zrzucania odpowiedzialności za nie na kogoś pojawia się pytanie o jego wartość. Inaczej mówiąc: po co mi ono jest? Było mi w życiu za dobrze, więc Bóg mnie doświadcza, żebym nie popadł w pychę? A może mój ból jest potrzebny do zbawienia innych ludzi, którzy na przykład odrzucają Boga i jego działanie? A może mam swoim cierpieniem wynagrodzić Bogu grzechy innych? Czy wreszcie: Bóg zsyła na nas trudności żebyśmy się czegoś nauczyli, odkryli nowe perspektywy w swoim życiu.
Wszystkie te poglądy mają wspólny mianownik: jest nim przekonanie, że Bóg potrzebuje naszego bólu i trudu, by nas doprowadzić do jedności z sobą. Inaczej się nie da. W dodatku sprawiedliwi muszą złożyć ofiarę za grzeszników, by załagodzić Boży gniew albo wyprosić miłosierdzie. Problem z takim postrzeganiem kwestii zła i cierpienia sprowadza się do pomieszania między tym, co my i Bóg potrafimy zrobić z tym co nas spotyka, z przyczynami naszych dramatów. Bóg nie chce dla nas zła i nie potrzebuje go ani dla naszego zbawienia, ani dla innych. Radykalnie natomiast szanuje wolność swoich rozumnych i wolnych stworzeń, dopuszczając konsekwencje ich wyborów. Jednocześnie jednak nie przestaje o nas walczyć. Ze zła wyprowadza dobro i wzbudza w ludziach miłość i współczucie dla tych, którzy się źle mają, by byli dla nich znakami Jego miłości i opieki.
Przestań cierpieć
Tak naprawdę do końca nie wiemy, dlaczego spotykają nas takie czy inne trudności. Czasem widzimy związki przyczynowo-skutkowe między naszym lub innych działaniem, czasem nie. Natomiast zawsze możemy zareagować na to, czego doświadczamy. Jedną z pierwszych rzeczy, którą dobrze jest zrobić, to pomóc sobie, by – jeśli to tylko możliwe – jednak nie cierpieć.
Niby to oczywiste. Gdy boli idziemy do lekarza lub zażywamy środki przeciwbólowe. Dlaczego pozwalamy, żeby ktoś nas ranił emocjonalnie? Przecież taka bierność wobec krzywd zadawanych naszej psychice nie służy ani temu człowiekowi, ani nam. Jeśli forsujemy swoje obolałe ciało to ostatecznie możemy doprowadzić do poważnych problemów zdrowotnych. Psychika też ma swoje granice. Gdy ich nie szanujemy szybko możemy się o nie rozbić. Jeśli tylko można ulżyć sobie w cierpieniu to należy to zrobić, oczywiście w moralny i humanitarny sposób. Jest to wyrazem miłości i szacunku do siebie samego, a te przecież są bardzo ściśle związane z naszą miłością bliźniego.
Nie bądź superbohaterem
Jeśli jednak dbamy o siebie, reagujemy na swój ból, a mimo to doświadcza nas cierpienie zawsze możemy próbować przeżywać je w szczerej relacji do Boga. Ale tu znowu istotna jest owa szczerość i odejście od bycia super bohaterem w stylu: „zrobię to dla Ciebie Jezu” czy „wiem, że tego cierpienia i modlitwy potrzebuje grzeszny świat”. Tu znowu sprostowanie. To Jezus cierpiał za nas. Jeśli za naszym znoszeniem cierpienia dla Niego stoi po prostu pragnienie przeżywania bólu z Nim (co jest formą zaproszenia Go do tego doświadczenia), to pewnie pomoże nam to wzrastać w relacji z Nim. Gorzej, gdy za naszą ofiarą ukrywa się myślenie: trzeba Cię Jezu zadowolić, przebłagać. I drugie: możemy cierpienie ofiarowywać jako modlitwę za innych, ale nie jest ono zsyłane specjalnie, by jedni cierpieli za drugich.
To konkretny człowiek decyduje co ze swoim trudnym doświadczeniem robi. Zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku ważna jest szczerość przed Bogiem. Hioba ostatecznie owa szczerość uratowała, mówił wprost co myśli, co czuje. Można w cierpieniu nie umieć się modlić z bólu. Można chcieć od niego uciec. To są wszystko naturalne reakcje, do których każdy ma prawo. Można się i nim modlić, można trud bólu oddawać jako modlitwę za innych. Ale najważniejszą jest otwartość serca i szczerość.
Bo może i jak u Hioba przyjdzie nam czekać w milczeniu i niezrozumieniu sytuacji przez wiele rozdziałów naszego życia. Tym jednak, co nas przez to przeprowadzi, będzie trwanie w relacji z Bogiem, na ile będziemy w tej niełatwej sytuacji potrafili.
***
Sięgnij do innych tekstów autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
Doktor teologii dogmatycznej, wykładowca w Archidiecezjalnym Centrum Formacji Pastoralnej, współpracuje z Wydziałem Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego.