Nowy dom, nowa Ojczyzna

Nie na darmo Kościół - Nowy Lud Boży - nie jest narodowy, czyli związany z jednym konkretnym narodem i jego kulturą. W Bożym planie powołany został, by gromadzić rozproszone dzieci Boże z każdego języka, ludu i narodu.

Ile czasu potrzebujesz, żeby się spakować, kiedy na progu waszego domu staną ludzie z automatami i powiedzą: wynosić się, transport czeka? Bo przecież to nie jest podróż: z podróży się wraca. Nie emigracja: emigrację się wybiera. W obu wypadkach jesteście podmiotem tego działania. A tu kluczowe jest słowo – „transport”, wy zaś jesteście bagażem, statystyczną jednostką w masowych przewozach (…). 

Cudza, niewidoczna wola wyrywa was jak drzewo z korzeniami z waszego jedynego na świecie domu, rodzinnego (własnego, drogiego), jak przedłużenie waszego ciała, krajobrazu pamięci rodowej, i przenosi gdzieś po mapie w kierunku braku wiadomości, w nieznane: teraz wasz dom jest tutaj, ukorzeniajcie się na nowo. Jeśli się nie ukorzenicie, uschniecie – no cóż. Wasza wina. 

Gdy powtarza się ten eksperyment na kilku pokoleniach, człowiek-drzewo oduczy się głębokiego zapuszczenia korzeni. Nie zżyje się tak naprawdę z żadnym miejscem, niczym ofiary brutalnie zdeptanej pierwszej miłości, które przez całe życie boją się pokochać po raz drugi.”

Cytat za: O. Zabużko, Planeta Piołun

Wynosić się, transport czeka!

Autorka powyższego cytatu, znana ukraińska pisarka i eseistka Oksana Zabużko w przytoczonym we fragmencie eseju „My, deportowani. Koda” mierzy się z tragicznym zjawiskiem przymusowych deportacji dokonywanych w Ukrainie i z jego boleśnie egzystencjalnymi konsekwencjami. Przywołany fragment pochodzi z tekstu napisanego w roku 2016. Możemy jednak znaleźć liczne (niestety!) przykłady całych społeczności, które ten dramat przeżyły. Wystarczy popatrzeć na obecny czas wojny w Ukrainie albo na doświadczenia poprzednich pokoleń, nie tylko Ukraińców – w naszej historii też nie brakuje przesiedleńców.

W dalekich dla nas Chinach dziś właśnie masowo prześladuje się Ujgurów. Nie tyle ich się nawet przesiedla, co zamyka w obozach koncentracyjnych, a dzieci odbiera rodzicom i umieszcza w chińskich rodzinach, by wyrosły na prawowitych Chińczyków… Tak można by wymieniać bez końca. Mniejsze społeczności, które nagle zostały wyrzucone ze swojego domu przez większego i silniejszego, bo ktoś stwierdził, że odtąd nie mogą już mieszkać tam, gdzie do tej pory. A z utratą kawałka ziemi wiąże się utrata znanej społeczności, kultury, czasem i rodzimej wiary, która niekoniecznie możliwa jest do praktykowania w innych miejscach na świecie. Rzeczywiście, człowiek zostaje tylko z tym co spakował do walizki i serca.

Miejsce dla wszystkich kultur

Zmierzenie się z tym bolesnym doświadczeniem, które na nowo staje się dla nas bliskie i obecne gdy słyszymy relacje osób doświadczających wojny w Ukrainie, może nam pomóc zobaczyć Kościół z innej strony niż dotychczas.

Nie na darmo Kościół – Nowy Lud Boży – nie jest narodowy, czyli związany z jednym konkretnym narodem i jego kulturą. W Bożym planie powołany został, by gromadzić rozproszone dzieci Boże z każdego języka, ludu i narodu. Zbyt dużym uproszczeniem byłoby jednak stwierdzenie, że jest on w swoich strukturach i funkcjonowaniu akulturowy. Wręcz przeciwnie, kultura danych społeczności nie tylko wpływa na przeżywanie wiary, ale też znajduje odzwierciedlenie w sposobie funkcjonowania Kościoła. Fakt ten staje się oczywisty, gdy chociaż pobieżnie prześledzi się historię chrześcijaństwa (problem pojawia się raczej wtedy, gdy nie doceniamy wpływu danych kultur na tradycję biblijną czy teologiczną). 

Kościół zatem nie jest tworem wyabstrahowanym kulturowo. Wręcz przeciwnie, daje każdej kulturze możliwość zaistnienia i odnalezienia się właśnie w nim. Na tym polega jego powszechność (która nie powinna być zredukowana do zeuropeizowania chrześcijaństwa na świecie). Ta dialogiczność między rodzimą tradycją i kulturą a wiarą to zadanie trudne i wymagające. Wiemy o tym już od czasów Dziejów Apostolskich i postawienia pytania, co poganie powinni zachować z tradycji żydowskiej. Nad inkulturacją, która nie zmieni się w tani synkretyzm religijny łamią sobie głowę w praktyce misjonarze, a w teorii misjolodzy i religiolodzy.

Wykorzenieni

Rozstrzygnięcia teologiczne, choć ważne i ciekawe, na co dzień nie dotykają nas bezpośrednio. Pewnie częściej mierzymy się ze wspomnianym przez Oksanę Zabużko doświadczeniem wykorzenienia – czasem pojawia się ono wielokrotnie na przestrzeni zaledwie kilku pokoleń. Wystarczy posłuchać człowieka, dać mu czas, by powiedział więcej. By doszedł do zmierzenia się z pytaniem: skąd jesteś? a Twoja rodzina? Odpowiedź na te pytania wyjaśnia wiele, bo okazuje się, że nasz rozmówca nosi gdzieś na sobie awersje, rany, traumy poprzednich pokoleń. Może już – na szczęście – tylko jako słabe blizny. Nie zrzuca się ich z siebie jak niepotrzebny bagaż, kształtują nasze tu i teraz. Jesteśmy przecież i z czyjegoś szczęścia, i z przeżytego cierpienia. A do tego dochodzą jeszcze i dzisiejsze wzloty i upadki.

Kościół na tę ranę wykorzenienia ma egzystencjalną pomoc i odpowiedź. Słowo Boże, sakramenty i wspólnota są lekarstwem na noszony w sercu głód domu czy swojego miejsca na świecie. Pomaga też uporać się z traumą straty, odnaleźć poczucie bezpieczeństwa i przejść egzystencjalny ból z pytaniem bez odpowiedzi: dlaczego?

Dom Ojca

Boże słowo diagnozuje i wskazuje, że przemija postać tego świata. Jesteśmy tu pielgrzymami, zatem opuszczanie domu (choć zawsze bolesne – czy to przymusowe, czy z wyboru) będzie miało miejsce. Lekarstwem jednak nie jest skonstruowanie sobie prowizorycznej chatki, którą zawsze można spakować, a tym samym uniknąć angażowania się w relację z tymi, których dostajemy tu i teraz. Słowo Boże daje nam obietnicę, że nasza ojczyzna jest w niebie. W domu Ojca jest mieszkań wiele: tam nie będziemy już wprowadzać i nikt nas nie wyrzuci. Relacja z Tym, który nas przyjmuje i zawsze ma dla nas miejsce leczy głodne i wykorzenione serce, daje prawdziwie trwałą ojczyznę. Jest ukojeniem na ból straty własnego kawałka ziemi. 

W sakramentach już zaczynamy doświadczać spełnienia tej obietnicy i smakować, co znaczy mieć dom nie ludzką ręką uczyniony. A wspólnota Kościoła i relacje w niej (w naszych realiach raczej wspólnoty w Kościele) dają nam więzi nieraz znacznie silniejsze niż rodzinne, bo oparte na solidniejszym fundamencie. Nie na pokrewieństwie, a na Jezusie.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.