Życie mamy jedno, czas do dyspozycji również. Warto zatem wiedzieć, czy i dlaczego wiara w Jezusa Chrystusa jest dla nas podstawową sprawą życia.

W ostatnich latach mierzymy się w Kościele z pokoleniowym i kulturowym brakiem zrozumienia między tymi, którym nie schodzi z ust, odmieniane przez wszystkie przypadki słowo „musisz” (wierzyć, modlić się, chodzić do Kościoła), a tymi, dla których jakakolwiek forma zobowiązania odczytywana jest jako przemoc, czy opresja.

Wiadomo, że skrajności często prowadzą do nadużyć. Im większe i radykalniejsze, tym więcej pochłaniają środków i energii. Potrzebują też wznioślejszych uzasadnień i teologicznych argumentów. W przypadku wiary sprawa wydaje się być jednak nadzwyczaj delikatna. To jak postrzegamy wiarę, czyli naszą relację do Boga, ma bowiem kolosalne znaczenie nie tylko dla naszego postępowania, ale też postrzegania chrześcijaństwa w ogóle.

Tak naprawdę nie ma przekonywującego argumentu, dla którego osoby niewierzące miałyby brać udział w różnego rodzaju praktykach pobożności chrześcijańskiej. Mówiąc: osoby niewierzące mam na myśli tych, którzy nie mają doświadczenia wiary, żywej relacji z Jezusem Chrystusem. Bez doświadczenia spotkania z Nim nie ma niezbędnej podstawy do integralnego przeżywania chrześcijaństwa, do zaangażowania całej osoby. Zostajemy jedynie na poziomie praktyk, pewnego przyzwyczajenia. Obrzędowości, być może zaspokajającej gdzieś nasze potrzeby religijne.

Kluczowy wybór

Gdy mówię o doświadczeniu wiary nie mam jednak na myśli spektakularnych objawień ani nawrócenia niczym Paweł udający się do Damaszku. To może być coś bardzo zwykłego, prostego i codziennego, ale jednak jest to przeżycie, które skłania mnie do podjęcia świadomego wyboru. Ostatecznie chodzi tu o wybór Osoby oraz zdecydowanie się na relację.

Oczywiście, że w tym wybieraniu Jezusa jesteśmy tylko sobą. W zależności od momentu w życiu ta odpowiedź jest mniej lub bardziej dojrzała czy kompletna. I na to też trzeba się zgodzić. I wobec siebie i wobec innych. Odpowiadając na Boże przychodzenie dajemy Bogu siebie. I to jest aż tyle i tylko tyle jednocześnie. Ważne, by spróbować postawić sobie pytanie i dać na nie szczerą odpowiedź: dlaczego się modlę? chodzę do kościoła? praktykuję?

Zmierzenie się z tymi pytaniami ostatecznie wiele warunkuje w naszym życiu, a tym samym i w postawie wobec innych. To kwestia fundamentalna. Wybór, decyzja, jasne określenie podstawowego ukierunkowania jest niezwykle istotne dla wszystkich naszych działań. Tylko w ten sposób można przynajmniej próbować zachować w naszej codzienności pewną konsekwencję lub wdrożyć samodyscyplinę.

Jeśli decyzja wiary to tylko jedna z wielu orientacji, to nic dziwnego, że czasem czujemy się nieco zmieszani i zagubieni. Trudno trzymać wiele srok za ogon. Gdy wszystko jest tak samo ważne pojawia się napięcie, szarpanina. Życie mamy jedno, czas do dyspozycji również. Wyborów życiowych podejmujemy – wbrew pozorom – też tylko skończoną liczbę. Warto zatem wiedzieć, czy i dlaczego wiara w Jezusa Chrystusa jest dla nas podstawową sprawą życia.

W tej sprawie rzeczywiście warto dać sobie i innym wolność. Tu absolutnie jej potrzebujemy.

Jeśli wybieramy…

Jeśli wybieramy wiarę, świadomą relację z Jezusem, to ta decyzja pociąga za sobą szereg konsekwencji. Od zwykłego ustawienia priorytetów w codzienności po zgodność innych ważnych decyzji z tą najważniejszą i podstawową. W tym procesie stopniowej integracji naszego człowieczeństwa wokół najistotniejszego dla nas wyboru pojawia się miejsce na kształtowanie konsekwentnego postępowania. Wymaga ono jednak pewnego samozaparcia, nieulegania chwilowym zachciankom, ustawienia priorytetów.

I tu pojawia się miejsce na samodyscyplinę, niekiedy także na użycie słowa „muszę”. Muszę coś zrobić, z czegoś zrezygnować, czemuś się poświęcić. Jednak owo „muszę” jest skutkiem ubocznym. Naturalną konsekwencją mojego fundamentalnego „chcę” jako podstawowego wyboru.

Sprawdzianem, czy praktykowana przez nas samodyscyplina została w nas zintegrowana z wolnym wyborem wiary jest nasza wolność dawana drugiemu i brak frustracji. Gdy zaczynamy innych zmuszać, mobilizować na siłę albo sami się frustrujemy, że ciągle coś musimy, to jest to widoczny znak jakieś naszej dezintegracji. Zmuszania się tam, gdzie powinna być wolność, wolności tam, gdzie jednak konieczna byłaby stanowcza konsekwencja.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.