Konkurs Chopinowski i Boża wirtuozeria

Na szczęście nie brakuje nam i dziś nie tylko pianistycznych, ale i Bożych wirtuozów. Ludzi, którzy przemawiają bez słów, po prostu całym sobą – swoją postawą, podejściem do obowiązków, stosunkiem do drugiego człowieka.

W minionym tygodniu zakończył się XVIII Międzynarodowy Konkurs Chopinowski. To jedno z najbardziej prestiżowych wydarzeń kulturalnych odbywa się regularnie co pięć lat. Jedynie w tym roku wyjątkowo przerwa wynosiła sześć lat – ze względu na ograniczenia związane z pandemią Konkurs został przełożony o rok. Do Warszawy zjechali się najlepsi młodzi pianiści z całego świata. Nie brakło więc reprezentantów Japonii, Chin, Ameryki, Korei, Włoch, Hiszpani, Rosji i oczywiście Polski.

W trwających w sumie cztery etapy konkursowych zmaganiach artyści przygotowali melomanom prawdziwą muzyczną ucztę. Nie sposób znaleźć dostateczne słowa uznania dla talentu, niesamowitej techniki pianistycznej, wrażliwości muzycznej oraz wszystkich artystycznych doznań zaserwowanych przez młodych, choć już doświadczonych muzyków.

Bezsłowny zachwyt

Co opisana pokrótce historia konkursowa może mieć wspólnego z chrześcijaństwem? Otóż zapewne wielu melomanów, zwłaszcza pasjonatów muzyki klasycznej czy po prostu muzyki instrumentalnej, zgodzi się z twierdzeniem, że jest w niej coś co porusza człowieka i prowadzi go do odczuć, które wykraczają poza świat stosowanych na co dzień pojęć. Niekiedy to doświadczenie wprost może doprowadzić do… modlitwy, do jakiegoś trudnego do wyrażenia doświadczenia obecności Boga. Czy to pod wpływem muzyki, czy po prostu z trwania na modlitwie, człowiek zaczyna przeżywać swoją wiarę w ambiwalencji między koniecznością słowa, Bożego słowa zawierającego Objawienie, a doświadczeniem Boga, który jest zawsze większy, niż to co można o Nim powiedzieć. Boga, który jest jednocześnie wypowiedzianą w swoim Słowie i niewypowiedzianą do końca, co do swojej istoty, Tajemnicą. Na płaszczyźnie życia duchowego ów bezsłowny zachwyt nazywamy kontemplacją.

Wierność i pasja

Z drugiej strony chyba można powiedzieć, że w chrześcijaństwie o to właśnie chodzi, by być Bożym wirtuozem? Kimś kto łączy w sobie profesjonalizm i niezbędne umiejętności, by jak najlepiej móc wykonać nawet bardzo trudne zadania, a jednocześnie angażuje się w to co robi całym sercem. Przez wykonywane obowiązki wyraża się jego pasja, poczucie sensu, przede wszystkim zaś miłość do drugiego.

Niezwykłym fenomenem różnego rodzaju rywalizacji muzycznych – tak rozrywkowych, jak i klasycznych – jest to, że ocena jest tu dwuwymiarowa. Z jednej strony bierze się pod uwagę umiejętności uczestników, pewną wierność i zrozumienie dla tego co kompozytor chciał przekazać, z drugiej ważny jest osobisty wkład i emocjonalne zaangażowanie artysty wykonującego dane dzieło. Bez pierwszego nie ma wirtuozerii, bez drugiego nie ma pasji. Zostaje bezduszne rzemiosło.

Na chrześcijańskiej drodze wiary oba elementy, zapożyczone z konkursów muzycznych, są równie istotne. Chodzi przecież o to, by stawać się coraz bardziej podobnym do Chrystusa, we wszystkim i przez wszystko co wynika z powołania, z codzienności. Z drugiej strony jest to przecież zawsze wyjątkowe, indywidualne, jedyne w swoim rodzaju odczytanie przez konkretnego człowieka tej Bożej partytury. Harmonijnemu połączeniu obu aspektów towarzyszy zawsze Duch Święty. Poucza On i przypomina wszystko, co przekazał uczniom Jezus, ale też prowadzi i daje miłość. Tak, by przez swoją codzienność każdy mógł zrealizować ten potencjał, który złożył w nim Bóg.

Talent i wysiłek

I wreszcie: wspaniałe występy, których byliśmy świadkami w ostatnich tygodniach są owocem talentu, ale także ciężkiej pracy, godzin, lat, ćwiczeń, wewnętrznej dyscypliny, kolejnych etapów muzycznego rozwoju. To również niezwykle korespondujące z doświadczeniem duchowym zjawisko. Z jednej strony Bóg w swoim wyjściu do człowieka jest jak podarowany każdemu z nas muzyczny talent. Z drugiej – rozwinięcie go polega właśnie na podjęciu pewnego wysiłku, trudu, tego wszystkiego co ogólnie nazywamy ascezą chrześcijańską. Jak doskonała technika pianistyczna nie jest celem samym w sobie, a jedynie środkiem, który służy przekazowi artystycznemu, tak asceza chrześcijańska również jest swego rodzaju ćwiczeniem niezbędnym do naszego postępu w relacji z Bogiem. Muzyczni mistrzowie nie muszą już skupiać się na swojej technicznej sprawności. Po prostu siadają i grają. Podobnie jest w życiu duchowym. Po latach praktyk mamy pewnego rodzaju sprawność w tym Bożym muzykowaniu. 

Na szczęście nie brakuje nam i dziś nie tylko pianistycznych, ale i Bożych wirtuozów. Ludzi, którzy przemawiają bez słów, po prostu całym sobą – swoją postawą, podejściem do obowiązków, stosunkiem do drugiego człowieka. Nie muszą być znani z mediów. Nie domagają się zaszczytów. W ich obecności nie trzeba się stresować, że się źle wypadnie.

Poznajemy ich nie po krzykliwych strojach, wyrafinowanych słowach, czy wyszukanym stylu bycia. Rozpoznajemy tylko po jednym – po miłości.

Przeczytaj również: Czy pobożność może być szkodliwa?

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.