Jeden w trzech Osobach

Z tej perspektywy nieco inaczej wyglądać musi nasze wyobrażenie o świętości, czyli doskonałości (bądź zrealizowaniu się) w człowieczeństwie.

Co to znaczy, że Bóg jest jeden w trzech Osobach? Czy rzeczywiście nic nie jesteśmy na ten temat w stanie powiedzieć? Czy jedyne, co nam zostaje, to cytować sen św. Augustyna o przelewaniu morza do dołka w piasku za pomocą muszelki? A może trzeba podejść do tematu bardziej praktycznie i nie marnować czasu na rozważania nad tym, czy Bóg jest Trójcą, czy nie? W końcu jakie to ma znacznie dla naszego tu i teraz?

W chrześcijaństwie jeden Bóg jest Trójjedynym. Kościół nigdy nie ogłosił uroczyście dogmatu o Bogu w Trójcy, ponieważ ta prawda, centralna dla naszej wiary, wynika z Objawienia biblijnego. Nowy Testament w wielu miejscach przekazuje nam, że w jednego Boga, który jest Ojcem, Synem i Duchem, wierzymy jako chrześcijanie inaczej, niż to zakłada się w monoteizmie tradycji żydowskiej. Z drugiej strony, wielości Bożych Osób nie pojmujemy też na wzór pogańskiego politeizmu. Opowiedzenie tej prawdy w pierwszym wieku, w ówczesnym kontekście religijnym, było nie lada wyzwaniem dla Dwunastu, apostołów, ewangelistów oraz wszystkich innych podejmujących się głoszenia dobrej nowiny. 

Świadectwa Ewangelii

Świetnym tego przykładem są Ewangelie kanoniczne. Gdy spojrzymy na nie pod kątem refleksji o Bogu, zauważymy, że u Marka główny akcent położony jest na uznanie w Chrystusie Syna Bożego. Marek wspomina o Ojcu, natomiast stosunkowo niewiele miejsca poświęca Duchowi Świętemu. U Mateusza – w porównaniu z Ewangelią Markową – nieco wyraziściej zaprezentowana została postać Ojca. Z kolei u Łukasza mamy do czynienia z obszerniejszym niż u pozostałych synoptyków przedstawieniem Ducha Świętego. Nie musi to dziwić. Autor Trzeciej Ewangelii w drugiej napisanej przez siebie księdze, czyli Dziejach Apostolskich, mówi całkiem sporo o tym, jak Duch działał w Kościele od początku jego istnienia. 

Na zupełnie inny jednak poziom świadomość trynitarnej wchodzimy w Ewangelii św. Jana. Jej autor nie tylko informuje nas o Bogu istniejącym jako Ojciec, Syn i Duch. Jednocześnie chce opowiedzieć więcej o działaniu i wzajemnych relacjach Bożych Osób. Zaczyna nas w tę tajemnicę Bożego życia wprowadzać od pierwszych słów napisanej przez siebie Ewangelii. W jej prologu ogłasza przecież, że ponad początkiem stworzenia istniał i istnieje odwiecznie dziejący się inny porządek: Bożego życia i relacji Bożych Osób. Zdanie „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo” (J 1,1) jest obwieszczeniem prawdy o Bogu-Słowie, od którego pochodzi całe stworzenie. Z tego powodu Słowo-Bóg może – stając się człowiekiem – objawić stworzeniu prawdę o Ojcu, Synu i Duchu. 

Nie tylko w prologu napisanej przez siebie Ewangelii Jan opowiada o Bożych Osobach i ich wzajemnych relacjach. To właśnie na kartach tego tekstu poznajemy Ducha Świętego jako Parakleta. Znajdujemy tu zapowiedź Jego konkretnych działań po Wniebowstąpieniu Jezusa. Paraklet wszystko przypomni uczniom i doprowadzi ich do całej prawdy. Przekona też świat o grzechu, sprawiedliwości i sądzie. Duch zostaje dany przez Jezusa tuż po Zmartwychwstaniu, aby uczniowie mieli władzę odpuszczania grzechów.

W to nie wierzymy

Mimo, że prawda o Bogu w Trójcy wynika z Objawienia zapisanego w Nowym Testamencie, Kościół od wieków podejmuje nieustanną refleksję nad tą prawdą. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa niejednokrotnie w Kościele musiano rozstrzygać, jaki sposób opowiadania o Trójjedynym jest zgodny z jego wiarą, a jaki już nie. Wybuchały spory na temat znaczenia konkretnych słów używanych do przedstawienia tajemnicy Trójcy. Chodziło o określenie właściwych granic interpretacyjnych, a także wskazanie, gdzie te granice są przekraczane w ujęciach heretyckich. 

Nie wierzymy bowiem w Boga, który jest tylko jedną Osobą, ukazującą się nam w zależności od kontekstu raz jako Ojciec, raz jako Syn, a innym razem jeszcze jako Duch. Taki sposób postrzegania Trójcy nazywamy modalizmem (od łacińskiego słowa modus, czyli sposób: Bóg ukazuje się albo na sposób Ojca, albo Syna, albo Ducha). 

Nie wierzymy również w Boga, w którym istnieje jakiekolwiek podporządkowanie i umniejszenie bóstwa którejkolwiek z Osób. W dziejach Kościoła niektórzy zakładali przecież, że Syn z racji swojego synostwa był wobec Ojca mniej wartościowy w bóstwie, bo – jak powiadali – powstał w czasie czy zaistniał w wyniku woli Ojca jako wzór stworzenia. Inni z kolei utrzymywali, że boskości Ducha – z racji Jego pochodzenia oraz dlatego, że w przedstawieniu Trójcy wymienia się Go po Ojcu i Synu – czegoś jakby brakuje. Wszelkie umniejszanie Syna i Ducha z jakiegokolwiek powodu to według nauki Kościoła herezja. 

Nie wierzymy wreszcie również  w Boga, który jest trzema niezależnymi Osobami. To chyba najpowszechniejsza spośród herezji trynitarnych. Odsłania się w niej podświadome założenie, że bycie Bożą Osobą opiera się na osobności z odrębnym intelektem i wolą (choć, jako boskie, są one dużo potężniejsze od ludzkiej woli i umysłu). Tę herezję nazywa się często tryteizmem, tj. ujmowaniem Osób Bożych jako niezależnych od siebie jednostek.

W to wierzymy

Jak zatem jako chrześcijanie powinniśmy wierzyć w Trójcę Świętą? Co Kościół rozumie pod pojęciem osoby, gdy mówi o Trzech Osobach w jednym Bogu? I dlaczego Bóg  musi być jeden, czy też jedyny?

Termin „osoba” został wprowadzony do interpretacji doktryny trynitarnej, ponieważ wydawał się użyteczny do opisu kogoś funkcjonującego w relacjach. Dla starożytnych chrześcijan znaczenie tego terminu było nie tylko kluczowe w kontekście prawdy o Bogu w Trójcy. Niosło też za sobą naturalne skojarzenie z byciem częścią społeczności, większej całości, w której wszyscy zależymy od siebie nawzajem. Bowiem wyłącznie wtedy, gdy współdziałamy, możemy zabezpieczyć swoje życie i przetrwać. Ten kontekst relacyjny jest powodem, dla którego Kościół, początkowo sceptyczny wobec pojęcia „osoby”, ostatecznie się jednak na nie w swojej refleksji teologicznej zdecydował. Gdy zatem jako chrześcijanie mówimy o Bogu, że jest Trzema Osobami, podkreślamy, iż Bóg istnieje na sposób relacyjny, tzn. we wzajemnych odniesieniach, jakie istnieją między Ojcem, Synem i Duchem. 

Wspomniany tu na wstępie, a często przywoływany w uroczystość Trójcy Świętej sen św. Augustyna, daje nam poczucie usprawiedliwienia, że prawdą o Bogu Trójjedynym nie musimy się zanadto przejmować. W końcu – któż poza Bogiem samym jest w stanie pojąć Trójcę? Jednak warto pamiętać, że święty nazywany w Kościele doktorem łaski napisał też całkiem pokaźne dzieło dotyczące właśnie Trójcy. Stwierdził w nim, że relacje w Bogu są konstytutywne dla Jego istoty (inaczej: natury). Co chciał nam przez to powiedzieć? Przede wszystkim chyba to, że Bóg, którego pierwszy list św. Jana określa jako miłość (zob. 1J 4,1) nie jest dryfującym w wieczności uczuciem, ale doskonałością postawy bycia dla drugiego i bycia nawzajem dla siebie. 

Skąd o tym wiemy? Z historii zbawienia. Z niej właśnie możemy poznawać, jaki jest Bóg sam w sobie. Skoro On uprzedzająco i darmowo daje nam siebie, taki uprzedzający i darmowy dar istnieje jako pełnia wzajemności w Bogu. Bożym stylem (sposobem) życia jest zatem bycie we wzajemnej relacji.

Dlaczego „jeden” i „jedyny”?

Dlaczego zatem w tej wzajemności Bóg jest „jeden” i „jedyny”?

W chrześcijaństwie termin „bóg” zakłada „jedyność”. Nie może istnieć inny Bóg prawdziwy od jedynego Boga prawdziwego. Gdy staramy się definiować człowieka, wymieniamy kilka cech, które składają się na człowieczeństwo, takich jak: rozumność, wolność, duchowość itp. Na świecie istnieją jednak miliardy ludzi, którzy są przedstawicielami gatunku zwanego człowiekiem (określonego m.in. przez wyżej wymienione cechy), jak istnieją miliony tulipanów, będących egzemplarzami jednego gatunku tulipanów. 

W chrześcijaństwie Bogu przypisuje się pełną doskonałość istnienia. Takich doskonałości nie może być wiele. Może ona być tylko jedna. Kiedy mówimy o jedności Boga, odnosimy się do jego natury, tj. do zestawu cech, które składają się na filozoficzne ujmowane określenie boskości (to np. wieczność, wszechwiedza, wszechmoc, wola, rozumność). Kiedy z kolei mówimy o Osobach Bożych, wskazujemy na relację w Bogu. Różnica między Osobami Bożymi odnosi się do relacji obecnej w Trójjedynym.

Praktyczne wnioski

Jakie zatem praktyczne wnioski wynikają dla chrześcijan z dogmatu o Bogu jednym w Trójcy?

Po pierwsze, skoro zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, a w dodatku celem naszego istnienia jest życie wieczne z Bogiem (co możemy osiągnąć, jak wierzymy, przez pośrednictwo Kościoła), to patrząc na Trójjedynego Boga w Jego wewnętrznej relacji, odkrywamy, że sami pochodzimy z dziejącej się w Bogu relacyjności. Jak pisał Hans Urs von Balthasar, dążymy do zjednoczenia z Tym, w którym się dzieje nieustanne bycie-nawzajem-dla siebie. Dlatego droga pomiędzy naszym początkiem, a życiem wiecznym przebiega przez wyzwolenie z egocentryzmu i zamknięcia w sobie i prowadzi ku byciu dla innych. Taki wzór widzimy w Chrystusie, który Słowo-człowiek objawił Jego bycie dla Ojca oraz dla nas.

Ostatecznie na podstawie doktryny trynitarnej można stwierdzić, że proces przyjmowania przez nas zbawienia to „urelacyjnianie” (czyli osiągnięcie możliwie najdoskonalszego stopnia bycia we wzajemnych odniesieniach do Boga oraz innych ludzi i stworzeń). Od chwili chrztu wprowadzani jesteśmy w dziejącą się w Bogu relacyjność. Jej skutkiem jest, że w byciu z innymi ludźmi potrafimy wydawać owoc w postaci wzajemnej miłości. O niej to właśnie mówił Jezus dając uczniom przykazanie, by miłowali się wzajemnie. Czyli umieli i dawać, i przyjąć miłość.

Święty, czyli…?

Z tej perspektywy nieco inaczej wyglądać musi nasze wyobrażenie o świętości, czyli doskonałości (bądź zrealizowaniu się) w człowieczeństwie. Nie chodzi bowiem o to, by być doskonałym niczym sportowiec, który może pochwalić się świetnymi wynikami, ale jednocześnie sukcesy te nie sprawiają, że jest on bliżej i bardziej z drugimi. I dziś, jak się zdaje, nie brakuje wierzących, którzy na swoje życie duchowe, relację z Bogiem, patrzą jak na kolejne zadania do zrealizowania. Ciągle pojawia się w nich przeczucie, że nie dosięgają ideału, jakiego – wedle ich mniemania – oczekuje od nich Bóg. Tymczasem Bóg Trójjedyny od momentu chrztu wprowadza nas – Jego stworzenia – w swoją relacyjność po to, byśmy potrafili wchodzić w relacje służące jedności w różnorodności z ludźmi, których spotykamy co dzień. 

W Bogu jest bowiem najdoskonalsze, jakie tylko może istnieć, zjednoczenie. Komunia, której nic nie zakłóca ani nie przerywa. A jednocześnie Bóg to nie unifikacja Osób. Ojciec jest Ojcem, Syn – Synem, a Duch – Duchem. Dziś często w imię różnorodności skazujemy się wzajemnie na samotny indywidualizm. Albo – tym razem mając na celu jedność – uniformizujemy wszystkich wokół, nie pozwalając na zaistnienie różnic, specyficznych cech naszych osobowości.

Bóg, który jest jednością w różnorodności, pozostaje dla nas jednocześnie punktem odniesienia i obietnicą, że życie wieczne będzie zrealizowaniem naszego jedynego, wyjątkowego w każdej osobie ludzkiej człowieczeństwa, przy jednoczesnej możliwe najgłębszej komunii. Wszystkie nasze codzienne, służące relacji z Bogiem praktyki, powinny zatem to uwzględniać i ćwiczyć nas w byciu razem, aby odsłaniało się na wzór Boga jedno w różnorodności. W ten sposób możemy najlepiej czerpać z Jego dziejącej się odwiecznie miłości.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.