Jest mnóstwo napięcia, działań i odwoływania się do wartości. Nie ma spotkania, nie ma dialogu. Skuteczności ostatecznie też nie. Czy istnieje jakieś wyjście z tej sytuacji?

A gdybyśmy popatrzyli na różne problemy w naszych rodzinach, miejscach pracy, czy w Kościele nieco z innej perspektywy? Nie jak zazwyczaj – od strony kryzysów, punktów zapalnych, czy trudnych sytuacji – ale od strony uczestników dziejących się między nami wojen, wojenek, kłótni i awantur? (Na wstępie dodam tylko, że z oczywistych względów jest to nieco uproszczony obraz, a nie wnikliwa analiza socjologiczna. Pewnie w niektórych środowiskach znajdą się chwalebne wyjątki od przedstawionych niżej postaw. W jeszcze innych sytuacja będzie wyglądała znacznie gorzej. Co do istnienia problemu – w mniejszym lub większym natężeniu – chyba jednak się zgodzimy.) O czym mowa?

O pokoleniach. Dzisiejszych dziadkach, rodzicach dorosłych lub prawie dorosłych dzieci i dzieciach tychże, którzy spotykają się w rodzinie, w pracy i oczywiście również w Kościele. Różna jest częstotliwość tych spotkań, różny poziom obligatoryjności, także i intensywność wzajemnych interakcji. Ale jednak pewne sprawy nas wszystkich interesują i wywołują silne emocje. Tym silniejsze, gdy okazuje się jak różnie pewne kwestie widzimy, jak różnie na nie reagujemy i w dodatku jak różnie chcielibyśmy danym kryzysom zaradzić.

Wierność

Najstarsi wychowani w godnej podziwu (naprawdę godnej!) wierności, rzetelności i obowiązkowości mają tendencję to rozwiązywania problemów przez robienie tego co zazwyczaj. Solidnie i wiernie. Skoro to zadziałało w ich życiu, powinno i podziałać w kolejnych pokoleniach. Taka postawa pozwala czasem przetrwać kryzysy relacyjne. Najważniejsze, by być wiernym swoim ideałom i wartościom, niezależnie od tego, jak bardzo są one uświadomione czy zwerbalizowane. Najstarsi wierzą w Kościół silny, z wyraźnym głosem, z autorytetem, reprezentujący ich w tym świecie i podpowiadający, jak się w nim odnaleźć.

Działanie

Pokolenie środkowe, czyli dzieci najstarszych, a zarazem rodzice młodszych, wierzą w zmianę! Mają energię i nieraz naprawdę sporo środków, by tej zmiany być inicjatorami. Widzą błędy, mają odwagę krytykować swoich rodziców, rząd, szefów w pracy i Kościół. Chcą, by coś realnie się zmieniło, widzą zło i nie boją się o nim mówić. Buntują się, pracują i angażują. Ale też frustrują, gdy ich działania nie przynoszą spodziewanych rezultatów. Problemy rozwiązują przez kolejne działanie, inicjatywy. Są nad wyraz odpowiedzialni, czasem jednak ulegają manii zbawienia ludzkości. Wierzą w Kościół profesjonalny, transparentny, spójny z Ewangelią, ale jednocześnie wspólnotowy i aktywny. 

Relacje

Najmłodsi, czyli dzisiejsi młodzi rodzice, kilkulatkowie na rynku pracy nie rozumieją swoich dziadków, a wobec rodziców są mocno krytyczni. Widzą ich aktywność i skuteczność na zewnątrz, ale jednocześnie mają mocne doświadczenie, że jako rodzice oblali niejeden egzamin z bycia mamą czy tatą. Umieją mówić o uczuciach i relacjach. Źródło problemu widzą nie w braku solidnej wierności ideałom czy transformacji zewnętrznych czynników, a w relacjach lub ich braku. Chcą nie tylko dobrej pracy, ale równie mocno dobrych relacji i psychicznego komfortu. Dla nich rozdział Kościoła od państwa jest czymś oczywistym. Niby jak miałoby być inaczej? Kościół zajmuje się tylko pewną dziedziną rzeczywistości, nie wszystkim. Problemy chcą rozwiązywać od strony relacji, a Kościół ma być bliski i sensowny. Liczy się sens, a nie autorytet narzucony. Poza tym, akceptują, że każdy ma swoje poglądy (a przynajmniej są przekonani, że tak myślą 😉 ). Często brakuje im odpowiedzialności i samodyscypliny.

Wieża Babel

Po tej krótkiej charakterystyce dość jasno rzuca się w oczy, że gdy podchodzimy do rozwiązania jakiegoś problemu razem mówimy do siebie w różnych, nieznanych sobie językach. Ostatecznie próbujemy porozumieć się jedynym wspólnym i wszystkim znanym, czyli przemocą i agresją. Nie ma znaczenia, bierną czy aktywną. Forsujemy swoje i frustrujemy się gdy to nie działa. Linka napina się coraz bardziej, aż w końcu strzela i wszystko się rozpada. Nie wiemy jak to pozbierać. 

Kiedy nie mamy narzędzi do zrozumienia siebie nawzajem, kiedy koncentrujmy się na problemach lub na sposobach ich rozwiązania, nie ma możliwości, byśmy się porozumieli. Młodzi chcą porozmawiać o uczuciach i relacjach. Dziadkowie nie rozumieją o co chodzi. Rodzice uważają z kolei, że to może zaczekać, bo trzeba ratować Kościół, Polskę czy świat. Więc młodzi tym bardziej stają się egocentryczni i skupieni na swoich czterech kątach, rodzice coraz bardziej aktywni i nieraz sfrustrowani, a dziadkowie zostają do końca wierni. Ale dialogu nie ma. Jest mnóstwo napięcia, działań i odwoływania się do wartości. Nie ma spotkania, nie ma dialogu. Skuteczności ostatecznie też nie.

Czy jest jakieś wyjście?

Czy jest wyjście z tego impasu? Jest, ale uprzedzam: trudne i długofalowe. I trzeba się zgodzić, że cel przed nami jest jeszcze niewidoczny. Na ile jesteś w stanie to zrobić popatrz na siebie od środka. Jakbyś miał lustro w sercu i w nim oglądał swój system wartości: ważne dla Ciebie sprawy, źródło poczucia bezpieczeństwa i to czego się najbardziej boisz. Jestem w stanie się założyć, że w zależności od pokolenia ten największy egzystencjalny lęk leży gdzie indziej. Inne były przecież zagrożenia, z którymi mierzyliśmy się w historii naszego życia. Jedyną możliwością, by te tak różne pokolenia się porozumiały jest spojrzenie na siebie nawzajem bez oceniania, a z akceptacją. 

Tak, dziadkowie myślą w ten sposób, rodzice w inny, a dzieci jeszcze inaczej. Każdy z tych kierunków ma swoje mocne strony. Ma też i słabe. Podstawą jest zaakceptowanie faktu, że będziemy mówić inaczej i na co innego kłaść akcenty. Przyjęcie, że wbrew pozorom każdy z nas ma trochę racji. Łączy nas przecież to, że ostatecznie wszyscy chcemy dobrze żyć. Chcemy, by było dobrze, coraz lepiej. Często zależy nam na tych samych wartościach. I dotyczy to i naszego życia społecznego, i Kościoła. 

Wystarczyłoby byśmy pozwolili dziadkom być dziadkami, rodzicom rodzicami i dzieciom dziećmi. Nie z obojętnością, a z bacznym, szukającym inspiracji spojrzeniem. Z wyostrzonym słuchem na to co i jak mówi ten drugi i z jakiej perspektywy patrzy. Bo, że nie z mojej, to rzecz pewna. Tylko wierność dziadków, energia rodziców i koncentracja na relacjach młodych razem przyniosą nam wszystkim to, czego ostatecznie wszyscy chcemy: miłość i szczęście.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.