Czy leci z nami pilot?

Czy mamy jako parafia świadomość celu? Tego ostatecznego i tego naszego, lokalnego? To cel generuje środki i metody, a te razem tworzą jakąś konkretną drogę formacyjną.

W pewnej parafii odbywały się misje parafialne. Ważne wydarzenie, ogłaszane od kilku tygodni, przygotowywane przez duszpasterzy i misyjnego głosiciela. Zaczęło się długą homilią, w której kaznodzieja dał się poznać jako zaangażowany i aktorsko przekonujący mówca. Robił wrażenie odpowiednią modulacją głosu, powolnym i dostojnym sposobem mówienia. Tylko, jeśli przyjrzeć się treści, nie jestem w stanie powiedzieć o czym była ta homilia. 

Po tygodniu, znów w tej samej parafii, homilia na zakończenie misji. Ten sam głoszący nie omieszkał wspomnieć, że „tak niewielu parafian skorzystało z misyjnego czasu łaski, nie chciało otworzyć się na dar misji świętych”. I gdy wychodziłam z kościoła naszła mnie następująca refleksja. W świecie, w którym żyjemy, jeśli jakiś produkt się nie sprzedaje to producent i handlowcy zastanawiają się dlaczego. Próbują zainwestować w lepszy marketing albo wsłuchać się w potrzeby rynku i poprawić swój produkt. Raczej nikt nie oskarża konsumentów, że coś z nimi jest nie tak, gdy nie chcą korzystać z proponowanej oferty. Po prostu: jako klienci mamy prawo wybierać te usługi i produkty, które najlepiej nam odpowiadają. 

Mam nadzieję, że nikogo nie zgorszyłam porównaniem parafialnych misji do zakupu towarów i usług. Chodziło mi o pokazanie pewnej zależności, a zarazem wskazanie na konieczność zadania sobie pewnych pytań, kiedy przychodzi nam do głowy kolejna inicjatywa czy pomysł duszpasterski, albo gdy dokonujemy ewaluacji podejmowanych działań (swoją drogą, warto ją robić).

Dlaczego?

Zaczynając od ewaluacji: warto zadać sobie pytanie, dlaczego parafianie nie skorzystali (już zostańmy przy wspomnianym przykładzie) z parafialnych misji? Czy temat korespondował z ich potrzebami duchowymi? Duszpasterze orientują się w nich po spowiedziach czy rozmowach. Czy język i sposób przekazu był zrozumiały dla ludzi, którzy słowa takie jak zbawienie, łaska, wiara, Bóg, świętość, sakramenty słyszą tylko wtedy, gdy mają kontakt z Kościołem? Czyli raz w tygodniu i ewentualnie incydentalnie w trakcie tygodnia? A pomijając tematykę i sposób przekazu: nie bez znaczenia są godziny sprawowania Eucharystii oraz nauk misyjnych.

Po drugie, słuchając ogłoszeń duszpasterskich coraz częściej zastanawiam się, czy ktoś zadaje sobie pytanie: „dlaczego”? Mamy maj, w parafiach jak co roku jest nabożeństwo majowe. W październiku będzie różaniec, a gdzieniegdzie jeszcze w czerwcu pojawią się nabożeństwa czerwcowe. Moje pytanie ma w tym momencie podwójną orientację. Dlaczego chcemy by parafianie chodzili na majowe? I dlaczego właśnie takie nabożeństwo im proponujemy?

Oczywiście, nie chcę wylewać dziecka z kąpielą. Gdyby tym, którzy na te nabożeństwa chodzą, zabrać je z parafialnej oferty, pewnie z oburzeniem stali by u drzwi plebanii narzekając na swojego proboszcza. Zatem zapewne warto uszanować tę wrażliwość, duchowość. Tylko nie da się też nie zauważyć niepokojącej średniej wieku uczestników tych nabożeństw. A i tłumów w kościołach nie ma. Wiekiem trudno to tłumaczyć, bo przecież osób starszych, emerytów, w społeczeństwie nam nie brakuje.

Dokąd idziemy?

Trzeba tu wspomnieć o kolejnej kwestii. Jeśli energię, czas i zasoby poświęca się na jedną działalność, to nie sposób tej samej energii, czasu i zasobów zaangażować w inne obszary. Takie jak ewangelizacja, formacja stała osób najbardziej zaangażowanych w parafię, katecheza dorosłych, posługa wobec potrzebujących, wychowywanie kolejnych liderów i animatorów (by uniknąć separatyzmów czy samozwańczo powstających odpowiedzialnych za wspólnoty). Księży mamy coraz mniej i zasadniczo trudno spodziewać się odwrócenia tej tendencji. Tym ważniejsze jest, by parafialną działalność optymalizować i skupiać się na działaniach, które rzeczywiście rozeznajemy jako owocne i przybliżające nas do celu.

I tu dochodzimy do trzeciej kwestii. Czy mamy jako parafia świadomość celu? Tego ostatecznego i tego naszego, lokalnego? To cel generuje środki i metody, a te razem tworzą jakąś konkretną drogę formacyjną. Oczywiście, już słyszę słuszną, a zarazem standardową odpowiedź, że przecież celem jest życie wieczne, zbawienie, więc wiadomo, że trzeba się modlić i korzystać z sakramentów. Niestety, ponieważ nie reflektujemy nad zbawieniem w odniesieniu do realizmu naszej rzeczywistości kategoria życia wiecznego niewiele mówi. Nam samym, a tym bardziej innym, których w wierze chcemy umocnić, albo do niej zachęcić. 

Poza tym, jeśli cel ciągle jest odległy, trudno przy nim wytrwać (to akurat poświadczają dobitnie współczesne badania psychologiczne i neurobiologiczne). To małe, realne, konkretne i dające się przynajmniej jako tako zweryfikować cele sprawiają, że ostatecznie osiągamy ten odległy. Ponadto daje to nam wszystkim poczucie przeżytej i doświadczonej konkretnej drogi formacyjnej, która zostawiła w nas konkretne owoce nawrócenia, zmiany życia. 

Czy leci z nami pilot? I czy pilot wie, dokąd leci?

Niestety, chyba w wielu przestrzeniach dzisiejszego duszpasterstwa angażujemy bardzo dużo środków, dobrych chęci, energii, ale bez głębszej refleksji dlaczego to robimy i czy rzeczywiście to jest dobra droga do osiągnięcia zamierzonego celu.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.