Systemowa zasłona niewiedzy

Jeśli się naprawdę nie wie, nawet nie trzeba w razie czyjejś dociekliwości kłamać. Z jasnym, szczerym spojrzeniem można zapewnić komuś mnożącemu pytania „Po prostu nie wiem”. I dać do zrozumienia, żeby się odczepił. Do tego służą systemowe filtry.

Marcin Kędzierski, który ostatnio kojarzony był z tematem rozpadu katolickiego imaginarium, udzielił wywiadu Grzegorzowi Sroczyńskiemu. Nie, nie, tym razem nie martwił się znikającym imaginarium, tylko mówił dużo pandemii i o tym, że potem będzie tak samo, jak było tylko bardziej. Oczywiście od razu niektórym skojarzy się słynna zagadka „Czym się różni kanarek?”, na którą jedyna prawidłowa odpowiedź brzmi: „Bo ma jedną nóżkę bardziej”. I myślę, że nie jest to skojarzenie nietrafne. To jest naprawdę wart przeczytania wywiad, tylko nie dla osób mających skłonności do depresji, melancholii i innych takich przypadłości.

Otóż w rozmowie wspomnianych dwóch panów trzykrotnie pada sformułowanie, które przykuło moją uwagę. Brzmi ono: „systemowa zasłona niewiedzy”. Gdy tylko w trakcie lektury wywiadu na nie natrafiłem od razu mnie zastopowało. Chwila, znam to zjawisko, choć nigdy dotąd nie słyszałem, żeby ktoś je takt trafnie i precyzyjnie nazwał. Kędzierski mówi o nim w kontekście funkcjonowania państwa polskiego, ale ja znam to zjawisko skądinąd. Znam je z Kościoła. Tego pisanego dużą literą. Nie tylko tego funkcjonującego w granicach Polski. To jest zjawisko, które współistnieje w ścisłym związku z innym, tym o którym mówiłem w jednym z poprzednich odcinków i nazwałem je „instytucjonalną bezradnością”. Zastanawiałem się m. in. nad tym, czy nie jest ona zawiniona albo wyuczona. Tak czy owak, w praktyce okazuje się ona dla pewnej grupy ludzi w Kościele bardzo przydatna.

Niemniej przydatna jest, wedle moich obserwacji, owa systemowa zasłona niewiedzy. Ja na swój użytek próbowałem nazwać to zjawisko „wiem tylko to, co chcę wiedzieć”. Chyba każdy przyzna, że określenie wymyślone przez Marcina Kędzierskiego jest sto razy lepsze i lepiej oddaje istotę rzeczy. Bo to faktycznie jest element pewnego systemu, a nie tylko indywidualny wybór konkretnych osób. Systemu zbudowanego na wybiórczym traktowaniu wiedzy. Na przepuszczaniu jej przez filtry, zanim zostanie ona poznana lub zanim ktoś przyzna się, że ją poznał. W dodatku jest to system, który można nazwać samoregulującym się. Na czym to polega? Zaraz podam przykład.

Jak wiadomo, jedna z gazet postanowiła ustalić aktualne miejsce pobytu pewnego biskupa, odnośnie którego nuncjatura w Warszawie w Wielki Poniedziałek ogłosiła komunikat. Ciekawscy rychło przekonali się, że właśnie zadziałała systemowa zasłona niewiedzy. Z ich relacji wynika, że każdy, kogo pytali o miejsce pobytu biskupa, zasłaniał się niewiedzą. Dlaczego? Ponieważ system uznał, że lepiej aktualnie tego nie wiedzieć. I nawet jeśli ktoś z jakiegoś powodu znał odpowiedź, nie przyznał się do tego. Żeby nie naruszać systemu. Ale także z innego powodu – aby z niego nie wypaść. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy dla kogoś system okaże się znakomitą ochroną.

Być może niektórzy pamiętają jeszcze niesamowity wywiad z października ubiegłego roku, który z wysokim polskim dostojnikiem kościelnym przeprowadził laureat Telekamery w kategorii najlepszy prezenter informacji. W późniejszych streszczeniach i omówieniach tego telewizyjnego spektaklu dominowały cytaty z wypowiedzi hierarchy. „Nie pamiętam, nie znam, nie wiedziałem” – to przede wszystkim mogli zapamiętać ci, którzy poświęcili czas na obejrzenie wywiadu. Dokładnie na tym to polega, żeby nie tylko nie pamiętać, ale nie znać i nie wiedzieć.

Jeśli ktoś nie wie, to nie ma podstaw, aby mieć do niego pretensje o brak reakcji. Jeśli ktoś nie wie, nie może ponosić odpowiedzialności. Jeśli ktoś nie wie, nie powinno się go w ogóle z daną sprawą łączyć. Jeśli ktoś nie wie, jest bezpieczny. Dlatego najlepiej naprawdę nie wiedzieć. Nie dopuszczać do siebie pewnej wiedzy, która może być powodem kłopotów i problemów. Jeśli się naprawdę nie wie, nawet nie trzeba w razie czyjejś dociekliwości kłamać. Z jasnym, szczerym spojrzeniem można zapewnić komuś mnożącemu pytania „Po prostu nie wiem”. I dać do zrozumienia, żeby się odczepił. Do tego służą systemowe filtry. Systemowe, to znaczy sprawiające, że nikt niewygodnej, niepotrzebnej wiedzy nie dostarczy. Systemowe, to znaczy gwarantujące, że wszyscy dokoła będą chronić się wzajemnie przed wiedzą, która może się okazać groźna lub choćby tylko kłopotliwa.

Niejednokrotnie można było w ostatnich latach usłyszeć lub przeczytać pytanie, czy Jan Paweł II o czymś wiedział. Tego rodzaju dywagacje uważam za najmocniej uderzające w jedynego Polaka na Stolicy Piotrowej. Ponieważ sam fakt ich stawiania sugeruje w moim odczuciu, że mógł on być częścią, uczestnikiem, beneficjentem systemowej zasłony niewiedzy. Nawet jeśli pytania o wiedzę lub niewiedzę Jana Pawła II stawiane są w efekcie przeświadczenia, że był tego systemu ofiarą, i tak jest to bardzo przykre i niepokojące.

Wspomniany na początku wywiad Marcina Kędzierskiego pokazuje, że systemowa zasłona niewiedzy znajduje zastosowanie w bardzo różnych miejscach. Jednak dla wspólnoty Kościoła to raczej marne pocieszenie.