Po co mnożyć „stanowiska”, czyli pułapka na owieczki

Chyba można powiedzieć, że ostatni tydzień minął w Kościele w Polsce pod znakiem „przystosowywania” w drażliwej i delikatnej sprawie, jaką są szczepienia na Covid-19.

Jakiś czas temu (całkiem spory czas) pewien duchowny reprezentujący jedną z agend Konferencji Episkopatu Polski w przypływie szczerości mówił, że właśnie trwają prace nad „przystosowaniem” i „dopasowaniem” jednego z ważnych papieskich dokumentów „do sytuacji w naszym kraju”. Tak powiedział. Oczywiście można zaraz zarzucić mi, że się czepiam, bo wystarczy zajrzeć np. do ksiąg liturgicznych, żeby natrafić na sformułowanie „Obrzędy dostosowane do zwyczajów diecezji polskich”. Tyle, że o ile pamiętam, w tamtym dokumencie nic nie było o tym, że miejscowi biskupi mogą go sobie „dostosowywać”. Być może papieże i Stolica Apostolska powinni robić tak, jak pewien kompozytor, który na swoich utworach zamieszczał polecenie dla wykonawców „Nie interpretować”. Musze przyznać, że czułem pewne zakłopotanie, gdy czytałem doniesienia, że papież Franciszek wskazywał właściwą interpretację swojej adhortacji, opracowaną przez episkopat jednego z krajów.

Chyba można powiedzieć, że ostatni tydzień minął w Kościele w Polsce pod znakiem „przystosowywania” w drażliwej i delikatnej sprawie, jaką są szczepienia na Covid-19. Ponieważ niektóre ze stosowanych preparatów wzbudziły wątpliwości moralne u części katolików, tematem zajęła się naprawdę wysoka kościelna instancja – Kongregacja Nauki Wiary. Tuż przed zeszłorocznym Bożym Narodzeniem, 21 grudnia, opublikowała ona zatwierdzoną przez papieża Franciszka Notę na temat moralnej oceny stosowania niektórych szczepionek przeciw Covid-19. W niezbyt długim dokumencie stwierdziła, że gdy nie są dostępne takie szczepionki przeciwko Covid-19, które nie budzą zastrzeżeń etycznych, bo np. służby ochrony zdrowia nie pozwalają obywatelom wybierać szczepionki do zaszczepienia, jest moralnie dopuszczalne stosowanie szczepionek przeciwko Covid-19, które wykorzystały linie komórkowe z abortowanych płodów w procesie badawczym i produkcyjnym. Można powiedzieć „Roma locuta, causa finita” – Rzym (a właściwie papież) przemówił, sprawa zakończona.

Zrozumiałe wydaje się w tej sytuacji co najmniej lekkie zdumienie, jakie opanowało część polskich katolików, gdy dokładnie dwa dni później ogłoszone zostało, prawie trzykrotnie dłuższe od watykańskiej noty, Stanowisko Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski dotyczące szczepionek. Co ciekawe, Zespół odnotowuje w swoim stanowisku notę Kongregacji. Po co więc wydał własną enuncjację, która wchodzi w rozmaite szczegóły, średnio zrozumiałe nawet dla części księży i katechetów? Chodziło o poprawianie Kongregacji? O pochwalenie się, że my tu znamy historię szczepionek? O pokazanie, że w Polsce jesteśmy jeszcze bardziej pryncypialni i zorientowani w temacie, niż Stolica Apostolska? O miłe dla ucha niektórych „przystosowanie do warunków polskich”?

O ile wiem, nic nie skazuje na to, że nagłośnione tuż przez Wigilią szczepionkowe stanowisko jednej z agend polskiego episkopatu stało się głównym tematem rozmów Polaków przy świątecznym stole. Można chyba nawet powiedzieć, że przeszło bez szczególnego echa. Media miały inne tematy. Ale fakt, że KEP się w kwestii szczepionek autorytatywnie wypowiedział, został odnotowany. Wyglądało na to, że temat został zamknięty.

Niespodziewanie 13 kwietnia, czyli po niespełna czterech miesiącach, Biuro Prasowe Konferencji Episkopatu Polski wystosowało zaproszenie na planowaną dzień później „Prezentację Stanowiska Przewodniczącego Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych w sprawie korzystania ze szczepionek przeciw COVID-19 firm AstraZeneca i Johnson&Johnson”. Po co, na co i dlaczego? Nie wiadomo. Zapowiedziano tylko, że w prezentacji wezmą udział dwaj członkowie liczącego kilkanaście osób Zespołu.

Co bystrzejsi obserwatorzy kościelnych realiów w Polsce dodatkowo od razu zaczęli się zastanawiać, dlaczego nie mamy do czynienia ze stanowiskiem całego Zespołu, a jedynie jego przewodniczącego. Rychło się okazało, że niektórzy członkowie tego gremium o nowym dokumencie (tym razem krótszym od watykańskiej noty), pojęcia nie mieli.

Samo stanowisko zostało sformułowane w ten sposób, że u sporej części odbiorców i komentatorów wywołało niezrozumienie i zamieszanie. Przeciwnicy szczepień powitali je z satysfakcją, jako poparcie dla swoich poglądów, co chętnie manifestowali w internecie. Pojawiły się nieśmiałe próby zgłoszenia votum separatum ze strony niektórych członków Zespołu, a potem rezygnacja złożona przez dwóch z nich. Kolejne medialne wypowiedzi podpisanego pod stanowiskiem biskupa nie okazały się pomocne w zmniejszeniu szumu medialnego.

Wciąż pozostają bez odpowiedzi pytanie dlaczego i po co Przewodniczący Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych kolejny raz i to w tajemnicy przed częścią jego członków, zabrał głos w kwestii szczepionek. Chodzą słuchy, że jeszcze jedna wypowiedź w tej sprawie nie była jego inicjatywą, lecz spełnił czyjąś prośbę. Czyją? Komu zależało, aby w chwili, gdy na dobre ruszała w Polsce szeroka akcja szczepienia przeciw covidowi, wprowadzać do dyskursu społecznego niejasności i mnożyć wątpliwości?

Udostępniłem dzisiaj na Facebooku filmik pokazujący, jak człowiek ratuje owieczkę, która wpadła do tak wąskiego rowu, że nie mogła się z niego wydostać. Uwolnione zwierzątko już po kilku susach znów wpada w ciągnący się na znacznej odległości wykop dla jakichś rur. To człowiek spowodował zagrożenie dla owieczki. Nie dość, że wykopał dla swojego pożytku rów, to w dodatku nie zadbał o zabezpieczenie dziury, tak żeby nie wpadały do niej Bogu ducha winne zwierzaki. Mam wrażenie, że ten filmik  nieźle ilustruje niektóre działania Kościoła w naszym kraju. Niby ratujemy owieczki z opresji, ale chwilę później one znów wpadają w wydłubane przez nas doły, których się zupełnie w tym miejscu nie spodziewają.