Proroctwo Stopki

Jest tajemnicą poliszynela, że spora część wydawanej u nas prasy katolickiej należy, za sprawą kościelnych rozdzielników, do najdroższego opału na świecie.

Gdy przed kilkunastu laty zaczynałem swoją przygodę z wiara.pl jej twórca, ksiądz Artur Stopka, koniec prasy drukowanej wieszczył na rok 2016. Datę graniczną mamy za sobą a prasa papierowa jeszcze żyje. Co nie znaczy, że ma się dobrze. Więcej. Wszystko wskazuje na tylko niewielkie czasowe opóźnienie agonii. 

Co prawda, przed kilku laty pewien znany polski specjalista od mediów dawał szansę tytułom publikującym uznanych autorów w dobrej szacie graficznej. Wszelako także będące oczkiem w jego głowie pismo trwa jeszcze na rynku m.in. dzięki ministerialnym dotacjom. Przenosiny do Internetu już nikogo nie dziwią, a jeśli, to tylko sporą grupę czytelników odkrywających konieczność płacenia za publikowane treści.

Do tych ostatnich, czyli udostępniających za opłatą, dołączyło watykańskie L’Osservatore Romano. Od 16 lipca wprowadzono abonament na wszystkie publikowane w sieci artykuły. Także w języku polskim. Od kilku zaś dni krąży informacja o planach likwidacji wydania papierowego. Przyczyn takiej decyzji należy szukać w trudnej sytuacji finansowej watykańskich mediów. Składa się na nią m.in. bardzo niski nakład wydawanego za Spiżową Bramą dziennika. Tymczasem autorom należy się wynagrodzenie, drukarniom pokrycie kosztów, a za dystrybucję również trzeba płacić. 

Można zrezygnować z dwóch ostatnich. Pozostaje pierwsze. Dziennikarz, zwłaszcza wysokiej klasy, to też człowiek. Z czegoś musi żyć. A redakcja, także wirtualna, ma swoje koszty. Sprzęt, łącza, pomieszczenia, wsparcie informatyczne… W tym kontekście pytanie Franciszka: „ilu macie czytelników, odbiorców; co robicie, by dotrzeć do jak najszerszego kręgu obiorców”, nabiera szczególnej wymowy.

Kto was czyta?

Zauważmy, papież nie pyta o wysokość nakładu. Pyta o czytelnika. Nawet najlepiej przygotowany materiał traci swój sens, gdy nie ma odbiorcy. Skoro zaś ma odbiorcę wirtualnego należy go wychować do partycypacji w kosztach wytworzenia produktu, który do zainteresował. Dziś trudno przewidzieć czy eksperyment zda egzamin. Można jedynie przypuszczać, że skoro udało się to zrobić w mediach świeckich (NYT ma przeszło milion subskrypcji), powinno zadziałać także w kościelnych.

Pytanie o czytelnika stawiam także w polskim kontekście. Jest tajemnicą poliszynela, że spora część wydawanej u nas prasy katolickiej należy, za sprawą kościelnych rozdzielników, do najdroższego opału na świecie. Przed pandemią jakoś to funkcjonowało. Ale teraz, gdy czasem drastycznie zmalały ofiary z tacy, wielu proboszczów będzie zastanawiać się, czy parafie stać na dokładanie do medialnego biznesu. Są przecież do pokrycia inne zobowiązania finansowe, jak choćby energia elektryczna czy bieżące remonty. Być może ta sytuacja wymusi szukanie rozwiązań podobnych do watykańskich. 

Przy okazji ujawniając faktyczny stan czytelnictwa prasy katolickiej i przybliżając dzień, w którym spełni się proroctwo księdza Artura.