Doskonale wiemy, co się dzieje że środowiskiem, które jest zamknięte na świat zewnętrzny. To, że wszystkie problemy próbuje rozwiązywać własnymi siłami, to jedno. Do tego czasem dochodzi przekonanie, że ten świat zewnętrzny nic nie rozumie. Nie ma potrzebnego doświadczenia. W hermetycznym środowisku zaczynają rodzić się frustracje, podejrzliwość i zniechęcenie. W efekcie każdy na każdego patrzy wrogo, powstają konflikty, rozpadają się relacje – i ostatecznie cała wspólnota.
Myślę, że jako Kościół w Polsce właśnie znaleźliśmy się w takim miejscu. Skupiliśmy się na swoich problemach i konfliktach. Wyrywamy sobie Ewangelię i niszczymy tych, którzy myślą inaczej. Część odchodzi od Kościoła i wiary. Inni zajmują z góry przewidziane pozycje. A wszyscy czują, że właśnie odbili się od ściany.
Chcemy powoływać komisje, aby zbadały jaka była prawda – chociażby w ostatniej, jakże zaciętej dyskusji, o stosunku Jana Pawła II do problemu pedofilii. Ale przecież komisja nie będzie bezstronna. Trudno już dziś znaleźć kogoś, kto będzie mógł świeżym okiem popatrzeć na fakty sprzed lat. Tymczasem nie można w gorączce badać kwestii, do których potrzebna jest szeroka wiedza, kompetencje a przede wszystkim chłodny umysł.
Zaczynam się więc zastanawiać, czy nie czas zwrócić się o pomoc do Kościołów, które wcześniej od nas zaczęły badać sprawy pedofilii, szukać ofiar, rozliczać sprawców czy wypłacać odszkodowania. Nie, nasze problemy nie są niezwykłe. Wręcz przeciwnie, są bardzo zwykłe. Dotyczą kwestii podstawowych: dobra i zła, winy, kary, odpowiedzialności, a przede wszystkim miłosierdzia. Najpierw wobec ofiar, a potem wobec poranionej wspólnoty Kościoła czy narodu.
Zło dotyka nas wszystkich
Nie ukrywajmy przed sobą, że zło dotyka całej naszej społeczności. Widzimy ukrywanie problemów, uogólnienia, brak zrozumienia kontekstu historycznego a przede wszystkim niebezpieczną zabawę w Boga, skoro już teraz niektórzy zaczynają ferować wyroki i oskarżenia. Tak, potrzebne jest miłosierdzie wobec ofiar i sprawiedliwość dla sprawców. Ale potrzebne jest też zrozumienie podstawowego faktu, że wszyscy – jako ludzie – się mylimy. Trzeba zrozumieć nie tylko konkretny czyn, ale także intencje, które były jego źródłem.
Wszyscy potrzebujemy dziś spróbować skupić się na rozwiązaniu kryzysu. Na pragnieniu budowania nowych, bardziej przejrzystych struktur i relacji. Nie bójmy się prosić o pomoc całego Kościoła i skorzystać z doświadczenia innych wspólnot lokalnych. Nawet tych, na które wcześniej patrzyliśmy z góry, podkreślając błędy, brak dyscypliny kościelnej, wiary czy pobożności.
Pycha zawsze kroczy przed upadkiem. Jako Kościół w Polsce, za bardzo uwierzyliśmy, że to my jesteśmy nadzieją i wzorem dla innych. Wywyższaliśmy się, napawaliśmy liczbą „dominicantes”… A teraz patrzymy na puste ławki, brak uczniów na lekcjach religii i spadek autorytetu biskupów. Jeśli nie staniemy w pokorze przed Bogiem i nie zaczniemy uderzać się w swoje własne piersi faktycznie pojawi się ktoś, kto zgasi po nas światło…
***
Sięgnij do innych tekstów autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
Łączę teologię z kulturoznawstwem. Działam na styku religii, kultury, cywilizacji. Ciekawi mnie to co nowe, co zmienne, co wykracza ponad standardy. Szukam i pozwalam się znaleźć.