Wejść do izdebki

Nie wiem, gdzie jest Bóg dla innych. Mogę jednak odkryć, gdzie On jest w moim życiu, sercu czy myślach. Nie znajdę odpowiedzi o sens cierpienia nikogo innego poza mną samym.

Ostatnio w naszym Kościele dużo się dzieje. Wiele parafii organizuje pomoc dla uchodźców, trwają cykliczne zbiórki wielkopostne na rzecz osób ubogich, chorych czy samotnych. Odbywają się spotkania synodalne, są też różnego rodzaju inicjatywy oddolne, podejmowane przez osoby świeckie.

Coraz częściej pojawiają się oczekiwania wobec księży czy zakonów co do możliwości otwarcia domów zakonnych, plebanii, domów rekolekcyjnych na przykład dla osób uciekających z Ukrainy. I faktycznie czasem tak się dzieje. Chcemy pomagać, uruchomiliśmy swoje zasoby, kontakty i możliwości, aby ulżyć doli tych, których dotknęła tak mocno nienawiść i trwoga. Rozdajemy siebie, czasem aż do utraty własnych sił i zasobów. Motywujemy to wiarą, miłością do bliźniego, ofiarą dla Boga. Oczywiście, takie inicjatywy podejmują także inne instytucje i osoby niezwiązane z Kościołem Katolickim czy z wiarą w Boga.

Niemniej: zaczynamy, pragnąc jakiegoś dobra, patrzeć innym na ręce. Pojawia się chęć dysponowania cudzym czasem, cudzym mieniem i cudzymi możliwościami. Pojawiają się rozliczenia: kto co zrobił? Dla kogo? Ile dał? Ile mógłby dać? Tego typu komentarze pojawiają się zresztą przy każdej większej akcji pomocowej, zbiórce czy sytuacji kryzysowej. Próbujemy pomagać, ale i próbujemy rozliczać innych.

Modlitwa ma sens

Przyglądając się ostatnio sobie i temu co się dzieje na zewnątrz zobaczyłam, że zaczyna nam umykać istotna składowa każdej pomocy skierowanej wobec bliźniego: modlitwa. Coraz częściej słychać głosy: Gdzie jest Bóg? Czemu nie pomaga cierpiącym? Pojawiają się wątpliwości czy modlitwa ma sens, czy ma realną możliwość zmiany sytuacji trudnej. Tymczasem praktyka chrześcijańska pokazuje, że nie ma aktywnego wychodzenia do innego bez zakotwiczenia swojego życia w Bogu, w relacji z Nim, w modlitwie. Pomoc bez modlitwy to aktywizm.

Modlitwa daje siłę nie tylko nam, ale ma faktyczną moc zmian w człowieku. Oczywiście, nie działa w sposób magiczny. Nie zależy od ilości odmówionych nowenn czy różańców, ale od tego, czy tworzy relację z Jezusem, czy otwiera mnie na Ducha Świętego, prowadzi do Ojca.

Zamiast rozliczać innych z danej pomocy, warto rozliczyć siebie z tego, na ile dbam o swoje życie duchowe. Na ile chcę faktycznie słuchać Boga? Nie wiem, gdzie jest Bóg dla innych. Mogę jednak odkryć, gdzie On jest w moim życiu, sercu czy myślach. Nie znajdę odpowiedzi o sens cierpienia nikogo innego poza mną samym.

Nie uda się nam znaleźć odpowiedzi na zło na świecie, jeśli nie poszukamy odpowiedzi na to zło, które rodzi się w naszych sercach.

Rozdawać miłość i nadzieję

Warto, pomiędzy jedną zbiórką, drugą i trzecią wznieść modlitwę do Boga. Prosić Go, abyśmy mogli zobaczyć świat Jego oczami, doświadczyć Jego ciągłej obecności, nawet w najgorszych dziejących się obecnie koszmarach. Modlitwa tworzy więź, która daje nadzieję na to, że my wobec zła będziemy umieli wytrwać w dobrym. Zdołamy znaleźć w sobie konieczną odwagę i roztropność, a także nadzieję.

Miłość, nadzieję, dobrą radę, pochodzącą z faktycznej obecności Ducha Świętego można rozdawać równie dobrze jak żywność, koce czy bandaże. Mało tego, miłość ma to do siebie, że im bardziej jest dawana, tym jest jej więcej. Po rozdaniu wszystkiego, co rozdać możemy wejdźmy do swojej izdebki, odkryjmy, że przed Bogiem nasze ręce są puste. Nie dlatego, ze nasze czyny są nic nie warte, ale dlatego, że to Bóg sam chce je wypełnić tym dobrem, którego potrzebuje świat.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.