Sztuka porozumiewania się

Katecheza nie ma być zwykłą lekcją, ale żywym przekazem wiary? W naszych warunkach jest to nie do końca realne.

Chciałabym dziś nawiązać do III Międzynarodowego Kongresu Katechetycznego, jaki odbył się w Watykanie, w dniach od 8-10 września 2022. Dla mnie jest to wydarzenie interesujące, dla naszych mediów katolickich już jakoś mniej. Nie wiem czy dlatego, że katecheci nawet w tych mediach od kilku lat nie mają już dobrej passy? Czy może przez jałowe dyskusje na temat sensu katechezy w szkole i porównywania jej z katechezą w salkach parafialnych? Jakby sama zmiana miejsca miała wpłynąć na przygotowanie katechetów, ich wiedzę czy osobiste doświadczenie Boga.

Dyskusjami o katechezie w szkole jestem zmęczona. Naprawdę nie miejsce ma wpływ na to, w jaki sposób głosimy Ewangelię. Z kolei „złote myśli” na temat braku wykształcenia katechetów świeckich (zwłaszcza) mnie smucą. W obronie katechetów nie staje ani hierarchia, ani media. Tymczasem większość katechetów ma identyczne przygotowanie co księża, to znaczy teologiczne studia magisterskie. Czas salek parafialnych, które były punktami katechetycznymi w czasach komunistycznych także nie był czasem idealnym. Na takie katechezy chodziłam. Poza niewygodą i zwykłym brakiem bezpieczeństwa puszczanych samopas dzieci niczego lepszego niż katecheza w szkole mi nie przyniosły.

Żywy przekaz wiary?

Wracając zaś do słów Papieża Franciszka o tym, że katecheza nie może być zwykłą lekcją, że ma być „żywym przekazem wiary”. W naszych warunkach jest to nie do końca realne. Katecheza w szkole, z formalnego punktu widzenia, jest zwykłą lekcją. Jest podstawa programowa do zrealizowania. Są przeładowane wiadomościami podręczniki, w dodatku dobrane nieadekwatnie do wieku. Na przykład, w podręczniku do klasy szóstej szkoły podstawowej mam obecnie do przekazania to samo, co rok temu realizowałam z klasami ósmymi. Czasem też podręcznik przypomina pobożnościowe teksty dla ministrantów, bielanek czy dzieci Maryi. Niekoniecznie odpowiednie dla dzieci i młodzieży, która nie zawsze marzy o tym, „aby Jezus był ich najlepszym przyjacielem”.

Osobiście podziwiam katechetów. Obserwując grupy poświęcone katechezie widzę tam wiele dobrych inicjatyw, prób dostosowania podręczników do realnych problemów młodzieży, wiele warsztatów i szkoleń z innowacyjnych metod. Katecheci próbując opowiedzieć o wierze zamieniają się w reżyserów, montażystów, scenarzystów, poetów. Tak, tam widzę „język nadziei” o którym opowiada Papież. Ale są to inicjatywy najczęściej oddolne. Nie mając wsparcia w hierarchii – wspieramy się sami.

„Przecież to ich misja”

A z drugiej strony jest też czasem smutna rzeczywistość. Jak słyszę z ust osób odpowiedzialnych za katechezę słowa o „powołaniu katechety”, o „misji”, „poświeceniu” czy „służbie”, czasem mam ochotę wyjść. W moim kraju te słowa są nadużywane, zwłaszcza w momentach dla nas trudnych. Kiedy odmawia się nam prawa do strajku i ubiegania się razem z innymi nauczycielami o godne warunki zatrudnienia. Albo gdy jesteśmy wzywani na obowiązkowe szkolenia, a nikt nie wystawia faktur czy paragonów za pobierane opłaty. Wielu katechetów, pracując dla parafii (w niektórych diecezjach na mocy zobowiązań), jest traktowanych jak darmowi pracownicy. Bez prawa buntu wobec nadmiaru obowiązków, bo „przecież to ich misja”.

Ciesze się, że jestem w parafii, gdzie zwyczajnie współpracujemy – księża, siostry zakonne, katecheci świeccy. Oczywiście, jestem także do pomocy w kościele parafialnym, ale bez poczucia bycia wykorzystywanym. Niestety w mojej pracy doświadczyłam też zupełnie innych warunków. Podobnie wielu katechetów świeckich.

Język nadziei trzeba usłyszeć

Czasem chciałabym usiąść i opowiedzieć dzieciakom o więzi z Bogiem, o relacji. Chciałabym odłożyć na bok podstawę programową i nie skupiać się na tym, czy uczeń już umie daną modlitwę, czy zna katechizm, czy wymieni po kolei wszystkich apostołów oraz przeanalizuje wybraną przypowieść. Ale dopóki u nas podstawę programową i podręczniki tworzą metodycy oraz specjaliści, którzy kontakt z dzieckiem mieli trzydzieści czy czterdzieści lat temu niewiele się zmieni. Wizytator jakoś nigdy nie pyta czy dzieci mają więź z Bogiem. Patrzy, czy zostały zrealizowane cele, czy było dużo metod aktywizujących i czy została zrobiona notatka w zeszycie. Jeśli dyrektorami wydziałów katechetycznych będą specjaliści, którzy tylko studiowali dany kierunek, a nigdy nie pracowali dłużej niż kilka lat w szkole, także nic się nie zmieni.

Żeby zacząć mówić językiem nadziei, trzeba najpierw samemu go usłyszeć. Katecheci od których tylko się wymaga, a nigdy nie pyta o zdanie, o doświadczenie, nie zmienią sposobu swojej komunikacji z uczniami. Żeby usłyszeć ten język, musimy uczyć się trudnej sztuki dialogu i dzielić się swoim świadectwem wiary, a nie tylko sposobem realizacji programu.

Przy okazji – całe przemówienie Papieża przeczytałam na stronie Radia Maryja. Polecam.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.