Sumienie mało używane

Niestety, część duchownych świetnie się czuje w roli „ekspertów”. A wielu ludzi woli zadać pytanie i czekać na gotową odpowiedź, niż samemu pomyśleć.

Dziecięce zabawy na platformie roblox, polegające na „odprawianiu mszy”, znowu uaktywniły część naszej medialnej, katolickiej społeczności. Niektórzy duchowni postanowili odpowiedzieć na bardzo newralgiczne pytanie: Czy to jest grzech? I oczywiście co człowiek to opinia. Jeden uważa, że nie. Inny, że tak. Trzeci, że nie, ale… Media niekatolickie, zajmujące się w tym czasie opisywaniem „patologicznej” kolędy, mają nowy powód do złośliwych komentarzy. Zawsze to jakaś zmiana tematu… Mnie osobiście męczy czytanie od miesiąca, że ksiądz życzy sobie na kolędzie „1000 złotych od osoby, 500 od kota oraz catering w pakiecie” (sarkazm celowy).

Ekspert potrzebny od zaraz

Niepokoi mnie jednak coraz większe zapotrzebowanie na wypowiedzi „katolickich ekspertów” o tym, co jest grzechem, a co nim nie jest. Wypowiedzi takie publikuje część portali. Także poszczególni katolicy. Czytają to dzieci, młodzież i dorośli. Pojawiają się kolejne pytania: o post w piątek, obecność na mszy świętej podczas danego święta, post eucharystyczny, tatuaże, słuchanie pewnych gatunków muzyki czy wizytę w meczecie. Paleta problemów jest bardzo duża. Wydaje się, że kto pyta nie błądzi, ale…

Niestety, część duchownych świetnie się czuje w roli „ekspertów”, decydujących za kogoś, czy jakiś ich czyn to grzech. A wielu ludzi woli zadać pytanie i czekać na gotową odpowiedź, niż samemu pomyśleć, przemodlić czy zastanowić się nad konkretną sytuacją. A przede wszystkim zajrzeć w swoje sumienie. Bo to jego powinniśmy słuchać, a nie sumienia księdza X, pana Y czy siostry Z.

Zastanawiam się, czy tendencja do ułatwiania sobie życia, wzrost popytu na łatwe rozwiązania, a przede wszystkim pragnienie znalezienia kogoś, kto coś by za mnie (lub dla mnie) zrobił nie niszczy nam coraz bardziej życia duchowego. I wcale nie chodzi tu o komercyjny styl życia, jak ustawicznie słyszymy w różnych listach pasterskich czy kazaniach. Chodzi o brak chęci a czasem odwagi do pokazywania wiernym drogi do ich własnego sumienia. O zachętę do poszukiwań duchowych i zmagań. I do nabywania umiejętności rozeznawania tego, co się dzieje ze mną i we mnie, do czego to prowadzi, jaki ma cel i sens.

Tak łatwiej

Sumienie, jak uczymy nawet dzieci, to „głos w sercu, który mówi nam: czyń dobro, unikaj zła”. Czyli coś, co kształtujemy przez wiarę. Dzięki czemu możemy rozpoznać, czy sytuacja w której jesteśmy prowadzi nas do Boga czy nie. Dla kogoś tatuaż może być grzechem, bo np. jest robiony z narażeniem zdrowia, dla kogoś innego nie. Ktoś nie pójdzie na mszę świętą, bo zaśpi, ktoś bo jest chory a innemu zwyczajnie się nie chce. Każda z tych sytuacji będzie inna.

Mam wrażenie, że część duchownych boi się, że wierni, którym „pozwoli się działać zgodnie z sumieniem”, natychmiast przestanie się modlić, uczestniczyć w Eucharystii i przyjmować sakramenty. A skoro tak, uczą ich przez prowadzenie za rączkę i restrykcyjną kontrolę ich życia oraz wyborów. Oczywiście najłatwiej jest powiedzieć komuś „zrób to, czy to”. Trudniej zachęcić do szukania swojej odpowiedzi. Pokazać, że kontakt z Bogiem kształtuje wrażliwość w takim stopniu, że osoba dorosła będzie sama w stanie odpowiedzieć, czy dla niej grzechem jest zjedzenie schabowego w piątek, kanapki na pół godziny przed Komunią lub nieprzyjęcie księdza po kolędzie.

Jestem zmęczona. Szyderstwami z wiary, co zdarza się coraz częściej w przekazach medialnych. I infantylnymi filmikami wierzących, czujących wieczną potrzebę wyjaśniania innym, kiedy Bóg wyśle ich do piekła, kiedy do czyśćca, a kiedy ewentualnie, choć z pewna podejrzliwością, otworzy im bramy nieba.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.