Zmiany kulturowe zawsze wywołują reakcje w społeczeństwie. Dla jednych są one oczekiwane i upragnione, inni traktują je jak zamach na ugruntowane tradycje, wartości i zwyczaje. Jedni aż do przesady zachowują tzw. poprawność polityczną, dbając o swój język i postawę. Inni z kolei taką poprawność wyśmiewają. Im głębsze zmiany, tym radykalniejsze reakcje na nie.
Oczywiście zmiany te dotykają także sfery religii – patrzenia na Boga, przykazania, obyczaje czy liturgię.
Między darem a wyborem
Jedna z takich przemian dotyczy podejścia do kwestii płci – zarówno tej biologicznej, jak i kulturowej. Rzecznicy zmian negują podział biologiczny tylko i wyłącznie na dwie płcie. Mówią o płynności i o tym, że ważniejsze jest to, z jaką płcią człowiek się utożsamia, a nie z jaką się urodził. Są również takie osoby, które deklarują, że nie utożsamiają się z żadną się płcią. Taka sytuacja rodzi różne pytania i wątpliwości.
Kościół katolicki w odpowiedzi na swoistą dekonstrukcję w myśleniu o naszej płci bardzo mocno przypomina, że Bóg stworzył człowieka jak kobietę i mężczyznę. Nie ma zatem możliwości zmiany tego, co otrzymaliśmy także jako dar. W efekcie pojawiają się ruchy i wspólnoty, które bardzo mocno propagują czy to wzorzec silnego mężczyzny, czy pięknej, dobrej i poświęcającej się dla rodziny kobiety.
Niektóre z tych inicjatyw stają się pożywką dla mediów. Niekoniecznie przychylnych jakiejkolwiek już tradycyjnej religii.
Być mężczyzną, być kobietą
A w Kościele mamy dziś mężczyzn z mieczami, skandujących rytmicznie okrzyki ku czci Jezusa i Maryi. Mamy męskie modlitwy i inicjatywy. Coraz silniej utożsamia się mężczyznę z siłą i walką. Jednocześnie wyśmiewa się mężczyzn bardziej wrażliwych czy wybierających inny styl ubioru.
Kobietom z kolei proponuję się warsztaty z makijażu, nastawione na pokazywanie jej „wewnętrznego” piękna. Kobiecość coraz mocniej jest łączona z byciem matką, rodzeniem dzieci i byciem w domu. Kobiety, które wybierają awans zawodowy zaczynają być piętnowane jako „egoistyczne” I „niekobiece”. Do tego dochodzą absurdalne inicjatywy w stylu: w maju noszę sukienki dla Maryi. Niestety, tego typu akcje są wyśmiewane także przez osoby wierzące, które zdążyły zauważyć, że podział na ubrania „kobiece” I „męskie” naprawdę nie obejmuje np. spodni.
Sukienki i miecze, nocne marsze i makijaże. Czy o to naprawdę chodzi w kształtowaniu świadomości bycia kobietą czy mężczyzną? Ugruntowywanie stereotypów jest szkodliwe, bo powoduje wykluczenie i ranienie tych, którzy w kategorii „silnego mężczyzny” I „pięknej kobiety” się nie mieszczą. Czy więc zamiast dziecinnych wyzwań nie warto zainwestować w propagowanie roli komunikacji w związku? W tworzenie więzi i relacji? W rozwijanie osobistych darów i talentów? Dla Maryi można pójść na warsztaty z asertywności, a dla Jezusa nauczyć się zmieniać pieluchy czy bawić z dzieckiem.
Infantylizm, stereotypy, radykalizm w postawach niszczą zarówno zdrową duchowość, jak i relacje międzyludzkie. Sukienka, nawet najładniejsza nie zastąpi ugruntowanego poczucia własnej wartości i godności. A miecz w pokoju nie sprawi, że ktoś nagle stanie się wrażliwym opiekunem, na wzór Świętego Józefa.
***
Sięgnij do innych tekstów autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.

Łączę teologię z kulturoznawstwem. Działam na styku religii, kultury, cywilizacji. Ciekawi mnie to co nowe, co zmienne, co wykracza ponad standardy. Szukam i pozwalam się znaleźć.