Spotkanie na dziedzińcu

Nie bójmy się poszerzać nasze dziedzińce i krużganki. Wsłuchajmy się w odmienne głosy, w cudze żale i rozterki, w gniew i złość. Być może...

W moim rodzinnym mieście prężnie działają oddolne ruchy obywatelskie, głównie skupione wokół działalności charytatywnej. Mieszkańcy organizują zabawy, festyny i konkursy, ale także np. kiermasze ciast i wyrobów garmażeryjnych. Wolontariusze pomagają w ten sposób zbierać na sprzęt lub operacje dla chorych – dzieci i dorosłych. W tak małej społeczności ani darczyńcy, ani osoby potrzebujące nie są anonimowi. Bardzo często kiermasze organizowane są na terenie przykościelnym. Najlepiej w niedzielę, po mszach świętych. Księża chętnie zgadzają się na takie akcje. Na tym samym terenie stoją wolontariusze WOŚP lub innych organizacji. Nie wszyscy są osobami wierzącymi, albo mocno związanymi z parafią. Jednak ów „dziedziniec” przy kościele staje się miejscem spotkania i czynienia dobra, które przecież nie zawsze jest związane z określoną wiarą.

Pomyślałam sobie, że ów dziedziniec mógłby obecnie stać się miejscem spotkania i dialogu z tymi, którzy nie chcą wejść do środka. Wspólnota Kościoła nie może być wspólnotą hermetyczną, oddzieloną od społeczeństwa, nie jest także wspólnotą wybranych, by w niej mogły przebywać tylko osoby moralnie idealne, pobożne, bezgrzeszne i… bezproblemowe. Może warto więc na przykościelne place zapraszać te grupy, stowarzyszenia, wspólnoty, z którymi razem możemy zrobić coś dobrego?

Obecnie nasz Kościół nadal przeżywa kryzys. Sypią się autorytety. Coraz więcej osób mówi publicznie o swojej apostazji lub o tym, co ich w Kościele boli. Możemy oczywiście przestać słuchać tych głosów i twierdzić, że owi „oni” nigdy w tym Kościele naprawdę nie byli, skoro odeszli. Możemy szydzić z wątpiących i okopywać się na swoich słusznie moralnych pozycjach. Problem w tym, że wspólnoty zamknięte i wyizolowane nigdy nie przekazywały życia. Wyłącznie coraz większą frustrację i niechęć.

Mimo różnic

Komuś, kto opuszcza naszą wspólnotę i budynki, pozwólmy może czasem pod owym murem postać? Nawet jak nas krytykuje, wskazuje błędy czy ma o coś pretensję. Wyjdźmy, porozmawiajmy, zapytajmy, na jakiej płaszczyźnie możemy się spotkać. Co – mimo różnic – możemy zrobić wspólnie? Gdzie mamy punkty zbieżne (bo protokoły rozbieżności, pretensji, skarg i zarzutów już przecież zostały spisane)?

Możemy skupiać się na historii, jak to Jezus wypędził świątynnych kupców i przywrócił miejscu świętemu jego pierwotny charakter. Możemy tej opowieści używać jako bicza na tych, którzy nas oskarżają i którzy odchodzą. A możemy wsłuchać się w zupełnie inne historie. O tym jak Jezus rozmawiał w krużgankach świątynnych z uczonymi w Piśmie, jak uzdrawiał, jak spotykał się ze wszystkimi odrzuconymi przez ówczesnych sprawiedliwych. Jezus był pierwszym, który wyszedł szukać tych, którzy Mu zaginęli. A przecież nie wszyscy nawrócili się czy okazali wdzięczność.

Nie bójmy się spotykać naszych braci i sióstr, którzy odchodzą, czy zapraszać ich do wspólnej działalności. Nie bójmy się poszerzać nasze dziedzińce i krużganki. Wsłuchajmy się w te odmienne głosy, w cudze żale i rozterki, w gniew i złość. Być może nie wszyscy do nas wrócą, ale my na pewno będziemy wtedy bliżej Chrystusa, niż odpowiadając niechęcią na niechęć, szyderstwem na szyderstwo.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.