Początek roku szkolnego. Wracam do codzienności szkolnej. Ponieważ przede wszystkim jestem nauczycielem religii, to tej religii będę uczyć. Z taką nadzieją, że zrobię to najlepiej jak potrafię. Mimo programu nauczania, który dalej nie jest dostosowany do zmian zachodzących w świecie i do życia współczesnych dzieci i młodzieży. Mimo lepszych lub podręczników. Bo w żadnym przedmiocie program i podręczniki nie są idealne.
Nie chcę już słuchać dyskusji o miejscu lekcji religii w szkole. O różnicy między lekcją a katechezą. Nie przeczytam kolejnych wypowiedzi, bo każdy napisze ze swojej perspektywy i nigdy nie będzie to miarodajne dla wszystkich. Pójdę i zrobię najlepiej to, co mam do zrobienia. Znajdę czas dla moich uczniów. Zarwę przerwę by z kimś pogadać. Posłucham żartów, zajrzę maluchom do śniadaniówki, otworzę upartą tubkę z musem. Może i będę myślała o tym, co dalej. Może… A może wcale nie. Jezus uczył, że każdy dzień ma swoje troski i zmartwienia. Każdego dnia znajdę kilka powodów dla których jestem w szkole. Każdego dnia będę miała okazję, by w koślawych słowach powiedzieć najprostszą prawdę o tym, że Bóg jest Miłością i dla tej Miłości nas stworzył.
Nie będę się już spierać o to, czy mam prawo być w szkole i robić to co robię. Dopóki będą uczniowie – będę uczyć. Nie chce mi się już nakręcać politycznymi rozgrywkami, protestami, goryczą i może i słusznym gniewem. Idę robić swoje.
Czego generalnie wszystkim życzę. Myślę, że wszystkim wtedy żyło by się łatwiej.
***
Sięgnij do innych tekstów autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.
Łączę teologię z kulturoznawstwem. Działam na styku religii, kultury, cywilizacji. Ciekawi mnie to co nowe, co zmienne, co wykracza ponad standardy. Szukam i pozwalam się znaleźć.