Nie milkną echa beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego i matki Elżbiety Czackiej. Już wiemy, kto na niej był, a kogo, być może zabrakło. Kto co powiedział i w jaki sposób. Podczas katechez zrealizowano już tematy o nowych błogosławionych. Zorganizowano wystawy i prelekcje, napisano artykuły. Wiemy już nawet, kto z nowych błogosławionych jest „ważniejszy”.
Co chwilę znajduje się kolejny świadek wydarzenia związanego z którąś z tych postaci. Miasta szukają „śladów” Prymasa Wyszyńskiego, tak jak wcześniej szukały śladów świętego Jana Pawła II. Pewnie powstaną kolejne pomniki, nadane zostaną nowe nazwy ulicom, placom, skwerom. Obejrzymy nowy film…
Po co nam to wszystko?
Po co nam kolejne beatyfikacje, kanonizacje? Czy ich jeszcze potrzebujemy? Kto o pamięta o tak wielkiej rzeszy świętych w niebie? Kto jeszcze czuje moc ich obecności duchowej? A najważniejsze, kto faktycznie i czego chce się od nich uczyć?
Potrzebujemy znaków i potrzebujemy ludzi, którzy byliby takimi „znakami”. Zapowiedzią lub nawet przeczuciem istnienia jakiejś wyższej rzeczywistości, świata duchowego. Widzimy własną małość i niedoskonałość, więc pojawia się pragnienie wiary w herosów, półbogów, wcielenia bóstw. Tak było, jest i będzie. W wielu kulturach pojawiali się ludzie, uznawani za wybranych, by przekazywać rzeczy tajemne. Cieszyli się uznaniem i szacunkiem, ale… Społeczność często była przekonana, że z taką osobą niebezpiecznie jest przebywać za blisko. Stąd zdarzało się, że owi wybrańcy musieli mieszkać gdzieś na obrzeżach ludzkich siedzib. Skazani na swoje przeznaczenie i na samotność.
Kto chce być świętym?
W Kościele Katolickim wierzymy, że do świętości powołany jest każdy. I teoretycznie każdy z nas ma do niej dążyć. Jednak tak się nie dzieje. Dalej wierzymy, że jest to dar zarezerwowany dla garstki wybrańców. Dlatego skrupulatnie wykorzystujemy każdą możliwość „ogrzania” się przy którymś z ogłaszanych świętych i błogosławionych. Chcemy dotknąć, zobaczyć, być tam, gdzie stał ów ktoś. Lubimy masowe manifestacje wiary i wielkie zgromadzenia. Liczymy zaproszonych gości. Prześcigamy się w sposobach uczczenia naszych drogich świętych. Do parafii przywozimy relikwie i organizujemy nabożeństwa.
Czasem mam wrażenie, że na tym koniec. Przeżyć, dotknąć, zobaczyć, a potem zapomnieć. Co najwyżej poprosić jeszcze o pomoc w trudnej sprawie.
Ponad miarę
Tymczasem święci to nie są ludzie, którzy pragnęli zostawić po sobie modlitewniki i pamiętniki. To ci, którzy żyjąc tu i teraz mieli dar rozpoznawania znaków czasu i wybiegania w przyszłość. Święty nigdy nie był „na miarę”. Zawsze wystawał. Zawsze wskazywał na to, co on już widział, a inni jeszcze nie…
Taki był Prymas Tysiąclecia, który po Soborze Watykańskim II, w komunistycznym kraju, umiał znaleźć rozwiązanie dla duchowej drogi narodu i pociągnąć innych. Taka była Matka Elżbieta, która Soborem żyła na długo przedtem, zanim faktycznie się wydarzył. Laski to miejsce spotkań wielu różnych ludzi, miejsce pojednania i dialogu. Miejsce, w którym ci, którzy nie widzieli, wskazywali drogę tym, którzy cieszyli się dobrym wzrokiem.
I Prymas Wyszyński i matka Czacka umieli łączyć ludzi i ich szanować. Czy politycy, siedzący w pierwszych ławach podczas beatyfikacji, byliby w stanie faktycznie naśladować Prymasa? W jego pismach nie znajdziemy personalnego potępienia kogokolwiek, choć sprzeciwiał się komunizmowi. Szanował jednak także i tych, którzy go uwięzili. Stać nas na to w podzielonej politycznymi ambicjami Polsce? Czy znamy jego ABC Społecznej Krucjaty Miłości? Czy mamy odwagę wcielić te niewygodne słowa w życie?
A może chcemy tak jak Matka Czacka dotknąć wykluczonych ze społeczeństwa? Zejść do niedoli i nędzy ludzkiej, stworzyć miejsce, gdzie każdy, bez względu na narodowość i wyznanie może czuć się bezpiecznie?
Nie, to nie są wygodni błogosławieni. Będą wystawać z każdej strony. Oni odkryli Boga nie w pomniku, szlaku, kremówce, ale w drugim człowieku. I tego człowieka, choćby był ich wrogiem kochali, nie pragnąc dla nikogo źle. Komunista, ateista, obcy, chory, odrzucony… to dla nich był człowiek, którego godność podkreślali. Może zatem warto zrobić sobie, zamiast zdjęcia przy plakacie, rachunek sumienia z tego, jak traktuję i wrogów i przyjaciół.
Zamykanie świętych w ramach nigdy się nie uda. Będąc ludźmi żyli Bożą miarą…
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE
Łączę teologię z kulturoznawstwem. Działam na styku religii, kultury, cywilizacji. Ciekawi mnie to co nowe, co zmienne, co wykracza ponad standardy. Szukam i pozwalam się znaleźć.