Niepoświęcone współistnienie

Czy nie jest ważniejsze nasze życie Ewangelią, nasza postawa, od prób pokropienia wodą święconą wszystkiego, co znajduje się w naszym władaniu?

Niedawna sytuacja związana z wydarzeniami we Wrocławiu stała się dla mnie inspiracją do kilku przemyśleń. Najpierw jednak w skrócie o faktach.

Dokonano „niepoświęcenia” Pralni Społecznie Odpowiedzialnej, prowadzonej przez Towarzystwo św. Brata Alberta. Sponsor urządzeń i proszku nie zgodził się na dokonanie przez asystenta kościelnego bp. Jacka Kicińskiego obrzędu poświęcenia nowego pomieszczenia. Biskupowi zaproponowano przemówienie, w ostatniej kolejności, na co on się nie zgodził. Umotywował to tym, że dla niego jest najważniejszy obrzęd liturgiczny, a tego mu odmówiono. Ostatecznie całość konfliktu okazała się „nieporozumieniem”. Towarzystwo wycofało się z chęci oddania urządzeń sponsorowi, a firma Henkel zgodziła się na uroczyste poświęcenie maszyn w najbliższym możliwym terminie.

Konflikt o pralki dla części katolików stał się kolejnym dowodem na to, że Kościół jest prześladowany a chrześcijanie dyskryminowani. Dla prawicowych publicystów z kolei był to dobry powód, aby znowu krzyknąć, że „biją nas Niemcy”. Miłośnicy memów przywoływali stary temat: księdza, który jest w stanie poświęcić wszystko. Od mieszadeł w oczyszczalni ścieków, do fantomów niemowlaków…

Dla kogo ten obrzęd?

Czy jednak na pewno trzeba święcić wszystko, co znajduje się w przestrzeni publicznej, nawet na prośbę właścicieli tej przestrzeni? Czy obrzęd poświęcenia – oddania jakiegoś miejsca Bogu, znaku Bożej obecności, błogosławieństwa – nie stał się znakiem, przez który dany człowiek lub grupa określa swoją katolicką tożsamość? Wiemy dobrze, że czasem symbole religijne, obecność kapłana czy poświęcenie staje się oznaką władzy lub oporu wobec np. przeciwników politycznych, światopoglądowych, kulturowych. Czy owo „poświęcenie” staje się wówczas faktycznie uświęceniem? Może jest po prostu zwykłym podkreśleniem „to jest nasze”? Czy ten obrzęd nie traci na ważności?

Ważniejszy niż człowiek?

Kolejne pytanie. Czy naprawdę biskup nie mógł zostać, zająć tego ostatniego miejsca i powiedzieć kilku słów jak inni przemawiający? Przecież to była dobra okazja, aby ludziom opowiedzieć o Bogu obecnym w człowieku, o Jego byciu z nami tu i teraz. Do mediów przebił się obraz biskupa, który obraził się, bo odmówiono mu poświęcenia martwych przedmiotów. Oczywiście, także ten obraz jest przejaskrawiony. Ale czy obrzęd rzeczywiście był ważniejszy niż spotkanie z żywymi ludźmi? Czy także sama obecność jakoś nie uświęca miejsc, zwłaszcza, gdy staramy się żyć Ewangelią?

Może to myślenie życzeniowe, ale ja bym chciała biskupa, który zostaje i czeka… Zwłaszcza, że my dalej mamy w głowie skojarzenia z duchowieństwem bardziej odnoszące się do relacji pan – poddany, niż służący sobie nawzajem bracia.

Czas dostrzec dobro

Na koniec, może najważniejsze. Czy nie czas już nauczyć się dzielić przestrzeń ze światem nie-kościelnym? Ze światem świeckim? Czy nie trzeba uczyć się pracować razem, co może wiązać się z koniecznością pewnych ustępstw? Nie mówię o zasadach chrześcijańskich, dogmatach, ale właśnie o dzieleniu przestrzeni, akcjach charytatywnych, pomocy społeczeństwu.

Co roku powracają przecież spory o zaangażowanie katolików w Finał WOŚP. To zbiórka, w którą angażuje się najwięcej z nas. Wielu tylko w tę jedną, konkretną, doroczną zbiórkę, z której pieniądze są przekazywane na określony cel. Czy katolik może angażować się w działania fundacji, której prezes i niektórzy członkowie nie podzielają wszystkich poglądów katolików? Część wierzących forsuje pogląd, że katolik może wspierać tylko akcje katolickie, w całości zgodne z doktryną. Czy naprawdę nie nastał już czas, by dostrzec, że świat nie jest już katolicki ani nawet chrześcijański, a mimo to jest w nim wiele dobrych inicjatyw, pomysłów? Zamiast budować osiedla dla katolików, sklepy dla katolików, media dla katolików, czy nie lepiej byłoby tworzyć miejsca, w których mogą ze sobą współistnieć i współdziałać ludzie podzielający wspólne wartości, choćby nie wywodzili ich z religii?

Dyskryminacja?

Czy niepoświęcona pralka nie będzie tak samo dobrze służyła najuboższym jak poświęcona? A proszek od świeckiej firmy pochodzącej z Niemiec, czy nie upierze ubrań tak samo dobrze, jak ten katolicki, z katolickiej Polski? Czy to co nazywamy szumnie dyskryminacją faktycznie zawsze nią jest? I czy nie jest ważniejsze nasze życie Ewangelią, nasza postawa, od prób pokropienia wodą święconą wszystkiego, co znajduje się w naszym władaniu? Warto to przemyśleć.

Wszystkim zaś angażującym się w pomoc dla innych życzę zaś miłości i zrozumienia.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.