Nadopiekuńczy pasterze

Tu jakaś grupa dorosłych "pod opieką księdza X" pojechała na pielgrzymkę. Inna, pod czujnym spojrzeniem księdza Y przygotowała ciasta na kiermasz kościelny lub przystroiła kościół.

Prawie w każdej parafii działają dzisiaj jakieś grupy czy wspólnoty. Dla dzieci, młodzieży, dorosłych. Wspólnoty modlitewne, charytatywne, misyjne, ewangelizacyjne i wszelkie inne. Do wyboru, do koloru. Niezależnie jednak od charakteru i wieku członków zazwyczaj grupa musi posiadać swojego księdza-opiekuna. To nic, że czasem ów opiekun duchowy nic konkretnego nie robi. Ba, nawet danego charyzmatu może nie lubić czy się w nim nie odnajdywać. Ale nadzór sprawować musi. Przecież świeccy sami sobie nie poradzą…

I tak dochodzimy do paradoksów. Tu jakaś grupa dorosłych „pod opieką księdza X” pojechała na pielgrzymkę. Inna, pod czujnym spojrzeniem księdza Y przygotowała ciasta na kiermasz kościelny lub przystroiła kościół.

O ile opiekę nad nieletnimi czy niepełnosprawnymi ktoś sprawować musi (choć niekoniecznie ksiądz), to coraz mniej rozumiem, czemu dorosłymi też jakiś ksiądz musi się opiekować. Oczywiście, jeśli ci dorośli chcą coś robić przy parafii lub zaangażować się w jakąś wspólnotę. Dochodzi wtedy do takich sytuacji, gdy opiekę nad wyjazdem np. Żywego Różańca, składającego się z bardzo pełnoletnich parafian, sprawuje infantylny 25-letni duchowny. Albo do absurdów, kiedy taką grupą „opiekuje się” kapłan, który pobożności maryjnej kompletnie nie rozumie, a różańca zwyczajnie nie lubi.

A może lider świecki?

Nie rozumiem, czemu w kraju, który tak bardzo chwali się swoją pobożnością, wiernością i liczbą wierzących, nie można na czele grupy charytatywnej postawić świeckiego lidera. Dorośli z reguły opieki czy niańczenia nie potrzebują. W pracy wymaga się od nich odpowiedzialności, w rodzinach zaradności i organizacji, a w parafii nie mogą upiec ciastek bez opieki i zgody odpowiedzialnego za nich księdza.

Widziałam wiele akcji i wysiłku świeckich, za których pracę byli chwaleni nie oni, ale czasem totalnie ignorujący ich wysiłki kapłani.

Martwimy się spadającą ilością powołań, organizujemy jakieś szturmy do nieba o pomoc Boską dla kraju a z drugiej strony ciągle patrzymy na większą część wspólnoty Kościoła z nieufnością. Świecki w kancelarii parafialnej? Zgroza. Świecki opiekujący się grupą modlitewną? Herezja. Nadzwyczajny szafarz wędrujący do chorych częściej niż raz w miesiącu na 5 minut? Piekło…

Często pojawiają się zarzuty, że świecki może źle przekazywać prawdy wiary, że może wprowadzić ludzi w błąd. Ale to samo robią też księża – założyciele czasem bardzo sekciarskich wspólnot, z chorymi czy lękowymi wyobrażeniami na temat Boga i Jego działania.

Czas pozwolić ludziom w Kościele dorosnąć. Uczyć się opieki wzajemnej, a nie infantylnej. Tego, że Pasterzem jest Jezus, On jest naszym Opiekunem. Wszyscy inni to towarzysze w drodze, którzy tak jak my, potykają się o kamienie i upadają. A bratu w wędrówce łatwiej też zwrócić uwagę gdy upada. I podnieść.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.