Magia Świąt

Dobrze by było jednak zastanowić się, jak sprawić, by Jezus nie stał się postacią z legend czy z bajek. Jak dzisiaj przekazywać prawdę o Wcieleniu?

Magiczne święta, magiczne sesje zdjęciowe, magiczny nastrój. W grudniu wszystko staje się magiczne. W reklamach pokazują się Mikołaje i elfy. Ktoś kupi komuś prezent i świat stanie się lepszy, choćby na czas trwania reklamy. Błyszczą światełka na choinkach i iluminacje w miastach. Łapiemy oddech i zanurzamy się choćby na małą chwilę w ten bajkowy świat. Chcemy odpocząć od codziennej rutyny, problemów, troski o dopięcie rodzinnego budżetu. Zjeść coś dobrego, nacieszyć się choćby małym podarunkiem czy wizytą rodziny. Nawet przedświąteczną krzątaniną, która ma swój urok.

Można oburzyć się, że w tytule pojawia się sformułowanie „magia świąt”, a Mikołaj wcale nie ma dopowiedzenia „święty”. Ja już się nie oburzam. Walka z komercją, z sympatycznym czerwonym krasnalem, z (w sumie oklepanym) przymiotnikiem „magiczny” jest niczym walka z wiatrakami. Ile można udowadniać całemu światu, że Święta Bożego Narodzenia nie mają nic wspólnego z magią, a Mikołaj to biskup Myry? Jak długo można z pogardą traktować tych, dla których najważniejszy jest wystrój domu, nie przygotowanie duchowe? Czas Świąt już dawno przestał być czasem stricte religijnym. Choinki w domach i prezenty mają także osoby niewierzące. Zresztą wydaje mi się, że już chyba pomału do tego przywykliśmy.

Jezus nie z bajki

Dobrze by było jednak zastanowić się, jak sprawić, by Jezus nie stał się postacią z legend czy z bajek. Jak dzisiaj przekazywać prawdę o Wcieleniu? O tym, że tak naprawdę świętujemy coś niezwykłego – to, że Bóg staje się człowiekiem. Rodzi się jako człowiek, jest całkowicie bezbronny i zależny od nas. Jak pokazać światu prawdę o tej niezwykłej miłości? Mam wrażenie, że częściej słyszymy pouczenia, jak się w święta nie zachowywać, że trzeba pamiętać o praktykach religijnych, rekolekcjach, spowiedzi, roratach, itp. Ale raczej nie słychać, w jaki sposób ocalić w sobie samym wiarę, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Wiara potrzebuje relacji, ciągłego odświeżania, wsparcia wspólnoty i umocnienia.

Czy Bóg wcielający się w człowieka mnie wzrusza? Czy wywołuje we mnie pragnienie wyjścia do najsłabszych, pozbawionych opieki, dotkniętych nędzą? W końcu: czy otwiera mnie na innych? Na dar przebaczenia i odpuszczenia win? Mam wrażenie, że nawet w mediach katolickich najbardziej gorącym, grudniowym tematem jest kwestia tzw. kolędy, a nie wspólnego oczekiwania i przyjęcia na nowo prawdy o Wcieleniu.

Brakuje mi zachwytu

Jak rozpalić w sobie wiarę pasterzy i pogańskich mędrców? Jak rozpalić w sobie wiarę Maryi, która dotknęła tajemnicy przekraczającej pojmowanie człowieka? Wiarę Józefa, który zaufał, że miłość pokona lęk? Jak na nowo odkryć, że żyjemy w czasach łaski, niesamowitej bliskości i obecności Boga, który chce dać każdemu z nas życie, które nigdy się nie skończy? Brakuje mi zachwytu nad tymi tajemnicami wiary. Radości, że sam Jezus pokazał nam, w jaki sposób mamy traktować siebie nawzajem. Otwartości szopki betlejemskiej, która pomieściła wszystkich, których nie chciały pomieścić porządne domy.

Jeśli nie rozpalimy w sobie tego zachwytu, nadziei i miłości to naprawdę zostanie nam już tylko magia świąt oraz nieśmiertelne swetry z reniferem.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.