Innego Kościoła nie będzie

Pamięć o tych prorokach jest w nas bardzo silna. Widać, jak bardzo pragniemy, by ten i ów był właśnie tym, który pokaże nadzieję w sytuacji kryzysu Kościoła.

Patrząc na to, jak wielkie nadzieje pokładamy w tym czy innym papieżu, biskupie, dokumencie Kościoła czy nurcie zaczynam mieć wrażenie, że to już kiedyś się działo. Większe kryzysy już nie jeden raz dotykały Kościół. Uwikłanie w politykę, niemoralne życie, pazerność i pogoń za władzą towarzyszą nam od wieków. W zasadzie, jakby się przyjrzeć historii, to kiedyś nasza wspólnota bywała mniej „boża” niż dziś.

Jednak wiemy z historii, że co jakiś czas – zwłaszcza gdy było bardzo źle – Bóg powoływał ludzi, aby „odbudowali Kościoł”. Byli święci Franciszek i Dominik. Potem święty Ignacy Loyola. Była także św. Katarzyna Sieneńska, co pisała do papieża.  Oraz dwie karmelitanki – Teresa Wielka i Teresa z Lisieux. Oraz wielu, wielu innych. Kapłanów, sióstr, pustelników, mnichów, charyzmatyków, stygmatyków, mistyków, a nawet słupników. Każdy z nich był światłem, które choć na chwilę oświecało ciemność, w jakiej, zdawać by się mogło, pogrążał się świat. Robili swoje i odchodzili w wieczność. Myśmy ich kanonizowali, a następnie zapominali to, przed czym nas przestrzegali lub o co prosili. Potem pojawiał się ktoś kolejny.

Pragnienie jest w nas

Mam wrażenie, że pamięć o tych prorokach jest w nas bardzo silna. Widać, jak bardzo pragniemy, by ten i ów był właśnie tym, który pokaże nadzieję w sytuacji kryzysu Kościoła. Czy to w Polsce, czy na świecie. Wierzymy, że pojawi się dokument, który ukoi spory albo reforma, która sprawi, że ludzie powrócą do swojej owczarni. Czytamy, oglądamy i dyskutujemy, próbując de facto zrzucić odpowiedzialność za Kościół na kogoś innego niż ja sam.

A może tych nowych reformatorów Bóg już dawno powołał? Może to ty i ja, którzy zapomnieliśmy, że nie jesteśmy biernymi odbiorcami zmian, ale że te zmiany tworzymy? Może to mój powrót do modlitwy, wierności Ewangelii i sakramentom będzie punktem zwrotnym w dziejach współczesnego Kościoła? A jeśli poza nami już nikogo nie będzie?

Dlaczego tak łatwo pozbywamy się możliwości zmiany, która zawsze zaczynała się od przemiany jednego serca?  To ono potem, rozpalone miłością, powodowało wejście Ducha Świętego w zatwardziałe struktury i przyzwyczajenia.

Innego Kościoła nie będzie… Tylko ten, który zaczyna się teraz we mnie. Już dziś. 

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.