Formacja… i co dalej?

Nie da się skupiać na formacji bez podejmowania decyzji, które sprawią, że formowani faktycznie będą mogli zmieniać zastaną rzeczywistość, a ich głos będzie brany pod uwagę.

W dyskursie katolickim modne ostatnio jest jest słowo „formacja”. Formacja do kapłaństwa, formacja świeckich, mężczyzn, kobiet, dzieci, świeckich. Kolejne pomysły, żeby owi formowani byli dojrzali w wierze i świadomi roli we wspólnocie Kościoła. Jak grzyby po deszczu wyrastają pomysły na zmianę formacji seminaryjnej, na rekolekcje, kursy czy nowe wspólnoty. To przecież kolejna szansa, aby zatrzymać postępującą sekularyzację i odchodzenie ludzi nie tylko z Kościoła katolickiego ale ogólnie od wiary.

Dla mnie to zaklinanie rzeczywistości. Mamy o wiele więcej świadomych świeckich niż trzydzieści czy czterdzieści lat temu. Kobiety zdążyły już doczytać dokumenty soborowe o równości obu płci. Młodzież broni swojej godności i odchodzi z religii od tych katechetów, którzy ich obrażają czy ranią młodzieńczą wrażliwość. Księża – jeśli nie z potrzeby serca to z konieczności – szerzej dopuszczają parafian do wglądu choćby w finanse parafii czy do bycia liderem danej wspólnoty. Nawet bez konieczności „opieki” duchownego. Zmiany już nadeszły.

Co nie działa?

Co w takim razie nie działa? Nie działa formacja tych, którzy faktycznie są decyzyjni. Bez dekretu biskupa nie będzie diakonów stałych w danej diecezji, ministrantek w parafiach czy kobiet w radach parafialnych. Bez decyzji Episkopatu Polski przywrócona dla świeckich posługa lektoratu i akolitatu pozostanie tylko nowinką. Dalej: bez decyzji tych, którzy faktycznie mogą uformowanych popchnąć do działania nie będzie nadzwyczajnych szafarek Komunii Świętej (poza kobietami konsekrowanymi). Bez uderzenia się w piersi odnośnie do tego, jak po upadku komunizmu przybliżano wiernym zmiany Soboru Watykańskiego II i bez faktycznej pracy nad zmianą mentalności żadna formacja nie zadziała.

Tymczasem kobiety nadal wrzuca się w ramy matki i żony. Mężczyźni tworzą katolickie pobożne bojówki zamiast wziąć odpowiedzialność za dzieci. Świeccy traktowani są jak dzieci, którym duchowni tłumaczą świat. W internecie jak grzyby po deszczu mnożą się religijni fundamentaliści i głosiciele pseudoobjawień, a biskupi skupiają się na szukaniu wroga na zewnątrz. W podręcznikach do religii trudno znaleźć wiadomości o Soborze Watykański II, ekumenizmie, równości kobiety i mężczyzny czy prawach kobiet. Za to dużo jest tematów z dziedziny moralności czy pobożnych historii o świętych.

Nie da się skupiać na formacji bez podejmowania decyzji, które sprawią, że formowani faktycznie będą mogli zmieniać zastaną rzeczywistość, a ich głos będzie brany pod uwagę. Formacja dla samej formacji to zwykłe marnotrawstwo ludzkich możliwości. Zaś niechęć do podejmowania decyzji to nie roztropność, ale wyraz obawy przed tym co nowe. A także – być może – przed utratą znaczenia.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.