Dla kogo objawienia?

Nie słabnie popularność prywatnych objawień, wizji, świadectw wizjonerów i mistyków. Szukamy tego, co cudowne, głosów z nieba bez pośredników, jasnych wskazówek. Jakby prosta droga nam nie wystarczała.

Na początku warto przypomnieć, co oznacza słowo „objawienie”, a mianowicie „odsłanianie, odkrywanie”. Łacińskie „revelatio” pochodzi od czasownika revelare: odsłonić coś zakrytego, odkryć, usunąć zasłonę. To „zasłona” między człowiekiem a Bogiem i tylko Bóg może ją ściągnąć, tylko On tu jest podmiotem. Bóg daje się sam poznać człowiekowi, sam się objawia. 

Pisząc tu o objawieniu mam na myśli objawienie publiczne, czyli wszystko to, co jest związane z Męką, Śmiercią, Zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa. Wszystko, co jest nam konieczne do zbawienia zostało już objawione. Nie ma już kolejnych „prawd”, dalszych objawień, odsłaniania nowych tajemnic. Nic już nie będzie dodane. Bóg nie objawi się nam aż do Paruzji. Teraz zostaje nam to, co z reguły dzieje się, gdy jakiekolwiek zasłony opadną – poznawanie się, nawiązywanie relacji, rozmowy, miłość, ufność. Już stanęliśmy przed sobą i możemy zacząć budować więź. 

Bóg stał się człowiekiem, ofiarował nam dar w postaci zbawienia, pokazał drogę. Nie zastawił pułapek w postaci „dalszych wtajemniczeń”, „poszukiwania ukrytej wiedzy”. Jego droga jest prosta, otwarta dla wszystkich. Człowiek jest jednak istotą, którą wiecznie będzie pasjonowało to, co jest ukryte, nieznane, tajemnicze. Zdobywaliśmy nowe ziemie, dokonywaliśmy podbojów, nauka ciągle się rozwija, eksperymentujemy. Pragniemy więcej i więcej. Jakby sam fakt zdobywania był ważniejszy od radości z tego co już zdobyte zostało. Mam wrażenie, że dlatego tak mocno dociekamy kolejnych tajemnic, jakby próbując wydrzeć niebu nowe dary czy moce. Stąd nie słabnie popularność prywatnych objawień, wizji, świadectw wizjonerów i mistyków. Szukamy tego, co cudowne, głosów z nieba bez pośredników, jasnych wskazówek. Jakby prosta droga nam nie wystarczała.

Co mówi o objawieniach prywatnych Katechizm Kościoła Katolickiego? „W historii zdarzały się tak zwane objawienia prywatne; niektóre z nich zostały uznane przez autorytet Kościoła. Nie należą one jednak do depozytu wiary. Ich rolą nie jest „ulepszanie” czy „uzupełnianie” ostatecznego Objawienia Chrystusa, lecz pomoc w pełniejszym przeżywaniu go w jakiejś epoce historycznej” (KKK, pkt 67). To warto zapamiętać. Katolik nie musi wierzyć objawieniom prywatnym i nie jest zobowiązany do zachowywania tego, co w takim objawieniu zostało ogłoszone. To, że Kościół jakieś objawienie uznał to znaczy, że nie stwierdził tam treści, które by uderzały w to, co jest zawarte w objawieniu publicznym. Ale nie zobowiązuje nas do wiary w nie. To jest prawda, o której albo często zapominamy, albo nie jesteśmy jej świadomi.

„Maryja mówi, że…”, „Jezus powiedział, że…”, „Bóg podczas wizji objawił, że…”. Chętnie wsłuchujemy się  w takie głosy, szukamy ich. Skoro Bóg już coś powiedział, po co zadawać sobie trud własnych zmagań? Komunia na rękę czy do ust ? – Jezus powiedział, że… Codzienny różaniec? Maryja mówi, że trzeba odmawiać codziennie. Covid? Maryja objawia, że… Nie patrzymy, czy zgadza się to z praktyką Kościoła. Po co nam pośrednik, skoro mamy bezpośredni dostęp do prawdy? 

Codziennie nowe orędzia, proroctwa. Nowi wizjonerzy i wizjonerki, cudotwórcy, mistycy. Ich głos płynie z mediów, z kościołów, ze spotkań religijnych. Z jednej strony – były objawienia prywatne, które nawróciły wielu, z drugiej – „nowe objawienia”, często nieuznane przez Kościół, mogą stać się nie pomocą, ale przeszkodą. Mogą zwolnić nas z trudu dociekania prawdy, poszukiwania, ufnego podążania do Boga, ale także odgrodzić od Kościoła, który często stawiany jest w opozycji do nowych wiadomości z nieba. Jest jakaś potrzeba ludzka – znajduje się odpowiednia wizja. Jest czyjś niepewność, lęk –  już mamy odpowiedź. Spada zaufanie do Kościoła jako takiego, do hierarchów, do papieża, rośnie do świętych mężów, do ludzi, którzy jawią nam się jako pobożni, radykalni, święci, natchnieni.

A ja mam wrażenie, że to już kiedyś było – jestem Apollosa, a ja Kefasa… Ale czy jesteśmy Jezusa?