Po zmianie władzy przeżywamy dziś rozczarowanie (ci, którzy tych zmian nie pragnęli) lub nadzieję (ci, którzy czekali, aż nastąpi taka wymiana). Zmienił się rząd i premier. Dawna opozycja po swojemu próbuje wprowadzać obiecane zmiany i dokonywać weryfikacji dokonań poprzedników. Zmiany dotknęły więc także edukacji. Jednym z pierwszych postulatów nowej minister edukacji Katarzyny Lubnauer było ograniczenie liczby godzin katechezy w szkołach i pozostawienie jej na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej. Pojawiły się także postulaty ograniczenia dotacji na różne organizacje związane z Kościołem.
Mniej katechezy to mniej możliwych pieniędzy dla duchownych i świeckich katechetów. Kościół już na początku odczuł więc, że naprawdę może stracić i traci przywileje, do których przez ostatnie lata przywykł. Ale ja, choć sama utrzymuję się m.in z nauczania religii w szkole, patrzę dziś na mój Kościół z nadzieją. Liczę na zmiany w nim samym, na szukanie nowych dróg, na próby podjęcia dialogu z tymi, których się wcześniej odrzucało lub piętnowało za ich wybory czy światopogląd. Kościół w swoich szeregach ma ludzi o naprawdę różnych preferencjach politycznych, stosunku do zmian proponowanych przez Papieża oraz przejawów kościelnej władzy (nie zawsze przejrzystych i zdrowych).
O nadziei
Nagle okazało się, że biskupi próbują szukać bardziej kompromisu niż konfrontacji z nową władzą. Już nie są tak skorzy do surowych ocen moralnych. Stracili grunt, jaki dawał im, było nie było nieoficjalny sojusz z rządzącą wcześniej partią.
Powstaje pierwsze w Polsce, Stowarzyszenie Świeckich Katechetów. Ludzie chcą m.in. bronić swoich miejsc pracy, słusznie zauważając, że to świeccy, a nie duchowni stanowią większość nauczycieli religii. Żałuję tylko, że na razie wśród ich postulatów nie ma weryfikacji działań katechetów na parafii. Tymczasem w niektórych miejscach świeccy katecheci stanowią darmową siłę roboczą, zależną od swojego proboszcza. I bywają wykorzystywani ponad ludzką przyzwoitość.
Cieszę się jednak, że taka organizacja powstaje. Mimo wszystko nie liczę na to, że świeccy żywiciele swoich rodzin znajdą się w centrum uwagi naszej hierarchii.
Czy czeka nas Polska bez Funduszu Kościelnego, interesownego powiązania władzy z Kościołem i z katechezą w salach parafialnych? Być może. Ja jednak mam nadzieję, że ten czas nauczy nas pokory. Zaufania Bogu a nie władzy świeckiej. Dbania o siebie nawzajem w parafiach i diecezjach.
Liczę, że sprawi, że biskupi naprawdę staną się pasterzami w swoich diecezjach (a nie lokalnymi przedsiębiorcami). Jezus nie obiecywał nam potęgi, bogactwa, władzy i wpływów. Czas na nowo odczytać Ewangelię i otworzyć się na Boga, który naprawdę nie opuścił Polski tylko dlatego, że odbyły się w niej wybory.
Czas nie tylko leczy rany, ale i uczy pokory. Oby nauczył. A Kościół – by stał się wspólnotą, a nie kolejną partyjną organizacją.
***
Sięgnij do innych tekstów autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.

Łączę teologię z kulturoznawstwem. Działam na styku religii, kultury, cywilizacji. Ciekawi mnie to co nowe, co zmienne, co wykracza ponad standardy. Szukam i pozwalam się znaleźć.