Być słyszanym

Na razie mamy Kościół przed synodem, czekam na Kościół po synodzie... Czy dalej będziemy się słuchać, czy wrócimy do tego, co było wcześniej?

„Kościół synodalny, głosząc Ewangelię, „podąża razem”. Jak owo „podążanie razem” realizuje się dzisiaj w waszej parafii/ wspólnocie? Do podjęcia jakich kroków zaprasza nas Duch Święty, abyśmy wzrastali w naszym „podążaniu razem”?”

Tak brzmi fundamentalne pytanie z materiałów przygotowujących do konsultacji synodalnych na poziomie parafialnym. Jednym zaś z obszarów, mających być inspiracją spotkań synodalnych, jest słuchanie. Padają tu pytania o to, w jaki sposób są słyszani kobiety, dzieci, młodzi. Jak są słyszani odrzuceni, wykluczeni, mniejszości?

To bardzo dobre pytania. A słuchanie faktycznie jest podstawą jakiegokolwiek „podążania razem”. Problem w tym, jak to faktycznie przeprowadzić w polskich parafiach, w których zazwyczaj księża są „pasterzami” a wierni „owcami”. Owce mają podążać za swoimi pasterzami, słuchać ich i dostosowywać się do pomysłów narzucanych odgórnie. Jak tu nagle przejść od słuchania pasterzy do mówienie im o tym, co jest ważne i istotne?

Jestem ciekawa, ile parafii jest faktycznie przygotowanych do tego, aby się słuchać? Jest to możliwe tylko tam, gdzie faktycznie istnieją więzi, relacje. W tych miejscach, w których parafianin jest podmiotem w rozmowie, a nie kimś, kto ma na ślepo dostosowywać się do narzuconych pomysłów czy wymagań. Jak słuchać się w parafii wielotysięcznej? Jak w takiej, gdzie jest kilkaset osób i wszyscy się znają? Czy jest u nas przestrzeń do odważnego podzielenia się swoimi wątpliwościami, refleksjami, może lękami czy cierpieniem? Jak zrobić miejsce dla mniejszości, skoro jest w nas coraz większy strach – a to przed uchodźcami, a to przed muzułmanami, a to przed osobami nieheteronormatywnymi? Jak dialogować, skoro czasem księża z ambon głośno wykluczają poszczególne grupy z Kościoła czy z parafii? Wystarczy zagłosować nie na tę listę, abo pójść na taki czy inny protest.

Praca na ugorze

Mam wrażenie, że o ile Synod jest czymś koniecznym i potrzebnym, to grunt pod rozmowy na poziomie parafii jest momentami ugorem. Nie ukrywajmy: nie da się słuchać siebie nawzajem i traktować poważnie, skoro wcześniej było się obrażanym. Jak ma dialogować młodzież, skoro częściej sprawdza się „na sucho” czy ma wszystkie podpisy w indeksie do bierzmowania, straszy się ją konsekwencjami, ale nie zadaje pytań o przyczyny? Jak mają dialogować kobiety, skoro tak często patrzy się na nie przez pryzmat macierzyństwa i piękna, ale nie zaprasza do rad parafialnych?

W jaki sposób mają przemówić imigranci, których w naszym kraju jest coraz więcej? Wszyscy przecież widzimy niemoc Kościoła wobec kryzysu na granicy. Jak będzie wyglądała rozmowa w parafiach objętych stanem wyjątkowym, w których parafianie w ukryciu pomagają uchodźcom i są wyśmiewani za naiwność? Jak dialogować z osobami nieheteronormatywnymi? Przecież w wielu miejscach związanych z Kościołem zbierano podpisy pod czytanym ostatnio w Sejmie projektem społecznym. Projektem, w którym padło wiele uproszczeń, kłamstw i zwykłego odczłowieczenia osób o innym patrzeniu na seksualność niż moralność Kościoła?

Podejrzewam, że na wielu parafiach proboszczowie mają ciężki orzech do zgryzienia: nagle mają wysłuchać, a nie być wysłuchiwani. Na ile miarodajne będą te posłuchania? Czy przyniosą faktyczne otwarcie, przełom w relacji, przekonanie, że Kościół tworzymy razem? Na ile głos wcześniej niesłyszalnych stanie się słyszalny? Czy zniknie nienawiść i uprzedzenia?

Na razie mamy Kościół przed synodem, czekam niecierpliwie na Kościół po synodzie… Czy dalej będziemy się słuchać, czy wrócimy do tego, co było wcześniej? Oby było inaczej. Duch mówi, słyszą Go ci, którym jest to dane z łaski, nie tylko z urzędu.

Przeczytaj równieź: Przedsynodalny rachunek sumienia oraz Przyszłość, której chcemy

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.