– To jest nieludzkie! – Ja to wiem, Pani to wie, mój przełożony nie. I jeszcze: – Proszę im powiedzieć, żeby się ubrali w mokre, zakleszczone ubrania, bo wywieziemy ich i tak do lasu.
To cytaty z wypowiedzi lekarki pracującej na SOR w północno-wschodnim regionie Polski. Reportaż o sytuacji w strefie przygranicznej pokazała właśnie TVN. Unaoczniając to, co już wiemy z mediów społecznościowych. Wiemy, ale nie do końca uświadamiamy sobie wszystkie aspekty sytuacji.
Śmiertelna pułapka
Oczywistą, choć niewypowiedzianą publicznie kwestią jest, że wschodnia granica Polski jest dziurawa jak sito. Co chwila ktoś ją przekracza, często z pomocą lub na polecenie straży granicznej. Polskiej lub białoruskiej. W jedną lub drugą stronę. Mamy przecież prawo nakazujące odstawienie ludzi „na linię granicy”, co oznacza przymuszenie ich do jej nielegalnego przekraczania z powrotem. Do miejsca, z którego nie mają innej drogi niż na zachód. Od nowa.
Aż jakaś grupa zarabiająca na przemycie ludzi przewiezie ich te kilkaset kilometrów do Słubic. (Niemieckie MSW potwierdziło: tylko w pierwszej połowie września w Brandenburgii nielegalnie przekroczyło granicę około 400 osób.) To właściwie jedyne wyjście z sytuacji. Alternatywą jest śmierć w lesie. W Polsce szansę na rozpoczęcie procedur azylowych mają – jak się wydaje – tylko ci, którzy już nie są w stanie iść. Zaznaczę: rozpoczęcie procedur, nie azyl.
Co mogą zrobić organizacje pomagające na granicy? Uratować życie. Dać ciepłą i suchą odzież, jedzenie. Ogrzać. Doładować telefon, umożliwić kontakt z rodziną. W skrajnych przypadkach udzielić pomocy medycznej. Próbują też udzielać pomocy prawnej, niestety mało skutecznej z racji braku dostępu pełnomocników do tych, których mieli reprezentować. Coraz częściej słychać, że zarówno oni, jak i mieszkańcy udzielają pomocy nie informując Straży Granicznej. Dając im szansę na ucieczkę ze śmiertelnej pułapki.
Szansę. Bo po drodze mamy przemytników ludzi. Być może „tylko” zarabiają na przewozie. Ale pewności, jaki będzie los migrantów, którzy im zaufali nie mamy żadnej. Niestety, nasze państwo tych ludzi nie chce widzieć, więc nie widzi też tego zagrożenia.
Które dobro jest większe?
Ale to nie jest jedyna grupa, której nasze państwo nie widzi. Kolejną są ci, od których wymaga się egzekwowania prawa. Tak, wielu z nich wie, że to, co robią, to nieludzkie. Z tą świadomością wypełniają rozkazy. Ale jakie mają wyjście? Odejść? Łatwo powiedzieć. Z czego będą żyć – oni i ich rodziny? I kto będzie chronił granicę?
Co stanie się z ludźmi, których sumienie jest łamane? Z jednej strony człowiek, z drugiej obowiązek. Dobro, jakim jest ochrona państwa, dobro jakim jest przestrzeganie prawa i zwykła dobra praca – i ludzkie życie. Które dobro jest większe? I jak sobie poradzić z takim wyborem?
Dodajmy do tego bezradność ludzi, którzy jak ta lekarka: robią, co do nich należy, pomagają, opatrują… po to, by ktoś mógł tych ludzi znów wysłać do lasu (!) Czy nie lepiej byłoby dla nich nie leczyć? Może mieliby szansę zostać w szpitalu? Czy ktoś jest sobie w stanie wyobrazić taki dylemat?
Nie mogę nie zapytać: co robi w tej sprawie Kościół? Co robi metropolita miejsca, w którym to się dzieje, zarazem zresztą były biskup polowy, a obecnie administrator apostolski ordynariatu polowego? Tak, pojawiła się informacja o pomocy Caritas. To bardzo cieszy. Arcybiskup wystąpił w mundurze. To dobrze, że staje też po stronie Straży Granicznej. Ale mam nadzieję, że nie tylko w sferze symbolicznej. I nie tylko w pierwszym dniu wizyty ad limina polskich biskupów.
Państwo oślepło na ludzi. A Kościół?
Przeczytaj również: Ludzie zaczęli umierać oraz Nieodrobiona lekcja
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
Lekarz chorób wewnętrznych, dziennikarka i publicystka. Wieloletni redaktor portalu wiara.pl. Współtwórca platformy wiam.pl.