Mówi się, mówi

Wydaje mi się, że powiedziano dokładnie to, co powiedzieć chciano, a potem przeproszono, aby bardzo wygodnie umyć sobie ręce. Nie, nie da się umyć rąk, kiedy jesteśmy zanurzeni razem w Kościół.

Podstawą dialogu jest wzajemny szacunek. Uznaję, że mój interlokutor ma takie same prawa do wypowiedzenia swojego zdania, jak ja. Jest godny takiego samego szacunku. A przede wszystkim: jest godny uwagi, wejścia w jego świat i tok rozumowania. Takie podejście pomaga nam nawzajem odkryć swoje bogactwo, różne sposoby patrzenia na ten sam punkt czy inne argumenty. 

Dialog zakłada obecność przynajmniej dwóch osób. Wypowiedź tylko jednej to monolog. Odnoszę wrażenie, że spora część biskupów czy hierarchii naszego Kościoła nie rozumie lub nie chce rozumieć tej podstawowej różnicy. Podejmując rozmowę na trudne sprawy, wygłaszając swoje tezy bardzo często traktują wierzących jak dzieci. Jak osoby, z którymi nie tyle podejmuje się wspólnie próbę wyjaśnienia świata, co im się go tłumaczy, zakładając, że oni sami nie są zdolni do odkrycia prawdy.

W taki sposób rozumiem – kolejne już na przestrzeni ostatnich miesięcy – przeprosiny. Tym razem  bp. Antoniego Długosza za jego wypowiedź w sprawie pedofilii. „Wszystkich, których dotknęła moja wypowiedź najserdeczniej przepraszam” – usłyszeliśmy. Pod koniec 2020 roku przepraszał za swoje słowa, w tym samym temacie i wypowiedziane w podobnym stylu, dyrektor Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk. Mówił: „Zdaję sobie sprawę, iż moje spontanicznie wypowiedziane słowa zostały inaczej zrozumiane i boleśnie dotknęły wiele osób”.  Takie przeprosiny zdarzają się coraz częściej. Co więcej: dotyczą bardzo poważnej i delikatnej sprawy.

Ofiar w tej wizji nie ma

Teraz, gdy wierni domagają się wyjaśnienia spraw związanych z pedofilią w Kościele, gdy kolejne ofiary odzyskują głos, gdy Kościół uruchomił Fundację św. Józefa i działa Centrum Ochrony Dziecka, spora część hierarchii próbuje na siłę rozmyć skalę cierpienia ofiar i skupia się na bardzo dziwnej momentami obronie sprawców. Sprawca według nich to ktoś, kto zbłądził, ktoś, kto ma prawo do „ojcowskiej” ochrony biskupa. Ofiar w tej wizji nie ma. Rodzi się smutna myśl, że sprawcy, jako duchowni są bardziej „nasi” niż ich ofiary. To nad sprawcami, nie nad ofiarami, należy się pochylić i ich zrozumieć. 

Gdy pojawiają się wypowiedzi, bardzo jednoznaczne i wcale nie metaforyczne, nietrudne do zrozumienia, to osoby, które upominają się o dotknięte nimi ofiary, mogą liczyć co najwyżej na przeprosiny i usłyszeć, że coś źle zrozumiały. Nie dość, że głos ofiar bardzo ciężko przebija się przez młyny kościelnej administracji, to jeszcze im i ich obrońcom odmawia się zdolności logicznego myślenia i wyciągania wniosków. Bo tym są te, w gruncie rzeczy obraźliwe, przeprosiny. 

Nie da się umyć rąk

Mnie te przeprosiny bolą, wystawiają za drzwi, dotykają mojej wrażliwości. Dotykają też tych, z którymi się spotykam – ofiar przemocy, nie tylko ze strony ludzi Kościoła. Boli mnie milczenie pozostałej części hierarchii, nawet tych, którzy się przyczynili do wydawania owych „oświadczeń”. 

Nie da się pomagać ofiarom w białych rękawiczkach, nie da się dotykać cierpienia bez próby wejścia w świat, który się zawalił. Nie da się prowadzić dialogu, gdy na każdy protest można usłyszeć „ależ zostaliśmy źle zrozumiani”. Pasterze Kościoła to dorośli, wykształceni ludzie. Mają doświadczenie w wygłaszaniu wszelakich przemówień, od nich można domagać się wielkiej uwagi na słowo. Zwłaszcza jeśli razem wierzymy, że kiedyś odwieczne Słowo stało się Ciałem. 

Wydaje mi się, że powiedziano dokładnie to, co powiedzieć chciano, a potem przeproszono, aby bardzo wygodnie umyć sobie ręce. Nie, nie da się umyć rąk, kiedy jesteśmy zanurzeni razem w Kościół. Nie da się umyć rąk, kiedy Chrystus staje się obecny podczas Eucharystii nie tylko w swoim Ciele, Słowie, osobie kapłana ale także w Zgromadzeniu Ludu. On został ukrzyżowany w nas po wielokroć i nie oczekuje gładkiego „przepraszam ale”, tylko współcierpienia i bycia z tymi, których krzyż wydaje się być nie do uniesienia.

Dialog to sztuka. Warto się jej nauczyć, zanim okaże się, że rozmawiać już nie ma z kim.

Przeczytaj również: Kościelne więzienia i wygoda oraz Delegat nie wystarczy