Co to za święta?

Właśnie nad mieszkańcami krainy mroku zabłysło Światło. A zmiana, którą przyniosło, nie polegała na uprzyjemnieniu życia. Nie uczyniła go wygodnym i bezproblemowym. Wręcz przeciwnie. Chrześcijaństwo to nie jest usypiający rytm powracających świąt, ale podążanie za Miłością.

Co to za święta?

JoshuaWoroniecki /Pixabay

Od zapowiedzi minęły wieki. Dni obracały się swoim rytmem, święta powracały w dobrze znany sposób. Oczekiwano Go. Oczekiwano właśnie w tym czasie. I przyszedł. 

Za chwilę Boże Narodzenie. Obchodzimy je co roku, od wieków. Stały rytm świąt ma – jak przeczytałam – wymiar uspokajający. Wprowadza stałość w zmiennym świecie. Co roku Bóg się rodzi i Bóg zmartwychwstaje… A przecież świętujemy Narodziny, które stały się początkiem wielkiej zmiany. Początkiem Nowości, która na zawsze zmieniła życie tych, którzy uwierzyli.

Nie od razu jednak. Pasterze zostawili żłóbek i zapewne pozostali pasterzami. Symeon umarł – przecież był starcem. Dni obracały się swoim rytmem. Nowość rosła w ukryciu. Ale na nic nie zdały się próby zduszenia jej w zarodku. Spowodowały tylko krew i łzy. Nowość rosła. Do czasu…

Widoki na przyszłość są marne

Za chwilę Boże Narodzenie. Dla bardzo wielu z nas ponownie to trudne dni. W ubiegłym roku nasze Święta połamała pandemia i wprowadzone zakazy. W tym roku zakazów nie ma, ale pandemia niestety pozostała. Wielu z nas straciło w krótkim czasie bliskich. Wielu choruje lub pozostaje w izolacji. Przy tym nasza codzienność robi się coraz trudniejsza, także w wymiarze politycznym i ekonomicznym, a widoki na przyszłość są marne.

A jakby tego było mało na naszej granicy dzieje się dramat, spędzający sen z powiek. Piszę te słowa rano, ze świadomością, że na pograniczu polsko-białoruskim temperatury ostatniej nocy mogły sięgać minus 20 stopni. Czy ktokolwiek miał szansę przeżyć tę noc w lesie? Czy ciałami tych, którzy zmarli, pożywią się dzikie zwierzęta, tak że na wiosnę będziemy znajdować tylko kości? Jak usiąść do wspólnego stołu z tą świadomością? Jak świętować narodzenie Tego, dla którego nie było miejsca w gospodzie i który musiał uciekać przed siepaczami Heroda?

Usłyszeliśmy wczoraj papieskie wezwanie – i natychmiastową odpowiedź polskiego Episkopatu. Jesteśmy gotowi pomagać w ramach panującego w kraju prawa. To już robimy. Czy naprawdę to zbyt wiele, oczekiwać nastawania na władze, w porę i nie w porę, by istniejące prawo tę pomoc umożliwiło? Robią to świeccy. Robią to mieszkańcy pogranicza. Kościół hierarchiczny ogranicza się do sporadycznych wypowiedzi. A niektórzy nawet wiedzą lepiej i podchodzą z rozsądkiem do ludzkiej tragedii. To boli. Jak z tym bólem świętować?

Jak świętować ze świadomością, że to nasi współbracia, ci wierzący i praktykujący, są najmniej chętni przyjmowaniu uchodźców? Ich poglądy kształtuje zapewne rządowa propaganda. Widzą inną rzeczywistość. Jesteśmy podzieleni i to także boli. Jak z tym bólem być razem? Co to za święta?

Nadzieja większa niż optymizm

A jednak: myślę, że właśnie tego nam dziś potrzeba. Przypomnienia, że właśnie nad mieszkańcami krainy mroku zabłysło Światło. A zmiana, którą przyniosło, nie polegała na uprzyjemnieniu życia. Nie uczyniła go wygodnym i bezproblemowym. Wręcz przeciwnie. Chrześcijaństwo to nie jest usypiający rytm powracających świąt, ale podążanie za Miłością.

Za chwilę będziemy świętować rodzącą się Nadzieję. I wielką Nowość, która zaczyna się już dziś, tu i teraz. W naszej ciemności i bólu. Niech Narodzony napełni nas w tych dniach pokojem, obdarzy miłością i pragnieniem, by pobiec za Nim, gdziekolwiek i do kogokolwiek nas zaprowadzi. Niech w nas zapali swoje światło!

***

Wszystkim Czytelnikom życzymy radości, pokoju i doświadczenia miłości – Boga i bliskich. Niech te dni obudzą nadzieję, która jest większa niż optymizm, i która w każdej sytuacji będzie naszą mocą i światłem.

Redakcja