Każdy więc, kto słucha tych moich słów i je wykonuje, będzie podobny człowiekowi rozsądnemu, który zbudował swój dom na skale (Mt 7,24)
Mówi mu Jezus: Ja jestem drogą… (J 14,6)
… Pili z duchowej, towarzyszącej im skały, a skałą był Chrystus (1Kor 10,4)
Nasz świat się zmienia – to jest normalne. My się zmieniamy. Zmienia się również nasz Kościół, choć nie wszędzie to widać i nie każdy to przyznaje. Zmienia się nie tylko religijna wrażliwość i kulturowa otoczka wiary, ale (wbrew złudzeniu niezorientowanych w historii teologii) także doktryna. Powyższe stwierdzenie może się wydać jawnie sprzeczne z zapewnieniem, że „ani jedna jota, ani jedna kreska” nie zdezaktualizuje się w Bożym przesłaniu dla świata aż po kres dziejów (por. Mt 5,18). Jednak Ten, komu Ewangelia wkłada w usta to zapewnienie, sam okazał się kresem-spełnieniem (telos) wcześniejszego pojmowania Boga i Jego zamiarów (por. Rz 10,4). Nie trzeba wielkiej przenikliwości, by dostrzec, że deklarowanej niezmienności „co do joty” nie należy rozumieć literalnie.
A jednak nie zmieniło się Objawienie jako takie – nie sprowadza się ono do słów ani się w nich nie zamyka. Wypada to tym bardziej uwzględnić w społeczności „Słowa, które stało się ciałem” (por. J 1,14). Niedawno pisał o tym na portalu wiez.pl profesor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, ks. Jan Słomka. Wyrażał on słuszne oczekiwanie pod adresem teologów, że będą pomagać wierzącym w identyfikacji pewnego gruntu dla wiary w sytuacji, gdy zwodnicze są nadzieje pokładane w skostniałej scholastyce. Skromnym przyczynkiem do takiej pracy chce być niniejszy tekst.
Ten sam wczoraj, dziś i na wieki
Niezmienny pozostaje zatem rdzeń chrześcijańskiego przesłania czyli prezentacja Objawienia się Boga w Jezusie z Nazaretu, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Głoszenie tego Objawienia to dopuszczanie do głosu Słowa, które ma ludzką twarz i serce, choć ten kto zobaczył Jego, zobaczył niewidzialnego Boga (por. J 1,18;14,9). Wierność temu Objawieniu to pozwalanie, żeby ono (On) żyło w nas i nas ogarniało, żebyśmy my z kolei żyli w Nim. Chodzi o wzajemne przenikanie się egzystencji Chrystusa i naszej. O przeżywanie Chrystusowego usposobienia (phronēsis, por. Flp 2,5) z wiarą, że On przeżywa nasze sytuacje i stany duchowe razem z nami, w pełnej empatii. Objawienie jest zaofiarowaniem człowiekowi komunii, osobowego zjednoczenia. Bóg daje się poznać w biblijnym sensie tego pojęcia, a w Biblii poznać to doznać, doświadczyć, „zasmakować” (por. Ps 34,9).
A więc troska o „wiarę raz przekazaną” (Jud 3) polega w istocie na trzymaniu się objawionej przez Chrystusa relacji człowieka z Bogiem. Na zaufaniu wobec afirmacji i oddania, jakie On dla nas ma i naśladowaniu tej postawy w relacjach z innymi ludźmi. Tym, co w wierze z pewnością jest stałe, pozostaje charakter Boga uwidoczniony w Jezusowym odnoszeniu się do spotykanych osób. „My poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, którą ma dla nas Bóg. Bóg jest miłością i trwający w miłości w Bogu trwa, a Bóg trwa w nim” (1J 4,16). Nasze credo bazuje na Boskiej autoprezentacji w „kochającym do końca” (por. J 13,1) Synu i wypowiadane jest w sposób właściwy przez praktykę miłości: „wiara, jeśli nie ma uczynków, martwa jest sama przez się” (Jk 2,17).
Tak, Chrystus wyraźnie oznajmia, że znakiem rozpoznawczym Jego uczniów będzie wzajemna miłość na wzór Mistrza (por. J 13,34-35). Jeśli ktoś miałby ochotę się żachnąć, że w ortodoksji nie może chodzić „tylko” o miłość, to nie poznał (nie zasmakował) Ewangelii.
Funkcjonuje jednak zastrzeżenie, że musi chodzić o „miłość w prawdzie”. Tak, kryterium naszej miłości jest prawda o Bogu, którą odzwierciedla Jezus. Niezmienną prawdą jest, że Ten, w którym nie ma żadnej ciemności (por. 1J 1,5) nie przychodzi sądzić (krinē) tego zaciemnionego świata, lecz go ratować-uzdrawiać (sōthē, por. J 3,17). „A to jest sądem, że światło weszło w świat, a ludzie bardziej ukochali ciemność…” (J 3,19). To, co wiele biblijnych tekstów nazywało (zgodnie z ludzką optyką) Bożym sądem, stanowi w istocie konfrontację z prawdą miłości, nad którą często przedkładamy nasz egoizm, obojętny lub drapieżny wobec innych. Rzecz ma się podobnie, jak w przypadku postrzegania przez nas słońca krążącego wokół ziemi – faktycznie jest odwrotnie. Również to, co wygląda na Boską karę-odpłatę, jest w istocie konsekwencją upartej odmowy pójścia za Miłością (por. Ps 68,7). „Żołdem (opsōnia) grzechu” (Rz 6,23), wypłacanym przez ciemność, której samobójczo służymy.
A wracając do niezmiennych punktów wiary wypada wskazać przeświadczenie, że jedyna stwórcza Tajemnica stanowi zarazem wspólnotę afirmacji i oddania (Trójcę Miłości). Jako taka zanurza nas w swoją własną egzystencję – w sposób bycia noszący imię Boga Komunii. Jesteśmy „zanurzeni (bebaptismenoi) w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (por. Mt 28,19). To udzielanie się ludziom Boskiej postaci bytowania przyjmuje formę Ekklēsii, Gminy Zwołanych, świętej „zbiórki” osób powołanych do bycia fermentem królowania Boga (por. Mt 13,33). Być chrześcijaninem to wyznawać sercem i czynami „Ojca i Syna, i Ducha Świętego w świętym Kościele” – jak to ujmuje jedno z najstarszych znanych nam chrzcielnych credo.
Niezmienny w swojej istocie pozostaje też Dekalog, znajdujący streszczenie (oraz wyraz tejże istoty) we wspomnianym już przykazaniu miłości (por. Ga 5,14). Niezmienna jest nowina, że Bóg w osobie Chrystusa wziął na siebie impet „grzechu świata” (hamartia tou kosmou, por. J 1,29). Grecki wyraz hamartia-grzech znaczy dosłownie „chybienie celu”. Ukrzyżowany Chrystus stanął na drodze naszego rozmijania się z Bogiem i pozwolił, żeby ludzkie zło zderzyło się z Jego przebaczeniem. W ten sposób uśmiercił wrogość ludzi wobec Stwórcy i siebie nawzajem (por. Ef 2,16). To w tym sensie Jego krew stała się ofiarą pojednania – paradoksalną ofiarą złożoną człowiekowi przez Boga.
Wędrówka w głąb Prawdy
Tak więc niezmiennym przeświadczeniem wiary pozostaje to, co dotyczy charakteru Boga i naszej z Nim relacji. To wszystko zawiera się w czymś większym niż Księga: w zapowiadanym dyskretnie przez Pierwszy Testament (por. Łk 24,27) i opisywanym na różne sposoby w Nowym Testamencie oraz kościelnej tradycji Chrystusie. To ważne: niezmiennym rdzeniem wiary pozostaje Chrystus Ewangelii – „ten sam na wieki” (por. Hbr 13,8).
Zarazem właśnie dlatego, że Objawienie jest Słowem-Osobą (por. J 1,1-14), a nie sumą spisanych wyrazów, nie możemy sprowadzić wierności Słowu do pilnowania raz podanych sformułowań. Do zastygnięcia w raz wypracowanych interpretacjach. Litera Pism ma znaczenie, ale ze swej natury odsyła ku Duchowi (por. 2Kor 3,6), który z kolei prowadzi znających Słowo „w całą prawdę” (J 16,13). Chrystus deklaruje: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14,6). Tak więc wierność prawdzie Słowa Bożego to bycie w procesie. To wędrówka w głąb serca Słowa poprzez przeżywanie Go (w refleksji i praktyce). Dlatego doktryna podlega doprecyzowaniu i korektom, ponieważ Ekklēsia „rośnie w poznaniu Boga” (por. Kol 1,10). Pogłębia odczytanie konsekwencji Ewangelii w ludzkim życiu i integruje odkrycia nauk o człowieku z esencją Dobrej Nowiny.
Wierność Słowu nie wyklucza więc odejścia od niektórych słów Biblii. Dla przykładu: Kościół minionych wieków uczył o grzesznym charakterze udzielania pożyczek na procent, bazując przy tym na stanowczym zakazie z Księgi Wyjścia (22,24). Jednak obecnie nie uważamy tego rodzaju usług świadczonych przez banki za obciążone moralną niegodziwością (czy też „wewnętrznie nieuporządkowane”). Zmiana podejścia wynikła z rozwoju refleksji nad ekonomią i dojrzewającym wyczuciem różnicy między krzywdzącą dla pożyczającego lichwą a zasadami inwestowania pieniądza. Analogicznie rozwój świadomości etycznej i religijnej pozwolił zrewidować (przy znaczącym udziale Jana Pawła II) doktrynę o dopuszczalności kary śmierci. Mimo jej usankcjonowania w Piśmie (por. Kpł 24,21).
Odeszliśmy od respektowania zakazu spożycia krwi, choć jest ważny dla Pierwszego Testamentu i potwierdzony na kartach Nowego (por. Rdz 9,4-5; Kpł 17,12; Dz 15,29). Wydaje się, że wyraża on symbolicznie ważność fundamentalnego szacunku dla każdej żywej istoty – pamięć, że zwierzę nie jest przedmiotem, że ma swoistą godność, że jego życie /dusza jest święte. Jednak ta ekologiczna prawda słowa Bożego nie musi się wiązać z dosłownym łączeniem duszy z krwią. Na podobnej zasadzie nie przestrzegamy uwarunkowanych kulturowo „Bożych ustaw”, zabraniających Izraelitom mieszania gatunków bydła w hodowli i gatunków ziarna w rolnictwie oraz noszenia ubioru tkanego z dwóch rodzajów przędzy (por. Kpł 19,19).
Ale jeśli tak się rzeczy mają, to nie jest zamachem na wiarę pytanie, czy biblijne potępienie aktów seksualnych między osobami tej samej płci (por. Rz 1,21-28) trzeba dziś odnosić do przeżywania niezdefiniowanej jeszcze w dawnych epokach orientacji homoseksualnej… W Pierwszym Testamencie potępienia te wpisywały się w logikę niemieszania rodzajów (w tym przypadku chodziłoby o niemieszanie ról genderowych). U apostoła Pawła był to element potępienia szeregu cech pogańskiego stylu życia. Warto też pamiętać, że słynne żądanie mieszkańców Sodomy, by Lot wydał im swych gości w celu seksualnego wykorzystania (por. Rdz 19,1-25) ma z homoseksualnością równie mało wspólnego, co zdarzające się w więzieniach gwałty na współosadzonych. Chodziło nie o pociąg erotyczny, lecz o upokarzający ofiary akt przemocy.
Duch Pism a duch świata
Współczesne propozycje przemyślenia na nowo pewnych kwestii doktrynalnych spotykają się nieraz z zarzutem ulegania „duchowi świata” lub duchowi epoki. Kulturowej modzie. Jednak uwzględnianie rzetelnej wiedzy spoza obszaru teologii w nowych interpretacjach Pisma nie jest naginaniem Bożej prawdy do ludzkich spekulacji. Skoro teksty Pisma dają świadectwo o żywym Słowie-Synu Boga (por. J 5,39), a to Słowo-Logos, wieczna mądrość, przemawia również w stworzonej przez siebie naturze (por. J 1,10), to uczciwe ustalenia nauk nie są dla Niego obrazą. I właśnie w kontekście wiary w Słowo uczłowieczone – w którym Boskość współistnieje z człowieczeństwem nierozłącznie, lecz bez pomieszania natur, jak głosi dogmat Soboru Chalcedońskiego – wypada uznać, że również w Piśmie Świętym Boskie natchnienie splotło się z ludzkimi ograniczeniami dawnych pisarzy. Zatem litera Pisma jest reformowalna, byle tylko trzymać się Ducha Chrystusa – świadka Chrystusowego charakteru i ucieleśnionej w Nazarejczyku prawdy o Bogu i człowieku oraz ich wzajemnej relacji.
Warto przy tym zauważyć, że zarzut ulegania duchowi świata bywa często kierowany pod uderzająco niewłaściwy adres. Czytając Ewangelię widzimy, że Jezus ani razu nie porusza tematu miłości homoseksualnej, ani nie zajmuje się szczegółami małżeńskiego pożycia. Za to często i w sposób zdecydowany wyklucza we wspólnocie swych uczniów autorytaryzm przywództwa i tworzenie klerykalnej kasty. Mówi: „Władcy narodów dominują nad nimi, a ich wielcy używają nad nimi władzy – nie tak będzie wśród was” (Mt 20,25-26). Następnie piętnuje upodobanie do zaszczytnych tytułów, szczególnych form szacunku i pierwszych miejsc w domu modlitwy (por. Mt 23,2-11). Powiedzmy sobie wyraźnie, bez uników, że doskonale znamy te zachowania i że mają się one bardzo dobrze właśnie tam, gdzie tak gromko wytyka się współczesnemu światu „drzazgę w jego oku” (por. Mt 7,3-5).
Nowy Testament zarysowuje wizję społeczności równych sobie adeptów Ducha (por. 1Kor 12,13), którzy służą sobie nawzajem stosownie do otrzymanej charyzmy (por. 1P 4,10), a czuwający nad życiem wspólnoty „superwizorzy”- episkopoi i „starszyzna”- presbyteroi mają status serwisantów wspólnego egzystencjalnego kapłaństwa. „[Chrystus] dał niektórym być apostołami, a niektórym prorokami, niektórym znów ewangelistami, a niektórym pasterzami i nauczycielami, dla wyposażenia świętych do pracy posługiwania, do budowania ciała Chrystusa – aż zejdziemy się wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do człowieka urzeczywistnionego, do miary dojrzałości Chrystusowej pełni” (Ef 4,11-13). Zauważmy, że ten fragment Listu do Efezjan łączy obraz nieklerykalnej społeczności z wizją jej wędrówki w przeżywaniu prawdy ku oczekiwanej na końcu pełni wtajemniczenia w Chrystusa. Mamy tu ni mniej ni więcej, tylko wizję Kościoła synodalnego, chrześcijaństwa jako „drogi wespół” (syn-hodos).
Tak więc jeśli dążeniom do współdecydowania o kościelnym życiu przez biskupów i zwykłych wiernych zarzuca się zrywanie z „sakramentalną strukturą Kościoła”, to chyba przeoczono wynikłą z sakramentu chrztu równość w „namaszczeniu” Duchem charyzmatycznej wiedzy o życiu w Bogu (por. 1J 2,20.27). Przeoczono też fakt, że Dzieje Apostolskie mówią o podjęciu pewnej ważnej dla wczesnego Kościoła decyzji przez „apostołów i starszych wraz z całą Ekklēsią” (por. Dz 15,22-28). Nie ma nic wywrotowego w prowadzeniu debaty na równych prawach, jeśli tylko pilnujemy słuchania się nawzajem z szacunkiem, w wierności wspomnianym wyżej niezmiennym punktom wiary. W ten wzajemny szacunek charyzmatyków o zróżnicowanych misjach wpisane jest, rzecz jasna, uznawanie „przewodzących nam w Panu” (por. 1Tes 5,12). Synod z pewnością nie jest wiecem. Istnieje, jak to pokazał cytowany wyżej List do Efezjan, swoista odpowiedzialność „pasterzy i nauczycieli”, superwizorów wspólnotowej wierności Słowu.
W Kościele synodalnym chodzi o Ducha Słowa, a nie ducha świata, lecz ważne jest unikanie zarówno anarchii, jak i autorytaryzmu. Ekklēsia Chrystusa nie ma natury ani demokratycznej, ani monarchicznej (lub oligarchicznej). Podobnie zresztą duch Ewangelii nie jest ani prawicowy, ani lewicowy, ani postępowy, ani konserwatywny. A jednocześnie mieści w sobie to wszystko, co szlachetne w wymienionych opcjach. Synodalność to wspólne poszukiwanie drogi niebiegnącej środkiem między stanowiskami, lecz stanowiącej przestrzeń spotkania, splatania wielu ścieżek – ocalania i zachowywania „wszystkiego, co dobre”, w poszanowaniu natchnień i uważnym ich rozeznawaniu (por. 1Tes 5,19-21). Czytelnikom Biblii Tysiąclecia warto przy tym uświadomić, że następne zdanie przywołanego fragmentu Pierwszego Listu do Tesaloniczan każe unikać nie „wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (jak chciał tłumacz „Tysiąclatki”), lecz „każdej postaci zła” (pantos eidous ponērou). W synodalnym poszukiwaniu konieczna jest roztropność, ale nie programowa podejrzliwość.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. 1965, dr hab. teologii, dr filozofii. Od października 2023 r. adiunkt na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego, wcześniej długoletni pracownik Instytutu Teologii Fundamentalnej, Ekumenii i Dialogu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Wykładowca w seminarium duchownym salezjanów w Krakowie oraz łódzkim seminarium archidiecezjalnym. Wraz z żoną Magdaleną zaangażowany we Wspólnocie Chemin Neuf. Mieszka w Łodzi.