Zabłąkani obrońcy prawdy

Z pewnością wciąż istnieją sytuacje, gdy trzeba wobec świata wygłosić jakąś mowę obrończą. Wydaje się jednak, że o wiele częściej trzeba dziś bronić Ewangelii właśnie przed wojującymi katolikami.

A Pana, Chrystusa, uświęcajcie w waszych sercach, zawsze gotowi do wytłumaczenia się (pros apologian) każdemu żądającemu od was podania racji tej nadziei, która w was jest (1P 3,15).

Od pierwszych wieków funkcjonuje w chrześcijaństwie apologia. To greckie słowo, oznaczające mowę obrończą, dało nazwę specyficznemu rodzajowi piśmiennictwa, służącemu usprawiedliwianiu kontrowersyjnych postaci lub uzasadnianiu kwestionowanych poglądów. Najbardziej znaną starożytną apologią jest zapewne Obrona Sokratesa (Apologia Sōkratous) autorstwa Platona.

Historia wczesnego Kościoła zna szereg dzieł napisanych jako apologie chrześcijańskiego nauczania i stylu życia. Pisano je w odpowiedzi na zarzuty ze strony pogańskich filozofów i uprzedzenia żywione przez ogół ludności wobec religijnych „odmieńców”. Twórczość apologetyczna odżyła następnie w epoce nowożytnej, a nasiliła się po Rewolucji Francuskiej, w obliczu podważania dogmatów przez myśl oświeceniową i ograniczania wpływu instytucji Kościoła na życie społeczne. 

Fundament bez obaw

W toku rozwoju edukacji religijnej ukształtowała się dyscyplina zwana apologetyką. Zajmuje się ona systematycznym uzasadnieniem doktryny i polemiką z konkurencyjnymi światopoglądami. We współczesnym katolicyzmie jej miejsce zajęła jednak teologia fundamentalna. Nie rezygnując z pewnego wymiaru apologetycznego preferuje ona pozytywną prezentację podstaw wiary w życzliwym dialogu z resztą świata. Postawiono na ukazywanie Fundamentu naszej nadziei bez popadania w fundamentalizm. Nie bojąc się przy tym wymiany intelektualnych i duchowych darów z każdą grupą ludzi dobrej woli. 

W tym podejściu pamiętamy, że Fundamentem są nie formuły dogmatyczne, lecz żywy Chrystus.(por. 1 Kor 3,1) Wyznawana przez nas Prawda jest Osobą i ta Osoba stanowi żywą regułę postępowania, drogę.(por. J 14,6) Nie jesteśmy bojownikami idei, lecz uczniami Mistrza Życia. On z kolei, zanim zostanie poznany jako Mesjasz z Nazaretu, jest już – jako Boski Sens (Logos) – subtelnym Światłem, oświecającym każdego człowieka.(J 1,9) Ukrywa się w losie absolutnie każdej osoby, czy jest ona tego świadoma, czy nie. Napełnia wszystko we wszystkim (panta en pasinEf 1,23). Przemawia także przez tych, którzy „nie są z tej zagrody”, lecz w jakiś sposób do Niego należą,(por. J 10,16) słuchając echa Słowa w sumieniu.(por. Rz 2,14-16)

Jeśli poprzez dzielenie się świadectwem sugerujemy takim osobom wspólnotę z nami,(por. 1J 1,3) to nie dlatego, że w ich życiu zupełnie nie ma Boga, lecz po to, żeby ich radość była pełna.(por. J 15,11)

Trzeba bronić Ewangelii

Obecnie rozbrzmiewają tu i ówdzie wołania o powrót apologii. Część katolików uważa, że posoborowe postawy oznaczają rozwodnienie chrześcijaństwa, utratę radykalizmu wiary, kapitulację wobec modnych trendów kulturowych. Z pewnością wciąż istnieją sytuacje, gdy trzeba wobec świata wygłosić jakąś mowę obrończą lub na forum wewnętrznym zadbać o powrót wiernych do pierwotnej miłości.(por. Ap 2,4) Wydaje się jednak, że o wiele częściej trzeba dziś bronić Ewangelii właśnie przed wojującymi katolikami.

W tym, co nazywają oni apologią, treści wzięte z Objawienia mieszają się w sposób toksyczny ze schematami myślenia z minionych epok. Słowo Boże zostaje przesłonięte przez tradycje starszych.(por. Mk 7,5-8)

Apologia podejmowana po Rewolucji Francuskiej przez myślicieli związanych z dawnym porządkiem stanowiła obronę nie tylko wiary, lecz również pewnego modelu społeczno-kulturowego, który nie był czystym wyrazem chrześcijaństwa. Ten społeczno-kulturowy konserwatyzm pozostawał jednak bliski również hierarchom kościelnym. Dość szybko zatem upowszechniło się kojarzenie katolicyzmu z prawicowością. Stało się tak mimo wyraźnie „lewicowej” wrażliwości proroków Izraela oraz samego Jezusa, głoszących bliskość Boga wobec ubogich i prześladowanych i równość wszystkich ludzi przed obliczem Ojca-Stworzyciela.

„Chrześcijaństwo i…”

Pokusa utożsamiania rzeczywistej treści Ewangelii ze schematami ideologicznymi, które częściowo do niej nawiązują, bywa subtelna. Swego czasu C.S. Lewis, na kartach słynnych Listów starego diabła (The Screwtape Letters) sygnalizował niebezpieczeństwo kryjące się w opcji pod nazwą „chrześcijaństwo i…”. Chodziło mu o łączenie wiary z konkretną ideologią tak ściśle, że w końcu wiara zostaje do tej ideologii zredukowana, stając się jej zewnętrznym zabarwieniem. Sam Lewis jednak, który pisząc o „chrześcijaństwie i…” miał na myśli ideologie „postępowe”, we własnej twórczości apologetycznej miewał kłopot z odróżnieniem mądrości Słowa Bożego od przeświadczeń brytyjskiego konserwatysty. Szczególnie jaskrawy tego przykład znajdujemy w powieści Ta ohydna siła (That Hideous Strength), w zarysowanej tam wizji prawidłowego odnoszenia się żony do męża.

Z kolei w pewnej opublikowanej kilka lat temu nad Wisłą pracy zbiorowej, poświęconej powrotowi apologii, znalazł pewien się artykuł. Wybitny znawca problematyki teologiczno-fundamentalnej zaliczył w nim do współczesnych polskich apologetów kilku znanych prawicowych publicystów, zajmujących się głównie kwestiami politycznymi. Przemilczał jednocześnie nazwisko popularnego autora książek naprawdę apologetycznych, dystansującego się jednak od prawicowej opcji.

Dobra Wiadomość dla wszystkich

Bardzo potrzebujemy sobie przypominać, jak faktycznie brzmi Dobra Wiadomość Jezusa i czego ona naprawdę dotyczy. Usłyszenia jej na nowo, a czasem usłyszenia jej wreszcie, potrzebuje każdy z słuchaczy niedzielnych czytań mszalnych. Oby taką potrzebę poczuli również najgłośniejsi obrońcy „chrześcijańskich wartości” oraz „chrześcijańskiej cywilizacji”!

Rzeczywista metanoia, duchowe opamiętanie i wewnętrzna przemiana, wymaga porzucenia ideologicznych okularów. Nawet jeśli naturalną koleją rzeczy musimy mieć jakieś poglądy na kwestie społeczne i polityczne i jakąś formację kulturową, to najpierw mamy być uczniami Jezusa. Mamy nimi być bardziej niż sympatykami danych poglądów czy formacji. Niczego nie wolno czcić, szanować ani kochać bardziej niż Chrystusa.(por. Mt 10,37-38)

To ważne. Gdy prawica kocha zasady i wartości, a lewica broni równości i wolności, my mamy słuchać tylko (i aż) ubogiego Króla królów. On co prawda niezachwianie przynosi Prawo,(por. Iz 42,3b) lecz robi to obdarowując Duchem wewnętrznej wolności(Kor 3,6.17) i pojednanej różnorodności.(por. Dz 2,4-11; 1 Kor 12,4-11) Wyrozumiały i stanowczy, jednoznaczny i otwarty, bywa skandalem dla kochającej ład prawicy i kochającej wolność lewicy. Jednak wiele osób tak z lewa, jak i z prawa, rozpoznaje w Nim scalającą życie Moc oraz reorientującą i wyzwalającą Mądrość.(por. 1 Kor 1,22-24)

A co do apologii, do której każe być gotowy zacytowany na wstępie werset z Pierwszego Listu Piotra… Z kontekstu wynika, że nie chodzi w pierwszym rzędzie o światopoglądowe dysputy. List konsekwentnie zachęca chrześcijan, urodzonych na nowo do żywej nadziei,(1P 1,3) żeby w nieprzyjaznym otoczeniu z jednej strony nie załamali się jako wyznawcy, a z drugiej strony nie odpowiadali agresją na agresję.(por. 1 P 3,9)

Jeśli ktoś, poruszony, spyta o motywację takiej postawy, będą mogli się podzielić nowiną o Zmartwychwstałym Przyjacielu Człowieka.

Przeczytaj również: Nie umrzeć z nadziei