Westchnienie Mistrza

Paradoksalnie to właśnie do nas, zdeklarowanych uczniów, często zupełnie nie dociera, jaki jest nasz Mistrz. Nosimy w sobie lekcję kusiciela.

Władysław Skoczylas, Public domain, za: Wikimedia Commons

Następnego dnia, kiedy schodzili z góry, wyszło Mu naprzeciw sporo ludzi. Nagle jakiś człowiek z tłumu zawołał głośno: Nauczycielu, błagam Cię, spójrz na mojego syna, bo to mój jedynak. Zdarza się, że duch bierze go w posiadanie i nagle zaczyna krzyczeć. Szarpie nim tak, że aż się mu piana pojawia na ustach i tylko z trudem odstępuje od niego, pozostawiając go zupełnie zmaltretowanego. Prosiłem Twoich uczniów, żeby go wyrzucili, ale nie byli w stanie. Wówczas Jezus odpowiedział: O plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami i was znosić?

Łk 9,37-41

Warto może zaznaczyć na wstępie, że wcale nie musimy utożsamiać epilepsji z opętaniem. Akurat w tej konkretnej scenie z Ewangelii oba nieszczęścia splotły się w jedno, ale Chrystus nie każdą chorobę leczy egzorcyzmem. Natomiast ogólnie rzecz biorąc przez choroby, których Bóg nie wymyślił ani nie powoduje, Zły może nas powierzchownie „wiązać” (Łk 13,16) oraz „policzkować” (por. 2Kor 12,7). Bóg wtedy albo uzdrawia, albo z jakiegoś powodu prosi, żebyśmy to znieśli polegając na Jego łasce, wystarczającej, żeby funkcjonować nawet z dolegliwościami (por. 2Kor 12,9).

Usztywnienie oznacza kruchość

Opowieść o egzorcyzmie i uzdrowieniu z epilepsji, które nie udały się uczniom Jezusa i musiały zaczekać na Niego samego rzuca światło na naszą kruchość. Naprawdę, jeśli jako chrześcijanie możemy się czymś pochwalić, to naszym Panem, a nie sobą (por. 1Kor 1,31). Podarowaną nam znajomość Boga nosimy w sobie jak skarb w glinianych naczyniach (por. 2Kor 4,6-7) i wciąż zagraża nam niedostatek wiary – czyli przede wszystkim zaufania i wierności. Te ostatnie, o czym już nieraz była tu mowa, są ważnymi składnikami nowotestamentowej pistis, niesprowadzalnej do samych przekonań (por. Jk 2,19). 

Podobnie jak w przypadku wypalonej gliny nasza kruchość wiąże się z twardością, kryjącą w sobie miałkość, ze „stwardnieniem serca”, czyli najgłębszej jaźni. „Pękamy” w momencie próby, gdy jesteśmy usztywnieni, wyschnięci, nieprzemakalni dla żywej wody Ducha, dla szeptu Jego inspiracji. Wysychamy wewnętrznie, gdy przestajemy być wrażliwym tworzywem w palcach Słowa, ukrytego u źródeł duszy, dialogującego z nią za pomocą dotknięć poczuciem sensu, harmonii, ładu… Gdy zastygamy w naszych schematach życiowego sprytu, wolimy pisać własne scenariusze i działać według nich. Zamiast wierzyć Bogu (por. Rz 4,3), stawiamy na rozumność nie Bożą, lecz ludzką (por. Mt 16,23). 

Szukając siły rozmijamy się z nią

Na wiadomość, że uczniowie nie byli w stanie wyrzucić złego ducha, Pan reaguje westchnieniem: „O plemię niewierne i przewrotne!” (Łk 9,41, Mt 17,17). Nawiązuje tu jakby do słów Księgi Powtórzonego Prawa o tych, co „sprzeniewierzyli się Bogu, nie chcąc być Jego dziećmi (…) gdyż są pokoleniem przewrotnym, dziećmi, którym brak wierności” (por. Pwt 32,5.20). Scena zejścia Jezusa z Góry Przemienienia (gdzie Ojciec przedstawił Go trojce wybrańców jako żywą syntezę Prawa i Proroków) przypomina trochę zejście Mojżesza z Synaju i natknięcie się na adorację złotego cielca (por. Wj 32,19). W momencie, gdy na górze Bóg objawiał swoją Drogę, na dole zabrakło wiary. Ludzie woleli własne wyobrażenia o boskości, preferowali wytworzony przez siebie znak zamiast zaufania Nieuchwytnemu. 

Również uczniowie Jezusa, którym On sam „dał władzę i moc nad wszystkimi demonami i chorobami” (Łk 9,1; por. Mk 6,7b) najwyraźniej próbowali się nią posłużyć jakoś po swojemu, zapominając o ufnej zależności. Na pytanie o przyczynę ich klęski Chrystus odpowiada: „Zbyt słaba jest wasza wiara (…) Tego rodzaju nie można wyrzucić żadną inną mocą, jak tylko przez modlitwę” (Mt 17,20; Mk 9,29). Być może poczuli się właścicielami charyzmatu, dysponentami mocy. Trochę jak tamci spod Synaju, co chcieli mieć pod ręką symbol mocy, świętego byka… Nie chcieli być dziećmi, wiedzącymi o własnej małości i polegającymi wyłącznie na ukrytym Ojcu (por. Mk 10,15; Mt 6,6), który nie odmawia proszącym Ducha Świętego (por. Łk 11, 13). 

Wiara nie jest zadufaniem, pewnością, że „mam” Boga i moc. Wiara to ufna nadzieja, że Bóg ma mnie w swych dobrych rękach. A także: że wie, czego w tym momencie potrzebujemy – ja i osoba, którą spotykam.

Znikomość zanurzona w Łasce

Być może też uczniowie próbowali sami wykrzesać z siebie wiarę, zapominając, że jest ona łaską. Zgodnie z przekazem Ewangelii Marka to właśnie pojął w przebłysku natchnienia ojciec opętanego chłopca, który zawołał do Jezusa: „Wierzę, ratuj mnie w mojej niewierze!” (Mk 9,24). Cudowna, heroiczna modlitwa! Wspaniałe, paradoksalne wyznanie wiary wbrew własnym odczuciom. Wiara tego człowieka była naprawdę „jak ziarnko gorczycy” (por. Łk 17,6). Odrobina materii zdana na łaskę tajemnicy życia i wzrostu (por. Łk 13,19). 

Właśnie w sytuacji bezsilności (ale nie bierności) człowieka Boża moc osiąga swój cel (por. 2Kor 12,9). Najwyższy odzyskuje swe dziecko, w ludzkim ubóstwie rozkwita królestwo Niebios. Ten, kto nie umiał wierzyć, otrzymał w darze cud, bo przekraczając siebie zdał się na Pana – i to właśnie była wiara. Ci, którzy uważali się za Chrystusowych, nie mogli nic zdziałać, bo koncentrowali się na sobie, na własnym znaczeniu, na karierze robionej przy Chrystusie (por. Mk 9,34).

Jego święta cierpliwość

Paradoksalnie to właśnie do nas, zdeklarowanych uczniów, często zupełnie nie dociera, jaki jest nasz Mistrz i co objawia całym sobą. Nie odrabiamy lekcji Jego skromności i pokory (por. Mt 11,29) oraz zasłuchania w Ojca. Nosimy w sobie lekcję kusiciela, koncentrację na sobie. Jesteśmy oporni do tego stopnia, że Nauczyciel wzdycha: „Jak długo jeszcze mam być z wami i was znosić?” (Łk 9,41). 

Ten, który „przyciąga nas ludzkimi więzami miłości” (por. Oz 11,4) daje wyraz odczuciu znanemu wszystkim wychowawcom. Ma po ludzku dość „orki na ugorze”, dobijania się do serc opieszałych w zaufaniu (por. Łk 24,25). Ale Jego skarga, choć szczera, jest podszyta czułością. Mając takich, a nie innych uczniów, Pan jednak oddał za nas życie. Postanowił być z nami i znosić nas, „przez wszystkie dni, aż się wypełni doczesność” (Mt 28,20). 

To nie Jego irytacja nam zagraża, tylko nasz brak zgody na zależność od łaski i niedostatek szaleństwa, by postawić wszystko na „nadzieję wbrew nadziei” (por. Rz 4,18). Ale o to też można się (nawet wbrew sobie) pomodlić. „Bo potężna jest Jego łaska dla nas, a wierność PANA trwa na wieki!” (Ps 117,2).

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.