Trzymajmy się, dzieci nadziei…

Kiedy kusi nas rezygnacja lub miotanie się w ślepej furii nie dajmy sobie kraść duszy. Nie dajmy jej sobie skraść zwłaszcza wtedy, gdy mamy wrażenie, że w nas umiera. Że ktoś ją w nas zabija.

Trzymajmy się, dzieci nadziei

Tumisu /Pixabay

W waszej wytrwałości zyskacie wasze dusze (Łk 21, 19).

Wytrwałość – hypomonē – wiąże się w Ewangelii z ufną nadzieją pokładaną w Bogu oraz wiernością wobec Niego. Stanowi sposób „pozostawania w miłości Jezusa” (por. J 15,9) mimo naporu trudności, ciśnienia pokus i prowokacji ze strony ludzi. Dla uniknięcia nieporozumień warto zaznaczyć, że wezwanie do „pozostania w miłości Jezusa” przez trzymanie się Jego wskazań (por. J 15,10) nie oznacza, że wspomniana miłość jest warunkowa. Chrystus kocha bez względu na wszystko, także swych nieprzyjaciół, Jego miłość „nigdy nie ustaje” (por. 1 Kor 13,8). Chodzi jednak o to, żeby pozwalać się ogarniać tej miłości, ulegać jej, świadomie podzielać Jezusowe usposobienie (por. Flp 2,5). Pozostawać z naszej strony w miłości Jezusa to dać się nieść jej nurtowi, żyć według głównego przykazania Mistrza, kochać innych tak, jak On nas kocha (por. J 15,12).

Zagrożenie nie pochodzi więc od Chrystusa, a nawet nie od wrogich Mu sił – bo więź z Panem pozwala „stąpać po wężach, skorpionach i całej potędze nieprzyjaciela” (por. Łk 10,19). Zagrożeniem może być nasze własne zwątpienie w moc Łaski, która – jak usłyszał swego czasu apostoł Paweł, upokorzony swą słabością – „wystarcza” człowiekowi oraz „skutkuje w bezsilności” (por. 2 Kor 12,9). Warto o tym pamiętać w kontekście kryzysu, który wielu ludziom odbiera nadzieję. Kiedy kusi nas rezygnacja lub miotanie się w ślepej furii nie dajmy sobie kraść duszy. Nie dajmy jej sobie skraść zwłaszcza wtedy, gdy mamy wrażenie, że w nas umiera. Że ktoś ją w nas zabija.

Wewnętrzna Wielkanoc

Jak wiemy z Ewangelii dusza – wewnętrzne życie jaźni – potrzebuje przejścia ze stanu ignorowanej przemijalności w stan przyswajania życia wiecznego, oddechu Boga. Chodzi o przejście radykalne, Paschę na wzór drogi Mojżesza i Jezusa. Potrzebujemy wyjść z niewoli pierworodnego kłamstwa, z więzienia egocentryzmu, żeby dać się wprowadzić do królestwa afirmacji i oddania. Potrzebujemy śmierci ego, które stara się przetrwać, żeby odkryć w sobie jaźń utkaną z wdzięczności za dar, czyli za wszystko. Dopóki „szukam swego” (por. 1 Kor 13,5), moje życie jest błądzeniem po manowcach, gubieniem się. Kiedy godzę się tracić to skupione na sobie życie idąc za Jezusem, wierząc miłości Boga i dając się jej prowadzić (por. 1 J 4,16), wtedy odradzam się u własnych źródeł. „Kto znajduje swą duszę, straci ją, a kto straci swą duszę ze względu na Mnie, ten ją znajdzie” (Mt 10,39).

Tak jak nasz Mistrz bywamy kuszeni (por. Mt 4,1-10) logiką „duchowych mocy zła z wyżyn przestworzy” (por. Ef 6,12) i zderzamy się z efektami tego kuszenia w działaniach bliźnich i funkcjonowaniu świata. Jeśli trzymamy się stylu królestwa „nie z tego świata” (por. J 18,36), to przychodzi nam być odmieńcami, doświadczać niezrozumienia, a nawet wrogości. Tak jak Chrystus bywamy odrzucani, oczerniani, potępiani, doznajemy jakichś form krzyża. „Wciąż nosimy w swym ciele śmierć Jezusa, żeby i życie Jezusa objawiło się w naszym ciele” (2 Kor 4,10). Znajomość z Chrystusem oznacza zarówno „współudział w Jego cierpieniu”, jak i „poznanie mocy Jego zmartwychwstania” w chwilach, gdy podnosi nas i podtrzymuje łaska (por. Flp 3,10). Znajdujemy i zyskujemy swą duszę, od-zyskujemy ją, gdy wytrwale ufamy wewnętrznemu nurtowi „żywej nadziei” (por. 1 P 1,3) 

Nadzieja dzieci Abrahama

Swoją prawdziwą duszę znajdujemy, gdy otwieramy się na zamieszkiwanie w niej Ducha, w którym Chrystus nas zanurza (por. J 1,33) i którym nas poi (por. J 7,37-39). To właśnie Duch Święty, osobowy Podmuch z serca Miłości, stanowi ten jej nurt, w którym mamy trwać. To On nas prowadzi na Jezusowe ścieżki (por. Rz 8,14) i jako Duch Życia przygotowuje w nas ostateczne zmartwychwstanie (por. Rz 8,11). Ewangeliczna wytrwałość oznacza trzymanie się nadziei, której wierzymy – jak Abraham – wbrew okolicznościom zdającym się jej zaprzeczać (por. Rz 4,18).

Oczywiście wiemy, czyją matką jest nadzieja w opinii zgorzkniałych. Ale jeśli wydajemy się „głupi z powodu Chrystusa” (por. 1 Kor 4,10), to w gruncie rzeczy jesteśmy adeptami mądrości Bożej (por. 1 Kor 1,23-25; 2,6-10). Chrześcijańska nadzieja, jak mówił świętej pamięci ks. Wacław Hryniewicz, to nie to samo, co optymizm. Ona mieszka głębiej i nie ignoruje logiki obumierającego ziarna, które pomnaża życie (por. J 12,24). 

Kiedy trzęsie nam się pod stopami grunt życia nie tylko społeczno-politycznego, ale również kościelnego, trzymajmy się uparcie Jezusa i bądźmy zawsze tam, gdzie On w swym „rodzeństwie najmniejszym” (por. Mt 25,40) – w ubogich, wykluczonych, mających się źle – nawet jeśli w tych miejscach biją. W tym uczepieniu się „Przewodnika (Archēgos) życia” (Dz 3,15) zyskujemy siebie prawdziwych, odnajdujemy duszę.

Przeczytaj: Chrystus przyszedł jako laik, Czy Kościół może być oddolny? oraz Gdy prawdziwe życie Kościoła jest gdzie indziej…

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.