W waszej wytrwałości zyskacie wasze dusze (Łk 21, 19).
Wytrwałość – hypomonē – wiąże się w Ewangelii z ufną nadzieją pokładaną w Bogu oraz wiernością wobec Niego. Stanowi sposób „pozostawania w miłości Jezusa” (por. J 15,9) mimo naporu trudności, ciśnienia pokus i prowokacji ze strony ludzi. Dla uniknięcia nieporozumień warto zaznaczyć, że wezwanie do „pozostania w miłości Jezusa” przez trzymanie się Jego wskazań (por. J 15,10) nie oznacza, że wspomniana miłość jest warunkowa. Chrystus kocha bez względu na wszystko, także swych nieprzyjaciół, Jego miłość „nigdy nie ustaje” (por. 1 Kor 13,8). Chodzi jednak o to, żeby pozwalać się ogarniać tej miłości, ulegać jej, świadomie podzielać Jezusowe usposobienie (por. Flp 2,5). Pozostawać z naszej strony w miłości Jezusa to dać się nieść jej nurtowi, żyć według głównego przykazania Mistrza, kochać innych tak, jak On nas kocha (por. J 15,12).
Zagrożenie nie pochodzi więc od Chrystusa, a nawet nie od wrogich Mu sił – bo więź z Panem pozwala „stąpać po wężach, skorpionach i całej potędze nieprzyjaciela” (por. Łk 10,19). Zagrożeniem może być nasze własne zwątpienie w moc Łaski, która – jak usłyszał swego czasu apostoł Paweł, upokorzony swą słabością – „wystarcza” człowiekowi oraz „skutkuje w bezsilności” (por. 2 Kor 12,9). Warto o tym pamiętać w kontekście kryzysu, który wielu ludziom odbiera nadzieję. Kiedy kusi nas rezygnacja lub miotanie się w ślepej furii nie dajmy sobie kraść duszy. Nie dajmy jej sobie skraść zwłaszcza wtedy, gdy mamy wrażenie, że w nas umiera. Że ktoś ją w nas zabija.
Wewnętrzna Wielkanoc
Jak wiemy z Ewangelii dusza – wewnętrzne życie jaźni – potrzebuje przejścia ze stanu ignorowanej przemijalności w stan przyswajania życia wiecznego, oddechu Boga. Chodzi o przejście radykalne, Paschę na wzór drogi Mojżesza i Jezusa. Potrzebujemy wyjść z niewoli pierworodnego kłamstwa, z więzienia egocentryzmu, żeby dać się wprowadzić do królestwa afirmacji i oddania. Potrzebujemy śmierci ego, które stara się przetrwać, żeby odkryć w sobie jaźń utkaną z wdzięczności za dar, czyli za wszystko. Dopóki „szukam swego” (por. 1 Kor 13,5), moje życie jest błądzeniem po manowcach, gubieniem się. Kiedy godzę się tracić to skupione na sobie życie idąc za Jezusem, wierząc miłości Boga i dając się jej prowadzić (por. 1 J 4,16), wtedy odradzam się u własnych źródeł. „Kto znajduje swą duszę, straci ją, a kto straci swą duszę ze względu na Mnie, ten ją znajdzie” (Mt 10,39).
Tak jak nasz Mistrz bywamy kuszeni (por. Mt 4,1-10) logiką „duchowych mocy zła z wyżyn przestworzy” (por. Ef 6,12) i zderzamy się z efektami tego kuszenia w działaniach bliźnich i funkcjonowaniu świata. Jeśli trzymamy się stylu królestwa „nie z tego świata” (por. J 18,36), to przychodzi nam być odmieńcami, doświadczać niezrozumienia, a nawet wrogości. Tak jak Chrystus bywamy odrzucani, oczerniani, potępiani, doznajemy jakichś form krzyża. „Wciąż nosimy w swym ciele śmierć Jezusa, żeby i życie Jezusa objawiło się w naszym ciele” (2 Kor 4,10). Znajomość z Chrystusem oznacza zarówno „współudział w Jego cierpieniu”, jak i „poznanie mocy Jego zmartwychwstania” w chwilach, gdy podnosi nas i podtrzymuje łaska (por. Flp 3,10). Znajdujemy i zyskujemy swą duszę, od-zyskujemy ją, gdy wytrwale ufamy wewnętrznemu nurtowi „żywej nadziei” (por. 1 P 1,3)
Nadzieja dzieci Abrahama
Swoją prawdziwą duszę znajdujemy, gdy otwieramy się na zamieszkiwanie w niej Ducha, w którym Chrystus nas zanurza (por. J 1,33) i którym nas poi (por. J 7,37-39). To właśnie Duch Święty, osobowy Podmuch z serca Miłości, stanowi ten jej nurt, w którym mamy trwać. To On nas prowadzi na Jezusowe ścieżki (por. Rz 8,14) i jako Duch Życia przygotowuje w nas ostateczne zmartwychwstanie (por. Rz 8,11). Ewangeliczna wytrwałość oznacza trzymanie się nadziei, której wierzymy – jak Abraham – wbrew okolicznościom zdającym się jej zaprzeczać (por. Rz 4,18).
Oczywiście wiemy, czyją matką jest nadzieja w opinii zgorzkniałych. Ale jeśli wydajemy się „głupi z powodu Chrystusa” (por. 1 Kor 4,10), to w gruncie rzeczy jesteśmy adeptami mądrości Bożej (por. 1 Kor 1,23-25; 2,6-10). Chrześcijańska nadzieja, jak mówił świętej pamięci ks. Wacław Hryniewicz, to nie to samo, co optymizm. Ona mieszka głębiej i nie ignoruje logiki obumierającego ziarna, które pomnaża życie (por. J 12,24).
Kiedy trzęsie nam się pod stopami grunt życia nie tylko społeczno-politycznego, ale również kościelnego, trzymajmy się uparcie Jezusa i bądźmy zawsze tam, gdzie On w swym „rodzeństwie najmniejszym” (por. Mt 25,40) – w ubogich, wykluczonych, mających się źle – nawet jeśli w tych miejscach biją. W tym uczepieniu się „Przewodnika (Archēgos) życia” (Dz 3,15) zyskujemy siebie prawdziwych, odnajdujemy duszę.
Przeczytaj: Chrystus przyszedł jako laik, Czy Kościół może być oddolny? oraz Gdy prawdziwe życie Kościoła jest gdzie indziej…
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. 1965, dr hab. teologii, dr filozofii. Od października 2023 r. adiunkt na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego, wcześniej długoletni pracownik Instytutu Teologii Fundamentalnej, Ekumenii i Dialogu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Wykładowca w seminarium duchownym salezjanów w Krakowie oraz łódzkim seminarium archidiecezjalnym. Wraz z żoną Magdaleną zaangażowany we Wspólnocie Chemin Neuf. Mieszka w Łodzi.