Posmakujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan (Ps 34,9);
A życie wieczne polega na tym, by znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa (J 17,3)
Zgodnie z Pismem (jeśli czytamy je uważnie) życie wieczne nie zaczyna się po śmierci i nie polega tylko na nieskończonym trwaniu świadomości. Człowiek spotykający Jezusa w sposób duchowy, czyli otwierający się na Niego wewnętrznie i przeżywający relację z Nim całym sobą wchodzi już teraz w życie o wiecznej jakości. Zaczyna żyć w Boski sposób. Dzięki temu jego egzystencja nie tylko będzie trwać zawsze, ale już ma (choć jeszcze nie w całej intensywności) smak nieba. Z kolei niebo rozumiane w sposób właściwy to sam Bóg, Jego nieskrywana dłużej obecność, bijąca z Niego afirmacja i oddanie. To doświadczanie Jego miłości, udzielającej się wszystkim dokoła i przeżywanej we wzajemnych relacjach.
Życie wieczne to znajomość Boga, obecnego we wszystkim i we wszystkich (por. 1 Kor 15,28). A jak pamiętamy, znajomość w biblijnym rozumieniu oznacza poznanie doświadczalne, w kontakcie, przez żywe doznania. Znajomość gatunku wina zyskuje ten, kto się go napił, kto poczuł bukiet jego aromatów, gamę smaków i moc. O znajomości gór może mówić ktoś, kto po nich chodzi, doświadcza zmęczenia i zachwytu, chłonie pejzaże, czuje wiatr, czerpie wodę z potoku, odpoczywa na pochyłej łące… A kto może powiedzieć, że zna Boga?
Doświadczyć Nieuchwytnego
Prawdą jest, że „Boga nikt nigdy nie widział” (J 1,18) oraz że Jego szczególną cechą pozostaje ukrycie. Prorok Pierwszego Testamentu wyznawał: „Doprawdy, Ty jesteś Bogiem ukrytym” (Iz 45,15). Ten, kto nas stwarza i ocala (czyli zbawia), wymyka się zarówno zmysłom, jak i rozumowi. Jednak właśnie jako otulająca istnienie Tajemnica okazuje się „niedaleki od każdego z nas, bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28).
Żyjemy, poruszamy się i jesteśmy zanurzeni w realności, której ostatecznego wyjaśnienia nie znamy. „Czemu istnieje raczej coś, niż nic?” – pytał Leibniz. A przecież daje się ona racjonalnie analizować (to ks. Heller zwraca uwagę na matematyczność wszechświata). Żyjemy, poruszamy się i jesteśmy w dyskretnej, lecz nieuniknionej obecności jakiejś Podstawy istnienia i rozumności wszystkiego, co wokół nas istnieje i daje się rozumieć.
Tak więc doświadczamy Boga już przez sam fakt własnej egzystencji i – jak przypomina o. Anselm Grün – przez dochodzącą w nas do głosu witalność. Kto smakuje swe życie, ten poznaje Boga „dotykiem” (por. Dz 17,27) przez zasłonę naturalnych doznań i przeżyć. Żyjąc czujemy nieustanny wpływ Autora naszej żywotności, Dawcy pragnień i ich spełnienia.
Doświadczamy też Boga myśląc, bo nasza refleksja nad doznaniami rodzi się na bazie intuicji logicznych. Każdy akt refleksji to objawienie światła rozumu, odbicie w nas Bożego Logosu, Słowa wiecznej Rozumności (por. J 1,4.9). A nasze rozumienie zjawisk to rozpoznawanie ich sensu, określonego przez to ukryte Słowo, brzmiące w swych dziełach-echach.
Namacalność Objawienia
Być chrześcijaninem to rozpoznawać Boskie Słowo w osobie Jezusa i ufać Jego świadectwu o „Dobrym, który jest w ukryciu” (por. Mt 6, 6.19,17). Pierwsi uczniowie Nazarejczyka odkryli w Nim wcielone Słowo życia, dające się zobaczyć i dotknąć (por. 1J 1,1-2). Zalecane w Księdze Psalmów „smakowanie, jak dobry jest Pan” (Ps 34, 9) może przyjąć formę kontemplacji Chrystusa przedstawionego w Ewangeliach.
Swego czasu Fiodor Dostojewski, zmagający się z wątpliwościami religijnymi i nieumiejący odeprzeć argumentów ateizmu, znalazł oparcie w myśli, że nie zna piękniejszego charakteru, niż Chrystus. Stwierdził więc, że „gdyby nawet Chrystus nie był prawdą, to lepiej być z Nim, niż z tą prawdą”. To zdanie tylko z pozoru brzmi jak deklaracja wiary irracjonalnej. Uważniejsze wniknięcie w jego sens odsłania raczej intuicję, że tak pięknej postaci, jak Jezus, nikt z ludzi nie byłby w stanie wymyślić…
Jak wiadomo, zmartwychwstały Chrystus skrył się w obłoku Boskiej Tajemnicy (por. Dz 1,9). Jednak konkret Objawienia, polegającego na ucieleśnieniu odbicia istoty Boga (por. Hbr 1,3), nie przestał być dostępny. Dostojewski umieścił w Braciach Karamazow scenę rozmowy dręczonej wątpliwościami kobiety z mnichem Zosimą. W tej rozmowie mnich mówi: „Dowieść tu nic nie można, można się tylko przekonać… Doświadczeniem czynnej miłości. Niech się pani stara kochać bliźnich czynnie i bez ustanku. W miarę, jak będzie pani czyniła na tej drodze postępy, będzie się pani równocześnie utwierdzać w wierze w istnienie Boga…” (tłum. A. Wat).
Wytrawne wino czynnej miłości
Narracyjna teologia Dostojewskiego jest wierna przesłaniu Nowego Testamentu: „Każdy, kto kocha, urodził się z Boga i zna Boga… Kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1J 4,7.16). Ukryty Bóg objawia się w konkrecie afirmacji i oddania, którym dajemy się ucieleśniać w naszym podejściu do ludzi będących w pobliżu (bliźni to ktoś, kto się znalazł blisko). Istotna jest przy tym właśnie praktyka postępowania, nie piękne słowa, których treścią można się upajać. Czytamy w Piśmie: „Nie kochajmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą” (1J 3,18). Smak Boga, wyczuwalny w międzyludzkich relacjach, ma w sobie nutę wytrawną.
Powieściowy starzec Zosima mówi: „Miłość czynna w porównaniu z marzycielską jest okrutna i przerażająca… to praca i wytrwałość”. Urzeczenie pięknem Chrystusa, zachwyt Jego stylem bycia, wreszcie odczucie Jego miłości, inspirują do wewnętrznej podróży przez trudny teren: do osobistej Paschy, przejścia od egoizmu do dzielenia z Jezusem Jego usposobienia. Droga prowadzi przez pustynię, gdzie w bólu umierają złudzenia i dawne nawyki. Ale w gamie smaków Boskiego wina ostatecznie zwycięża ton spełnienia. Zosima wieńczy swe nauki wskazaniem na obecną w naszej biedzie łaskę: „Zapowiadam pani, że w chwili gdy pani z przerażeniem stwierdzi, iż mimo wszelkich wysiłków nie tylko nie zbliżyła się pani do celu, ale bodaj się od niego oddaliła, w tej samej chwili, przepowiadam to pani, nagle osiągnie pani ów cel i ujrzy wyraźnie przed sobą cudowną moc Pana, przez cały czas panią kochającego i nieustannie panią kierującego”.
Przypomnijmy sobie, co czytamy w Liście do Efezjan: „Łaską jesteście wybawieni, przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków (…) Bo jesteśmy Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, żebyśmy w nich chodzili” (Ef 2,8-10). Uczynki to droga, którą Bóg już przygotował (por. Iz 43,19). Nie zarabiamy nimi na zbawienie, ale wchodząc w sposób życia Jezusa – który „przeszedł dobrze czyniąc… bo Bóg był z Nim” (Dz 10,38) – przyjmujemy dar komunii i wkraczamy na ścieżkę prowadzącą w głąb Tajemnicy. Posmakowawszy Boga, delektujemy się Nim. A On smakuje żywotnością i sensem, afirmacją i oddaniem.
***
Przeczytaj inne teksty autora: Chrystus przyszedł jako laik, Czy Kościół może być oddolny? oraz Gdy prawdziwe życie Kościoła jest gdzie indziej… oraz Trzymajmy się, dzieci nadziei…
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. 1965, dr hab. teologii, dr filozofii. Od października 2023 r. adiunkt na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego, wcześniej długoletni pracownik Instytutu Teologii Fundamentalnej, Ekumenii i Dialogu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Wykładowca w seminarium duchownym salezjanów w Krakowie oraz łódzkim seminarium archidiecezjalnym. Wraz z żoną Magdaleną zaangażowany we Wspólnocie Chemin Neuf. Mieszka w Łodzi.