Pokój zostawiam wam, pokój Mój wam daję (J 14,27)
Pokój Chrystusa niech rządzi w waszych sercach (Kol 3,15)
Nie sądźcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz… (Mt 10,34)
Chrystus nie obiecał nam idylli, bo sam też jej nie przeżywał. Choć nie był ascetą i nie szukał specjalnie męczeństwa, to jednak wierność wewnętrznemu światłu sprawiała, że budził wrogość ludzi niechętnych wyjściu z mroku. Jeszcze zanim na dobre posłał uczniów jak owce między wilki sam wszedł do świata drapieżców jako Baranek. Asertywny rzecznik Gospodarza u wrogich dzierżawców – Książę Pokoju między dyszącymi przemocą (por. Ps 27,12). To się po prostu nie mogło skończyć po ludzku dobrze.
A skoro Jezus ucieleśnia drogę życia, to my również nie unikniemy zmagań: „Jeśli Mnie prześladowali, i was będą prześladować” (J 15,20). Mocne zapewnienie o podarowanym nam pokoju wewnętrznym (por. J 14,27) współistnieje z zapowiedzią, że pokój z Bogiem (por. Rz 5,1) nie przekłada się automatycznie na brak konfliktów. Zresztą nie tylko zewnętrznych. Z drugiej strony zmaganie z własną ciemną stroną i ze światem wielorakiej korupcji wymaga wierności temu właśnie pokojowi.
Nie z zadufania, lecz z zaufania
Niech nas Bóg broni przed podróbką pokoju, sprowadzającą się do trwania w pewności swych racji i przekreślania z góry racji bliźnich. Pokój Chrystusa to nie spokój ideologa, któremu nie psuje samopoczucia realność – złożoność sytuacji, niuanse problemów – bo pokłada wiarę w literze zasad. To nie spokój funkcjonariusza, który ignoruje dramat ludzi, bo sumienie zastąpił procedurą i rozkazem. To nie jest spokój zaślepienia, samozadowolenia i nieznającej rozterek bezwzględności.
Królewski spokój lwa będącego barankiem (zgodnie z wizją Objawienia, por. Ap 5,5-6) – czyli zwycięskiej łagodności i wytrwałości męczennika pojednania – płynie z głębi relacji z Ojcem. Gdy Boży Syn oddawał życie za odmowę potępienia nas „znieważany, nie znieważał wzajemnie, cierpiąc nie groził, lecz oddawał się Osądzającemu sprawiedliwie” (1P 2,23). Jego śmierć była ceną trwania przy odtrącających Go. Ceną rezygnacji z interwencji „więcej niż dwunastu legionów aniołów”, tłumiących bunt stworzeń (por. Mt 26,53).
Ukrzyżowany jest adwokatem swych zabójców (por. Łk 23, 34a). Wspomniane powierzanie się Osądzającemu sprawiedliwie nie oznacza nadziei, że Bóg Go pomści. Chodzi o to, że – odsądzony przez ludzi od czci i wiary – czerpie poczucie swej wartości i sensu swej postawy z faktu, że Ojciec Go zna i rozumie.
Wewnętrzny pokój ucznia Chrystusa, będącego przyjacielem Mistrza i powiernikiem Jego zwierzeń (por. J 15,15), stanowi pochodną doświadczenia – przez wiarę – absolutnej życzliwości, zwanej łaską. I zaufania do Bożej wierności (por. 1Kor 1,9). Jednak ten, kto naprawdę przyswaja Łaskę, zawsze podaje ją dalej. Promieniuje szczerą życzliwością. Kto duchowo doświadczył, że Bóg go dogłębnie rozumie, ten również umie być wyrozumiały. Prawdziwy pokój Chrystusa wiąże się z taką właśnie postawą.
Za wielką, ale nie wszelką cenę
Innym złudzeniem na temat pokoju Chrystusa może być przeświadczenie, że wynika z niego pacyfizm rozciągnięty na wszystkie sytuacje. Z jednej strony twórcy pokoju (eirēnopoioi, por. Mt 5,9) bywają potępiani w swych środowiskach jako nie dość wyraziści, za mało gorliwi, bezideowi lub niewierni. Czasem sięga się po biblijny zarzut „letniości” (por. Ap 3,16). Z drugiej – funkcjonuje też fundamentalizm pokoju, parcie na unikanie konfliktu bez względu na okoliczności. Tymczasem prawda jest taka, że – jak trafnie zauważył prawosławny myśliciel, Władimir S. Sołowjow (1853-1900) – istnieją przypadki dobrej wojny i złego pokoju. Pacyfizm w sytuacji militarnej agresji lub wykluczenie użycia siły wobec terrorysty oznaczają wydanie ofiar przemocy na pastwę agresorów. To sprzeczne z miłością bliźniego. Nie zapominajmy, że Jezus przy spotkaniu z centurionem (por. Łk 7,1-10) nie wytknął mu wojskowej profesji. Pamiętajmy też, że Hitlera nie powstrzymano perswazją, negocjacjami ani ustępstwami.
W sytuacjach dużo mniej dramatycznych, takich jak konfrontacja sposobów myślenia, również nie można absolutyzować ugodowości. Z jednej strony uczennica lub uczeń Chrystusa, który nie łamie nadłamanej trzciny, ani nie gasi tlącego się knota (por. Iz 42,3), powinien – zgodnie z zasadą Ignacego z Loyoli – chcieć raczej ocalić zdanie bliźniego, niż je odrzucić. Ponieważ nikt z nas nie dysponuje pełnią racji, ale jesteśmy powołani do wspólnego odkrywania rozlicznie wielorakiej (polypoikilos) mądrości Boga (por. Ef 3,10;4,13), to właściwą postawą jest doszukiwanie się w wypowiedziach innych osób ziaren prawdy. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydają się błędne.
Bardziej niż polemiki mniemanych ortodoksów z domniemanymi heretykami przystoi nam „synodalna” wymiana intuicji, by dać się prowadzić Duchowi Świętemu w całą prawdę (por. J 16,13). I nawet mając poczucie, że widzimy coś lepiej, a druga osoba jest w poznaniu wiary słabsza, powinniśmy przedkładać relację nad rację. Uczy tego nie kto inny, jak apostoł Paweł: „A my, mocni, powinniśmy znosić niemoc słabych, zamiast mieć satysfakcję” (Rz 15,1). Jednak również w synodalnym szukaniu harmonii nie wszystko będzie dopuszczalne.
Zgodnie z Pismem mamy trwać w pokoju ze wszystkimi „jeśli to możliwe, o ile zależy od nas” (por. Rz 12,18). Otóż nie sposób zachowywać pokoju z czynnym agresorem ani tolerować nietolerancyjnych. Czytamy, że Jezus – doszukujący się iskry dobra w upadłych i uwikłanych w chore sytuacje, przyjaciel poborców i grzeszników (Mt 11,19) – okazywał surowość bezdusznym ortodoksom oraz hipokrytom (por. Mt 23,23-27). Biblia pełna jest prorockiej krytyki nadużyć władzy, upominania się o los słabych i marginalizowanych – ubogich, wdów, sierot, migrantów. Tymczasem współcześni obrońcy prześladowanych i krytycy nieludzkiej polityki bywają oskarżani o rozbijanie wspólnoty. Mogą usłyszeć od współwyznawców, że ich głos nie służy jedności.
Jednak choć Bóg niesie pokój dalekim i bliskim, to zarazem nie ma pokoju dla niegodziwych. Gdyż oni pokoju po prostu nie chcą (por. Iz 57,19-21). Prawdziwy pokój to harmonia, więc nie nazywajmy pokojem zgody na niesprawiedliwość.
A jednak pokój, ponad pojęcie…
Nie obiecano nam komfortu, ale jesteśmy adresatami błogosławieństwa: „Pokój Boży, przewyższający wszelkie pojęcie, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie” (Flp 4,7). Gdy otwieramy się na przenikanie egzystencji Jego i naszej – na życie Chrystusa w nas (por. Ga 2,20) i na nasze bycie w Chrystusie (por. 2 Kor 5,17) – to niezależnie od wewnętrznych i zewnętrznych zmagań możemy odkryć pokój na głębszym poziomie. Kto doświadczył, ten wie, że istnieje tajemna cisza pod powierzchnią emocji, która czasem potrafi ogarnąć świadomość, a czasem tylko daje się przeczuć i chłonąć włóknami zaufania… Przedziwna, dobra cisza pełna otuchy. Subtelna, lecz tchnąca pewnością.
Żeby odkrywać w sobie ten pokój, potrzebujemy chwil przystopowania aktywności (por. Ps 46,11), momentów zamilknięcia w zaufaniu, że Bóg przeżywa nasze życie wraz z nami (por. Ps 62,6). Potrzebujemy prostego, choć niełatwego, upartego przypominania sobie, że żyjemy w objęciach dobrej Tajemnicy. Odnajdywania się w obecności Nieuchwytnego jak nakarmione niemowlę przy swej matce (Ps 131,2). I nie chodzi o to, żeby na sobie wymuszać spokój i poczucie sacrum. Wystarczy trwać przed Nieuchwytnym ze swym niepokojem, powtarzając spokojnie akt zaufania. Wyrównywać oddech, powtarzając w duchu święte Imię. Wytrwać tak pięć, dziesięć, piętnaście minut. A potem znów podjąć zadania, jakie niesie dzień, wrócić do zmagań.
Tak, można mieć pokój wewnątrz jaźni przeżywając pełną gamę emocji. Pokój Boży to nie apatia ani sztuczny błogostan. Można mieć pokój głębszy niż odczucia i przekraczający pojmowanie, zarazem w pełni przejmując się wszystkim, czym się przejąć należy. I wytrzymując bodźce, którym nie należy ulegać. To jest możliwe, jeśli będziemy kontemplować Jezusowy charakter i brać na serio Jego bliskość. Nasz świat jest raczej szalony. I póki co nadal taki będzie. Jednak przy całym natłoku szaleństwa możemy się powierzać Księciu Pokoju (por. Iz 9,5), który wniknął w nasz los. Brać głęboki oddech i szeptać: „Do Ciebie należę, ratuj, bo poszukuję Twych wskazań” (Ps 119,94). A potem robić swoje, słuchając sumienia.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. 1965, dr hab. teologii, dr filozofii. Od października 2023 r. adiunkt na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego, wcześniej długoletni pracownik Instytutu Teologii Fundamentalnej, Ekumenii i Dialogu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Wykładowca w seminarium duchownym salezjanów w Krakowie oraz łódzkim seminarium archidiecezjalnym. Wraz z żoną Magdaleną zaangażowany we Wspólnocie Chemin Neuf. Mieszka w Łodzi.