Po co potrzebny był Baranek?

Jezus umarł przygarniając agresywnych samobójców, gotowych walczyć o swoją śmierć. Umarł śmiercią przyjętą od nas, walcząc o nasze życie.

Oto Baranek Boga, zabierający zbłądzenie świata (J 1,29).

Chrystus to nasze Odciążenie – bo w gruncie rzeczy przytłacza nas życie, w którym jesteśmy punktem odniesienia dla siebie samych. Ego próbujące „znaleźć i zachować” siebie (por. Mt 10,39; Łk 9,24), nastawione na samowystarczalność, gubi prawdziwą tożsamość, duszę dziecka. Staje się zestresowanym bożkiem, centralną gwiazdą mikrokosmosu, którego wsobna grawitacja zgniata życie, odbiera oddech.

Przytłoczeni błędem

Tak, „wszyscy pobłądziliśmy jak owce, każdy z nas zwrócił się ku własnej drodze” (Iz 53,6), ale szczęście samotnych gwiazd ma posmak pustki. Ciąży nam – prawdziwym nam – bycie własnymi bożkami. A przenoszenie adoracji i oddania na rozmaite idole spośród „wielu rzekomych bogów i panów na niebie i ziemi” (por. 1 Kor 8,5), też nie pomaga. 

Tak, w realności – tej zdrowej – „nikt z nas nie żyje dla siebie, ani dla siebie nie umiera” (por. Rz 14,7), lecz żyjemy i umieramy, by odżyć dla Miłości, będącej „wszystkim we wszystkich” (por. 1Kor 15,28). Natomiast nieufność i opór wobec Autora życia sprawia, że błądzimy, zamiast wędrować. Uwierzyliśmy kłamstwu niezależności, a tymczasem Pan wszechrzeczy chciał nas uczyć wolności, która jest w Nim.

Mamy problem, bo ugrzęźliśmy w chorym schemacie. „Chybianie celu” (hamartia, grecka nazwa grzechu) weszło nam w krew, „zamieszkało w ciele”. Apostoł pisze: „chcenie dobra we mnie jest, ale wykonania brak (…) znajduję w sobie takie prawo, że we mnie chcącym czynić dobrze, trwa zło” (Rz 7,18.21). Nasza egzystencja jest jak „ciało tej śmierci” (por. Rz 7,24), ucieleśnienie oderwania się od życia godnego swej nazwy. 

Transfuzja zaufania

Potrzebujemy „oczyszczenia krwi”, uzdrowienia na poziomie samej esencji życia – i dlatego w archaicznym rozumieniu pojednania „bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia” (Hbr 9,22). Życie, którego symbolicznym nośnikiem była dla starożytnych ludów krew, powinno wrócić do swego Nurtu, spleść się z falą życia Bożego. Ale to nie jest możliwe siłami człowieka, ani nie zapewnia tego magia zwierzęcej krwi. 

Choć ofiary ze zwierząt wyrażały ważną intuicję i Bóg akceptował ten ludzki język, to jednak chodziło o coś innego. Psalmista stwierdza: „Ofiar krwawych i biesiadnych nie pragniesz, lecz przetkałeś mi uszy (…) pełnić Twoją wolę jest dla mnie radością” (Ps 40,7). Właściwy powrót strumienia życia do macierzystego nurtu to dostrojenie się do Boskiego zamysłu, wysłuchanie w Boże inspiracje,  przeżywanie istnienia według recepty jego Twórcy. Ale i to wymyka się wysiłkom ziemian, zakażonych wirusem nieufności i egoizmu. Dlatego Mistrz życia dzieli się z nami sobą samym jako pierwszy Uczeń Ojca, fala prosto ze Źródła, transfuzja skutecznej mądrości.

Nowy Testament dopowiada za Psalmistą: „Ofiar i darów nie pragnąłeś, lecz utworzyłeś mi ciało…” (Hbr 10,5). Tym, kto nas wybawia z „ciała tej śmierci”, z człowieczeństwa skażonego, jest nasz Bliźni Absolutny, Syn Człowieczy, nasz wieczny Prawzór – Boski Logos, na obraz którego nas stworzono. Przyszedł pokazać nam całym sobą, jak być dzieckiem Boga. Przyszedł nam też pokazać, jaki naprawdę jest Bóg, żebyśmy wreszcie zaufali własnemu Szczęściu.

Uzdrowienie świata od wewnątrz

Chrystus „doświadczył wszystkiego tak samo jak my, z wyjątkiem zbłądzenia” (por. Hbr 4,15) – nic co ludzkie nie jest Mu obce. Wszedł w nasze realia, w człowieczeństwo poranione i poddane kuszeniu (por. Mt 4,1-11), ale nie zszedł przy tym z drogi zaufania i wierności Ojcu. Spokrewniwszy się z nami, wrósł w ten zabłąkany świat, żeby go od wewnątrz przekierować na „drogę pokoju” (por. Łk 1,79).

A że opór świata okazuje się zabójczy, Syn Boży stał się Barankiem. Był nim od zawsze w sensie łagodnego oddania swemu Ojcu. Był czystym Życiem z Życia, przyjęciem i odwzajemnieniem Miłości. Kiedy jednak Baranek zszedł między wilki (por. Łk 10,3) – w które zmieniły się zbłąkana dzieci Boże (por. J 11,52) – to wzięcie na ramiona tych owiec (por. Łk 15, 5) oznaczało poddanie się ich kłom. 

Jezus umarł przygarniając agresywnych samobójców, gotowych walczyć o swoją śmierć. Umarł śmiercią przyjętą od nas, walcząc o nasze życie. Gdy chora ziemia piła Jego krew, On oddawał tę krew Ojcu razem z naszą ziemią. Taki jest sens krwi Chrystusa wylanej za nas. 

Kontakt z Nim nas oczyszcza

Jego czyste życie zjednoczyło się z naszą skażoną egzystencją, żeby ją zarazić zdrowiem. Podobnie jak w scenie oczyszczenia trędowatego w Ewangelii Marka (por. Mk 1,40-42), dotknięcie osoby nieczystej nie skutkuje skażeniem Jezusa, lecz to Jego czystość udziela się dotykanemu. 

Bóg nie żąda krwi, On ją daje. Ale nie ma innej drogi wyjścia z chorej egzystencji, z koszmaru wilczego amoku, niż przyjąć zjednoczenie z Barankiem. W komunii z Nim, w Jego komunii z nami, przeżywamy umieranie ego naszej śmierci oraz świt zmartwychwstania. Jaźń dziecka Szczęścia budzi się w Jego objęciach. Życie Jezusa wchodzi mi w krew i odkrywam, że to On, ukochany Jedynak Boga, jest objawieniem tożsamości, którą Stwórca postanowił mi dać. Absolutnie nie jestem tego godny. Ale On wypowiada nad biedakiem swe Słowo…

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.