Nagła radość rozbitków

Pod poduszką zmoczoną wczoraj łzami znajdujemy, nie wiadomo jakim cudem tam położony, fascynujący prezent… 

Ciesz się, bezpłodna, która nie rodziłaś,
wznoś pieśni i wykrzykuj, która nie zaznałaś bólów,
bo liczniejsze dzieci porzuconej niż mającej męża – mówi Pan.
Poszerz obszar twego namiotu
i rozciągnij bez wahań płótna twego mieszkania,
przedłuż twoje sznury i twe paliki umocnij.
Bo na prawo i lewo się rozprzestrzenisz,
twe potomstwo posiądzie narody i zasiedli porzucone miasta.
(Iz 54,1-3)

Nas – takich, jacy jesteśmy – nas, przeczołganych przez życie, Bóg zaprasza do radości. Nas, doświadczających frustracji, mających poczucie, że właściwie nic sensownego z siebie nie daliśmy, że jesteśmy jakoś bezpłodni. Naszą wewnętrzną pustynię, gruzy naszych nadziei, nawiedza Łagodne Światło. Serce zalewa słodkie tsunami pokoju, cichy, bezbrzeżny zachwyt – po czym z ciszy rodzi się śpiew, aż po wykrzykiwanie w radości. Święty Augustyn nazywał takie wykrzykiwanie, nucenie Bogu bez słów, jubilacją (dziś mówi się często o śpiewie w językach).

Owoce łaski na poletku biedy

Kiedy Bóg dotyka naszej biedy, przychodzi do niej (a właściwie objawia się w niej, wychodzi z cienia – z ukrycia, z którego zawsze nad nami czuwał), to okazujemy się nagle szczęściarzami większymi niż wszyscy ludzie sukcesu razem wzięci. Odkrywamy owoce łaski na naszym jałowym poletku. Przeżywamy nieoczekiwane spełnienie. Pod poduszką zmoczoną wczoraj łzami znajdujemy, nie wiadomo jakim cudem tam położony, fascynujący prezent… 

Miejsce relacji, których nam odmówiono, zajmują przyjaźnie i miłości nieustępujące więziom rodzinnym. A nawet przeżywane głębiej, niż one. Trzeba się tylko otworzyć na Adwent Pana przychodzącego – na razie dyskretnie – z rzeszą świętych. Czyli, co może nas zaskoczyć, z Jego braćmi najmniejszymi, poturbowanymi przez los (por. Mt 25,40). I z każdym, kto niby przypadkiem jest blisko nas. 

Gdy Bóg wychodzi z cienia i rzuca na nasze życie światło Dobrej Wiadomości, a my dajemy Mu się zachwycić i porzucamy schematy oraz układy, w których byliśmy zadomowieni, to okazujemy się nie tylko dziećmi Króla, ale i posiadaczami stokroć większej liczby bliskich osób, przyjaznych miejsc oraz pól owocnego działania (por. Mk 10,29-30), niż moglibyśmy się spodziewać.

Miłość i zmiłowanie

Objawienie się Boga Izraelowi i każdemu z nas w jego osobistej historii to w gruncie rzeczy swego rodzaju mistyczne oświadczyny. Nikt nie jest przeznaczony do samotności, jałowości, frustracji. Każdemu ofiarowano intymną więź z Panem i odnalezienie się w wielkiej wspólnocie, w królestwie wzajemnej bliskości (por. J 17,20-24). 

Ponadto dla absolutnie każdego Bóg ma zmiłowanie. Nie upokarzającą litość, tylko serdeczne współczucie, wynikające z głębokiej miłości, niezachwianej i wiernej, silniejszej niż sprzeciw, który budzi w Bogu nasz grzech. Jego gniew to tylko dobitny sygnał niezgody na naszą degradację, na zmierzanie do zguby. Bóg nie posyła do piekła, lecz właśnie wyprowadza z krainy umarłych. 

Możemy się modlić, żebyśmy zawsze pamiętali o Jego świętości polegającej na tym, że Jego gniew trwa przez chwilę, a przychylność przez całe życie (por. Ps 30,5-6). Żebyśmy przyjęli już nie obmycie Janowe, lecz Jezusowe obmycie w Duchu Świętym, kąpiel w Podmuchu Miłosierdzia. Żebyśmy przez wzgardzenie tą kąpielą, odmowę otwarcia namiotu serca dla Bożego Słowa i orszaku Jego ubogich, nie udaremniali Bożego zamiaru wobec nas – „zamiaru pełnego pokoju” (por. Jr 29,11).

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.