Troszczysz się i martwisz o wiele, a niewiele potrzeba (Łk 10,42).
Spodobało się Duchowi Świętemu i nam nie kłaść na was więcej ciężarów poza koniecznymi (Dz 15,28)
Żeby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, żeby i oni byli w nas – żeby świat uwierzył, że Ty Mnie wysłałeś (J 17,21).
Jeden z poprzednich szkiców z tego cyklu (Spuścić z tonu, odpuścić wielkość, 11 marca 2024) dotykał już potrzeby minimalistycznego podejścia do organizacji życia i misji Kościoła. Uproszczenie struktur i skromniejsze strategie działania wydają się pożądane w związku z faktem, że priorytet we wspólnocie wiary powinna mieć troska o relacje. Pod jednym z udostępnień wspomnianego tekstu pojawił się komentarz: „Nieżyciowy idealizm”. Powrót do tematu nie stanowi jednak reakcji na tamtą uwagę. Chciałoby się tylko, z całym szacunkiem dla odczuć komentującego, skwitować ją słowami, że z jednej strony ewangeliczne wzorce zawsze będą „głupie dla świata” (1Kor 1,27), a z drugiej strony uproszczenie form i zwrot ku relacjom wymusi na nas obecny kryzys.
Zarazem warto przedłużyć refleksję nad prawomocnością przywołanego postulatu właśnie w perspektywie wiary. Czy faktycznie można głosić minimalizm w organizacji i funkcjonowaniu Kościoła, skoro naszym powołaniem jest wzrost oraz globalna misja? W Ewangelii czytamy: „Wyznaczyłem was, żebyście szli i przynosili owoc” (J 15,16)? A jeśli mamy „idąc, wprowadzać w uczniostwo (mathēteuō) wszystkie narody” (por. Mt 28,19), to czy nie narzuca się konieczność rozwoju struktur w służbie planów pełnych rozmachu?
Czym jest i czemu służy
Od dość dawna funkcjonujemy – przynajmniej w rzymskim katolicyzmie – w ramach systemu ukierunkowanego na sprawne zarządzanie i kontrolę. I trzeba przyznać, że jakieś regulacje muszą istnieć, gdyż „nie zamętu Bogiem jest Bóg, lecz pokoju” (1Kor 14,33). Z drugiej strony uważne wniknięcie w logikę słów i działań Jezusa w Ewangeliach, w teologiczny portret wspólnoty wierzących zarysowany w Dziejach Apostolskich, a wreszcie w samą istotę powołania Ekklēsii (Gminy Zwołanych) uzasadnia pragnienie, żeby tę ostatnią cechowała prostota.
Przypomnijmy, że Ekklēsia rodzi się z Chrystusa. Właśnie tak: rodzi się, a nie zostaje założona. Jezus nie powołał do życia organizacji, lecz zainicjował wspólnotę z Bogiem, w którego wewnętrzne życie nas włącza. Słowo-Syn, wieczna ekspresja Źródła istnienia (por. Hbr 1,3), staje się w sposób paradoksalny naszym wspólnikiem w kondycji ludzkiej. Jako nasz Brat (Syn Człowieczy) jest żywym ogniwem łączącym każdą istotę ludzką z Bogiem. Automatycznie oznacza to też naszą wspólnotę najgłębszego zakorzenienia.
Ewangelia przypisuje Mu słowa modlitewnego testamentu: „Żeby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, żeby i oni byli w nas” (J 17,21). Chrystus jednoczy się z nami jako ktoś, czyja egzystencja doskonale przenika się z egzystencją ukrytego Ojca. My możemy – dzięki „wspólnocie/ wspólności (koinōnia) Ducha Świętego” (2Kor 13,13) – wejść w podobne przenikanie się egzystencji z Ojcem i Synem oraz innymi osobami otwierającymi się na tę rzeczywistość (por. 1J 1,3). Zgodnie z wyrażeniem prawosławnego teologa Joannisa Zizioulasa (1931-2023) Ekklēsia /Kościół „nie jest po prostu instytucją. Ona jest trybem egzystowania, sposobem bycia”. Chodzi o Boski sposób bycia, o bycie w relacjach miłości: wzajemnej afirmacji i wzajemnego oddania. Tak egzystuje Bóg, zgodnie z Jego objawieniem się jako Ojca, Syna i Ducha, zanurzających nas w swoją miłość (por. Mt 28,19).
To przeżywanie głębokiej wspólnoty między nami, dzięki wsparciu Chrystusa i prowadzeniu przez Ducha, stanowi według Ewangelii zasadnicze świadectwo dla świata: „…żeby i oni byli w nas – żeby świat uwierzył, że Ty Mnie wysłałeś” (J 17,21). Jako uczniowie Jezusa my też jesteśmy wysłani do świata. Nie jako propagandziści nowej religii, lecz jako świadkowie odsłoniętej w Nim rzeczywistości. Wbrew popularnemu przekładowi Jezus nie mówi „nauczajcie”, lecz „wprowadzajcie w uczniostwo (mathēteusate)” (Mt 28,19). W innym miejscu stwierdza: „będziecie moimi świadkami” (Dz 1,8). Naszą misją jest dzielenie się doświadczeniem relacji z Bogiem owocującej specyficzną relacją między nami. Świadectwo przechodzi w szanujące wolność odbiorcy zaproszenie do otwarcia się na czerpanie ze Źródła dobrych więzi. „Jeśli ktoś ma pragnienie, niech przyjdzie do Mnie i pije!” (por. J 7,37).
W służbie budujących interakcji
W świetle Pisma wspólnota Chrystusa nie jest tak naprawdę instytucją propagującą sztywny system poglądów i zasad, lecz stanowi szkołę wiary /ufności (pistis), przystań poszukujących nadziei oraz laboratorium miłości według przykładu Jezusa. Ma być środowiskiem budujących interakcji w ramach stopniowego dorastania razem do „miary dojrzałości Chrystusowej pełni” (Ef 4,13). Tak, Ekklēsia według Pisma to nasza „droga wespół” (syn-hodos). W bycie Kościołem wpisana jest synodalność – słuchanie się nawzajem, żeby usłyszeć Ducha „prowadzącego w całą prawdę” (en tē alētheia pasē, J 16,13).
W tej otwartej szkole-pracowni jest tylko jeden Instruktor (Kathēgētēs, Mt 23,10), ale wszyscy możemy sobie nawzajem służyć otrzymaną od Boga charyzmą (por. 1P 4,10). Owszem, w tym przysługującym każdemu uprawnieniu i powołaniu do bycia szafarzem łaski korzystamy z pracy serwisantów wspólnego kapłaństwa: rozmaitych „apostołów, proroków, ewangelistów, pasterzy i nauczycieli” (por. Ef 4,11-12). Wspólnoty potrzebują zarządzania przez jakąś „starszyznę” (presbyteroi), potrzebują swych „superwizorów /kuratorów” (episkopoi). Jednak tym, czemu służą zarówno kościelne urzędy, jak i spontanicznie ujawniające się charyzmaty, jest wciąż studiowana i praktykowana w codzienności mistyka człowieczeństwa według wzoru Jezusa. Mistyka do bólu prosta, ale niepojęcie głęboka: miłość wzajemna, sztuka afirmacji drugiej osoby i oddania jej dobru. Oddychanie miłością Ojca i Syna, Duchem komunii.
Jeśli jest właśnie tak – jeżeli Kościół stanowi laboratorium otwierania się na królowanie Boga, kiełkujące wewnątrz serc i między osobami jak drzewo z małego ziarenka (por. Łk 13,181-19) – to oczywiste, że wzrost sadzonki wymaga spokoju i cierpliwości. Kościół nie może być korporacyjną machiną. Jeśli królowanie Boga-Miłości dojrzewa dzięki uwewnętrznieniu Jego inspiracji w sposób wolny – bo „gdzie Duch Pana, tam wolność” (2 Kor 3,17) – to Kościół nie może być systemem kontroli sumień. A jeśli wszystkie dawane nam przez Boga inspiracje służą odzwierciedleniu wzajemnej afirmacji i oddania Ojca i Syna w Duchu, to nie powinniśmy się bać sytuacji „małego stadka” (por. Łk 12,32). Kościół ma być nie masową organizacją, lecz siecią otwartych duchowych schronisk, gospód Dobrego Samarytanina (por. Łk 10,34). I małych, otwartych pracowni miłości wzajemnej.
Nowy Testament kreśli wizję Ekklēsii jako wspólnoty małych społeczności, które w żadnym razie nie są towarzystwami wzajemnej adoracji, ale oferują interakcje z osobami znanymi z twarzy oraz z imienia. Kościół apostoła Pawła tworzyły Ekklēsie spotykające się po domach (kat’oikon Ekklēsiai, por. Rz16,5).
Organizacyjny minimalizm pozwala maksymalnie otwierać się na Ducha „wiejącego, gdzie chce” (por. J 3,8) i przeżywać maksimum doświadczenia Boga w konkrecie naszej wzajemnej miłości (por. 1J 4,7). Pamiętajmy, że w Ekklēsii „największa jest miłość” (por. 1Kor 13,13).
Nic ponad konieczność
Podsumowując. Wspólnota wiary, jak to już wybrzmiało wcześniej, potrzebuje jakiejś formy organizacji, zapewniającej wspólnemu życiu ład. Bóg nie firmuje zamętu, lecz wprowadza pokój do wnętrza jaźni oraz w relacje międzyludzkie (por. 1 Kor 14,33). Trzeba jednak pamiętać o wyraźnie sugerowanej przez Biblię powściągliwości w tworzeniu regulacji: „Spodobało się Duchowi Świętemu i nam nie kłaść na was więcej ciężarów ponad te konieczne” (Dz 15,28). Augustyn i Tomasz z Akwinu wyciągali z tej biblijnej lekcji wniosek, że w kościelnym prawodawstwie potrzebny jest umiar, żeby nie zmieniać w niewolę religii dającej wolność. Przypomnijmy, że w Liście Jakuba ewangeliczne zasady życia są nazwane „prawem wolności” (Jk 1,25), co koresponduje z zapowiedzianym w Księdze Jeremiasza wpisaniem prawa Bożego w serce (por. Jr 31,33), jego mistycznym uwewnętrznieniem.
Sam Jezus nie projektował struktur kościelnych. Wybrana przez Niego dwunastka pierwszych apostołów to symboliczna grupą patriarchów-protoplastów całej Ekklēsii, na wzór dwunastu synów Jakuba z Pierwszego Testamentu, od których miały pochodzić plemiona tworzące lud Izraela (por. Rdz 49,1-28). Wśród nauk i poleceń dawanych tej grupie na kartach Ewangelii znajdujemy pouczenia dla wszystkich (np. „kochajcie się wzajemnie, jak Ja was ukochałem”, por. J 15,12), a nie wyłącznie dla zarządców wspólnoty. W narracji Dziejów Apostolskich ta pierwsza dwunastka występuje jako wyjątkowi świadkowie początków Ekklēsii (por. Dz 1,21-22), lecz tworzącymi się wspólnotami zarządzają „starsi”-presbyteroi (por. Dz 14,23). Struktura pierwotnego Kościoła naśladowała model gmin żydowskich, a respektowanie w Ekklēsiach pozycji wspomnianych starszych (por. 1Tes 5,12) miało tam współistnieć ze swobodą w realizacji charyzmatów (por. 1Tes 5,19-20). Przy tym autentyzm charyzmatycznych inspiracji rozeznawano wspólnie (por. 1Tes 5,21; 1 Kor 14,29).
Chronić wolność, zabezpieczyć słabszych
Z powyższego widać, że regulacje służą odpowiedzialnemu korzystaniu z wolności Bożych dzieci, ze swobody adeptów mądrości Ducha Świętego. Jak uczy Paweł: „Wszystko mi wolno, lecz nie wszystko daje pożytek. Wszystko mi wolno, lecz ja niczemu nie dam sobą zawładnąć” (1Kor 6,12). Jeśli niczemu, to również nikomu – poza Chrystusem, który inspiruje, a nie zniewala. Ogarnięcie przez Ducha Świętego nigdy nie jest opętaniem.
Tym bardziej nie można dać się zniewolić żadnemu ludzkiemu autorytetowi ani charyzmie. Obok zasadniczej gotowości do podporządkowania się „starszemu”, lub pójścia za czyjąś prorocką inspiracją, konieczne są rozwaga i asertywność. Odpowiednio do tego minimalizmowi organizacji, pozwalającemu „nie gasić Ducha” (por. 1Tes 5,19), musi towarzyszyć zadbanie o przejrzystość mechanizmów zarządzania oraz o sprawność instancji odwoławczych i monitorujących różne rodzaje przywództwa pod kątem nadużyć. Akurat w tej kwestii duch Ewangelii wydaje się bliski demokratycznej trosce o prawa człowieka, więc adaptacja rozwiązań przyjętych w systemach demokratycznych nie będzie odradzanym przez apostoła „stosowaniem się do schematów tej ery” (Rz 12,2) czy uleganiem duchowi epoki. Takim przyjęciem obcych wzorców było raczej w historii Kościoła wprowadzenie w nim podziału „stanowego” i hierarchii w stylu feudalnym.
Nasuwa się myśl, że obok minimalizmu struktur i programów – żeby zbyt wiele nie narzucać – Ekklēsii dobrze służyłoby posiadanie niezależnej od hierarchów władzy sądowniczej. Gremiów, które w duchu wiary wolnej od stronniczości (por. Jk 2,1) pilnowałyby, żeby wśród uczniów Chrystusa nikt nie dominował, (nad)używając władzy (por. Mk 10,42). Trzeba pamiętać, że Jezus w Ewangeliach nieporównanie dobitniej odrzuca autorytaryzm niż np. rozmijanie się z moralnością seksualną (które, rzecz jasna, też piętnuje). A stałym motywem upomnień wygłaszanych przez biblijnych proroków była obrona słabszych, którym działa się krzywda. W świetle Ewangelii niedopuszczalne jest stawianie kogokolwiek ponad prawem obowiązującym wszystkich.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.
ur. 1965, dr hab. teologii, dr filozofii. Od października 2023 r. adiunkt na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego, wcześniej długoletni pracownik Instytutu Teologii Fundamentalnej, Ekumenii i Dialogu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Wykładowca w seminarium duchownym salezjanów w Krakowie oraz łódzkim seminarium archidiecezjalnym. Wraz z żoną Magdaleną zaangażowany we Wspólnocie Chemin Neuf. Mieszka w Łodzi.