Mieć umysł Chrystusowy

Chodzi o zapatrzenie i zasłuchanie w Chrystusa, kontemplowanie Go i w konsekwencji przejmowanie Jego podejścia do życia.

Bo kto poznał umysł Pana, kto Mu będzie doradzał? A my mamy umysł Chrystusowy.

[1 Kor 2, 16]

Pamiętajmy, że żadna wypowiedź Pisma nie ma być pożywką dla zadufania i arogancji. Przyznawanie się do chrześcijaństwa, znajomość doktryny, biblijna erudycja, niekoniecznie oznaczają przyswojenie „umysłu Chrystusowego”, Chrystusowej mentalności. Nie mamy prawa patrzeć na nikogo z góry, mieć się za mądrzejszych. Żeby podzielać Chrystusowy sposób widzenia rzeczywistości, myśleć i działać według Jego logiki, potrzebujemy osobistej znajomości z Nim w biblijnym sensie słowa „znać” – doświadczenia żywej relacji, „smakowania” (por. Ps 34, 9) Jego charakteru w duchowym kontakcie. Obok wczytywania się w Chrystusa, przemawiającego w Ewangeliach nie tylko słowami, lecz całym sobą, potrzebujemy chwil milczenia w Jego obecności, prostego bycia sam na sam z Tajemnicą, która niepostrzeżenie będzie w nas przenikać. Znajomość Pana przyjdzie jak cichy przypływ oceanu i dojdzie w nas do głosu „usposobienie, które było w Chrystusie” (por. Flp 2, 5). A On jest zaprzeczeniem wyniosłości, wzorem mądrości służącej innym, łagodnej, dyskretnej, zapominającej o sobie.

Chodzi więc o zapatrzenie i zasłuchanie w Chrystusa, kontemplowanie Go i w konsekwencji przejmowanie Jego podejścia do życia. Potrzebujemy wziąć na serio swój status uczennic i uczniów – to stałe określenie chrześcijan w Dziejach Apostolskich. Przy tym w szkole Chrystusa uczymy się przede wszystkim (a nawet wyłącznie) Jego samego, ponieważ daje nam się poznać Ktoś, kogo czwarty ewangelista nazwał Logosem – wyrazem Boskiego Rozumu, ucieleśnionym w ludzkim świecie (por. J 1, 1.14). Grecki termin logos oznacza zarówno „słowo”, jak i „rozum” oraz „sens”. W Chrystusie Bóg wypowiada się najpełniej, wyraża siebie, a także komunikuje nam sens życia, dzieli się własną mądrością, uczy, jak być Jego obrazem. Chrystus-Słowo jest wyrazem i odzwierciedleniem swego Ojca (por. J 14, 9), wcieloną teologią, tłumaczeniem Boskiej Tajemnicy na język człowieczeństwa (por. J 1, 18). Zarazem stanowi wcielenie Boskiego marzenia o człowieku, wyraz Bożych zamiarów wobec nas, żywą lekcję człowieczeństwa według Bożego serca. Kto przyjmuje autorytet, inspirację, a w rezultacie mentalność Syna Bożego, ten staje się dzieckiem Bożym, „rodzi się z Bożego Ducha” (por. J 1, 12-13; 3, 3.6).

Tak, przyjęcie mentalności Chrystusa („Chrystusowego umysłu”) wiąże się ściśle z otwarciem na wpływ Ducha Świętego. W przywołanym na wstępie wersecie z Pierwszego Listu do Koryntian – którego pierwszy człon jest cytatem z Księgi Izajasza w wersji greckiej – określenie „umysł Pana” (nous Kyriou) stanowi przekład hebrajskiego ruah HaSzem (duch JHWH). Termin „duch”, w zależności od kontekstu, może oznaczać albo niefizyczną istotę lub energię, albo najgłębszy poziom jaźni lub właśnie mentalność, charakter. A więc transmisją mentalności Chrystusa do naszych umysłów zajmuje się Duch, który od Ojca przez Syna przychodzi do najgłębszego wymiaru człowieka, przelewa się w jego ducha.

Właśnie dlatego, obok uważnego studiowania Chrystusa, całym sobą przemawiającego w Biblii, ważne jest oddychanie Jego obecnością, w której żyjemy. Pismo uczy, że znikając po zmartwychwstaniu ze świata empirycznego, Jezus „wstąpił ponad wszystkie niebiosa, żeby wszystko napełnić” (Ef 4, 10). Wniebowstąpienie to nie rozstanie ze światem, lecz przeniknięcie go sobą. Chrystus „po prawicy Ojca” (por. Mk 16, 19) jest wszechobecny jak Ojciec (por. Ps 139, 7). Jest z nami „przez wszystkie dni, aż się dopełni ta era” (Mt 28, 20) i wciąż pozostaje „Tym, który zanurza w Duchu Świętym” (J 1, 33). W chwilach wyciszenia przed Nim, niewidzialnym, lecz realnym jak powietrze, przyjmujemy przez wiarę tę duchową kąpiel.

Tak, to szalenie ważne – przyswajanie mentalności Chrystusowej to chrzest intelektu w Duchu Świętym, a nie pranie mózgu. Nie uczymy się ideologii, lecz chłoniemy mądrość.