Kłopoty z chrześcijańskim posłuszeństwem

Mamy w katolicyzmie bohaterów wiary poddających się kościelnemu mobbingowi w imię naśladowania Jezusa. Czcimy te osoby jako święte. Może jednak warto spytać, czy nie przypomina to „budowania grobowców prorokom, których zabili nasi ojcowie"?

Kłopoty z chrześcijańskim posłuszeństwem

stempow /Pixabay

Otrzymaliśmy łaskę i apostolat prowadzenia ku posłuszeństwu ufności… (Rz 1,26)

Temat posłuszeństwa w życiu kościelnym wymaga przemyślenia na nowo. Nie dlatego jednak, że nastał czas samowoli, bezstresowego wychowania i filozofii „róbta co chceta”, jak utyskują niektórzy z nas. Potrzebujemy tej refleksji, bo przyjęte w Kościele podejście do posłuszeństwa wyraża bardziej „tradycje starszych” – niestety, dość problematyczne – niż ducha Słowa Bożego (por. Mk 7,5.13). 

Królestwo nieznające dominacji

Wbrew pozorom królowanie Boga, ogłaszane w Nowym Testamencie, nie oznacza teokracji, rozumianej jako rządy kasty kapłańskiej. Chrystus uczy: „Wiecie, że ci, którzy zdają się rządzić narodami, dominują nad nimi, a ich wielcy okazują im swą władzę. A nie tak jest wśród was…”  (por. Mk 10,42-43). Przykro to czytać, gdy mamy w Kościele niechlubną tradycję łamania ludzi przez przełożonych zachowujących się autorytarnie i uważających, że uprawnia ich do tego bycie namaszczonymi przez Boga. Tego Boga, który przecież nie stawia nam stopy na karku, lecz „pociąga ludzkimi więzami, węzłami miłości (…) wabi i mówi do serca” (por. Oz 11,4; 2,16).

Bóg Ewangelii nie jest kimś, kto dominuje, a Ekklēsia – społeczność zwołanych przez Jego Słowo – nie jest systemem władzy. Owszem, być uczennicą lub uczniem Jezusa to uznać Go za Pana rzeczywistości (por. Flp 2,10-11), wejść w podległość. Lecz jeśli Pan ze swej strony wchodzi w rolę starszego Brata (por. Rz 8,29), jeśli za Jego pośrednictwem jesteśmy adoptowani przez Boga (por. Ga 4,4-5), to czemu chrześcijanie są formowani do bycia raczej poddanymi instytucji, niż dziećmi swego Króla?

Tak, wierząc stajemy się „dziećmi posłuszeństwa” (por. 1 P 1,14) wobec Ojca towarzyszącego nam z „ukrycia”, z przestrzeni ducha (por. Mt 6,6). Chodzi o Autorytet bliski i dyskretny. W ukryciu sumienia słyszymy echa Ewangelii, myśli rodzące pokój, bezgłośną mowę dobrych emocji, pozytywnych pragnień. Dzięki posłuszeństwu prawdzie, uznaniu Boskiego widzenia rzeczywistości, wejściu w logikę szczerej braterskiej miłości, zyskujemy czystość duszy, prawość życia (por. 1 P 1,22). Słuchamy Ojca, gdy praktykujemy siostrzeństwo i braterstwo między nami.

Autorytety są od Boga

Jest też prawdą, że posłuszeństwo Ojcu z nieba wiąże się z słuchaniem ziemskich władz, bo „nie ma władzy innej, niż od Boga” (Rz 13,1). Każde przewodniczenie w społeczności, prowadzenie ludzi, każda odpowiedzialność za innych, to uświadomiona lub nie łaska udziału w Boskiej opiece nad światem. Każde bycie pod czyimś zwierzchnictwem, każda zależność, to echo podporządkowania jedynemu Pasterzowi i Opiekunowi naszych dusz (por. 1 P 2,25). 

Tym bardziej wypada uznawać przewodzących nam w Panu (por. 1 Tes 5, 12) i brać na serio autorytet osób odpowiedzialnych w Kościele za wyposażenie nas do realizacji służby, do budowania Ciała Chrystusa (por. Ef 4,12). Razem tworząc i rozwijając, dzięki osobistym charyzmatom, wspólnotowy organizm, działamy pod superwizją (episkopē) wyznaczonych jednostek, gdyż Bóg nie jest Bogiem zamętu (1 Kor 14,33). A charyzmatyczna wolność, do której jesteśmy jak najbardziej powołani, nie miała być podatnością na własne zachcianki. Przeciwnie: otwarciem przestrzeni dla wzajemnego służenia sobie przez agapē – bezwarunkową miłość, odwzorowującą charakter Boga (por. Ga 5,13).

Chrystus nie abdykował, a każdy może prorokować

Jednak kościelne posłuszeństwo bywa trudne nie tylko dlatego, że kusi nas demon pychy i urok błądzenia po własnych drogach (por. Iz 53,6). Niestety, w ludzkich realiach ci obdarzeni łaską władzy niekoniecznie naśladują styl Pana panujących (por. 1 Tm 6,15). Dotyczy to również powołanych do „związywania i rozwiązywania” (por. Mt 18,18) – co w języku rabinackim oznacza wydawanie zakazów i pozwoleń – wewnątrz Bożej oraz naszej Ekklēsii

Jeśli mający nam przewodzić w Panu, czyli w oparciu o Chrystusa, w Jego autorytecie nie działają według Jego stylu, to czy jedyną drogą jest robienie co każą, bez naśladowania ich uczynków (por. Mt 23,3)? Czy obiecując ratyfikację w niebie kościelnego „związywania i rozwiązywania”, nasz Pan skazał sam siebie na podporządkowanie hierarchom? Na firmowanie także decyzji wyrażających arogancję? 

Mamy w katolicyzmie tradycję bohaterek i bohaterów wiary poddających się kościelnemu mobbingowi w imię naśladowania Jezusa, posłusznego aż po śmierć (por. Flp 2,8). Czcimy te osoby jako święte. Może jednak warto spytać, czy nie przypomina to „budowania grobowców prorokom, których zabili nasi ojcowie” (por. Łk 11,47)? Przetrzymanie krzyża (por. Hbr 12,2) przez Jezusa oraz przez każdą Jego uczennicę lub ucznia stanowi niewątpliwie akt świętości. Nie oznacza to jednak, że dobrze robią ci, którzy organizują ukrzyżowanie!

Nie, Chrystus nie abdykował z bycia suwerenem na niebie i na ziemi (por. Mt 28,18), a wszyscy adresaci Ośmiu Błogosławieństw są następcami proroków (por. Mt 5,12). Mamy prawo upominać się nawzajem (por. Rz 15,14), prorokować wobec własnej wspólnoty i  jej odpowiedzialnych. W Ewangelii Jezus mówi Piotrowi nie tylko: „Na tobie zbuduję moją Ekklēsię (…) cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie…” (Mt 16,18-19). Mówi też: „przejdź za Mnie, szatanie, jesteś Mi przeszkodą!…” (Mt 16,23). Może być tak, że członkowie Gminy Zwołanych powiedzą swemu „superwizorowi” (episkopos), że stanowi przeszkodę w drodze i powinien wrócić za plecy Mistrza, do roli ucznia, którym wciąż jest. W takim wypadku przez działającego w wiernych Ducha odzywa się Chrystus jako „Episkopos naszych dusz” (por. 1P 2,25).

Upominać w Chrystusowym stylu

Bywa jednak i tak, że budzi się w nas tęsknota za silną władzą w Kościele. Kiedy ktoś niebędący biskupem, jakaś charyzmatyczna postać, dopuszcza się nadużyć i sieje zamęt, mamy skłonność wołać o interwencję przełożonych i przypominać zwolennikom niewygodnego proroka lub prorokini, że „lepsze posłuszeństwo niż nabożeństwo”. W takich chwilach może się wydawać, że tym, co ratuje Kościół, jest właśnie dyscyplina na wojskową modłę. Czy podkreślanie równości wszystkich wierzących i wymogu pokory przy duszpasterskiej superwizji, nie ośmiela ludzi nieodpowiedzialnych i nie zagraża jedności Ekklēsii?

Przypomnijmy. Charyzmatyczna wolność nie jest samowolą, a żaden członek kościelnego organizmu nie może powiedzieć komukolwiek z sióstr i braci, że go nie potrzebuje (por. 1Kor 12,14-18). Nikt nie może postawić siebie ponad wspólnotą. To oznacza zarówno szacunek duszpasterza dla każdego i wszystkich, jak i poszanowanie przez wiernych kompetencji tego, kto pełni służbę przewodniczenia. Biskup ma prawo stawiać granice swoim podopiecznym, jednak Słowo Boże nakazuje mu przy tym stosować „środki ubogie” i wyrzec się przemocowości: „Starszego wiekiem nie strofuj, lecz perswaduj mu jak ojcu, młodszemu – jak bratu; starszej kobiecie jak matce, młodszej – jak siostrze” (1Tm 5,1-2).

Jeśli nawet miałoby dojść do sytuacji, gdy ktoś jest niepoprawny i trzeba go zacząć traktować „jak poganina i poborcę” (por. Mt 18,17), to nie chodzi o wrogość – mamy kochać nieprzyjaciół, niewdzięcznych i złych (por. Łk 6,35). Raczej o spokojne stwierdzenie, że w tym momencie nie jest nam z daną osobą lub grupą po drodze. Możemy ustalić protokół rozbieżności i pozostać w dystansie, niepozbawionym nadziei.

Tak, osoba odpowiedzialna za wspólnotę ma prawo i obowiązek upominać innych, korygować ich poglądy oraz postawy „w porę i nie w porę”. Ma to jednak robić z całą cierpliwością (por. 2 Tm 4,2). Posłuszeństwo naprawdę chrześcijańskie to posłuszeństwo ufności (hypakoē pisteōs, Rz 1,5), a zaufania nie da się wymusić. Chodzi o zaufanie Chrystusowi, żyjącemu w swej społeczności.

Pamiętajmy, w jaki sposób On sam zatrzymał wojującego przeciwnika Ekklēsii, faryzeusza Szawła. Światłość, na widok której przyszły apostoł upadł na ziemię, zapytała łagodnie: „Czemu Mnie prześladujesz?” (Dz 9,4). Nawet jeśli w innej wersji opisu tego zdarzenia padają metaforyczne słowa o ościeniu, poskramiającym go w tym momencie (por. Dz 26,14), to Szaweł nie doznaje przemocy. Chrystus go nie złamał, lecz olśnił.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.