Nowe wino wlewają w nowe bukłaki (Mt 9,17)
Przyznajemy się jako chrześcijanie do Nowego Przymierza i bywa, że arogancko podkreślamy jego lepszość w odniesieniu do tamtego Mojżeszowego – „starego”. Jednocześnie zbyt często wykazujemy się nieświadomością co do tego, na czym właściwie polega nowość ofiarowana przez Jezusa. Zdarza nam się gubić z oczu zarówno głęboką wspólnotę w łasce ze wszystkimi „ludźmi Bożego upodobania” (anthrōpois eudokias, Łk 2,14) – ochrzczonymi lub nie – jak i radykalną zmianę perspektywy dostępu do niej w świetle Ewangelii. W rezultacie umyka nam sens „tajemnicy ukrytej od wieków i pokoleń, a teraz objawionej świętym” (Kol 1,26).
Zbawienie bez ograniczeń
Nowość Ewangelii polega na głoszeniu powszechnego pojednania z Bogiem (Kol 1,20), dzięki któremu dotychczasowi „obcy i nieprzyjaciele” są włączeni do wspólnoty przymierza (por. Kol 1,21). Nawiasem mówiąc, nie wolno z niej wykluczać Ludu pierwszego wybrania, którego więź z Bogiem pozostaje nieodwołalna (por. Rz 11,28-29). W tej nowej, radykalnie rozszerzonej perspektywie przymierza objawia się „Chrystus w nas, nadzieja chwały” (por. Kol 1,27). Każda osoba i każdy element rzeczywistości okazuje się miejscem obecności Pośrednika wielkiej transformacji, zmartwychwstałego Jezusa „napełniającego wszystko we wszystkim” (ta panta en pasin plēroumenou, Ef 1,23). Nic ani nikt nie jest w stanie nas odłączyć od ucieleśnionej w Nim miłości Boga do stworzeń (por. Rz 8,38-39).
Nowością jest tak dobitne potwierdzenie intuicji, że Bóg ocala i przygarnia wszystkich ludzi, nawet jeśli w sposób szczególny ujawnia się to w przypadku wierzących (por. 1Tm 4,10). Choć istotna w uzdrowieniu egzystencji pozostaje wiara tożsama z zaufaniem (pistis) – okazanie jej wobec Chrystusa pozwala się otworzyć na Bożą łaskę-życzliwość (por. Rz 3,24) – to jednak subtelną postać tejże wiary stanowi, niezależnie od przekonań, zaufanie głosowi sumienia (por. Rz 2,13-15). Jezusowa przypowieść o sądzie sugeruje, że tkwiąca u korzeni altruizmu wiara w wartość każdego człowieka, nawet najbardziej niepozornego, jest ukrytą wiarą w Niego samego, nazywającego siebie przecież Synem Człowieczym (por. Mt 25,31.40).
Nowy sens pojęć religijnych
Mocnemu podkreśleniu, że drogę spotkania i przymierza z Bogiem stanowi człowieczeństwo przeżywane według reguły miłości, towarzyszy w Nowym Testamencie egzystencjalny wykład teologii ucieleśnionej w Jezusie. Jeśli traktujemy poważnie stwierdzenie „kto zobaczył Mnie, zobaczył Ojca” (J 14,9), to trzeba uznać, że Bóg kocha bliskość z błądzącymi i potępianymi (por. Mt 9,10-12), współodczuwa nasze emocje (por. J 11,33-35), jest mimo swej wszechwładzy skromny i pokorny (por. Mt 11,29), a nawet wręcz uczynny i usłużny (por. J 13,3-5). Przyznajmy, że jest to wstrząsające przeformułowanie doktryny o „Najwyższym, budzącym grozę” (por. Ps 47,2). W świetle Ewangelii „bojaźń Boża”, głęboki respekt wobec Stwórcy, okazuje się drżeniem wobec Miłości przekraczającej wyobrażenia (por. 1J 4,16).
Ten nowy i finalny etap zwierzania się nam przez Boga (por. Hbr 1,1-2) ze swych „zamysłów pokoju” (por. Jr 29,11) jeszcze bardziej wydobywa różnicę między potocznym a biblijnym sensem pojęć kary oraz przebłagania za grzechy. Już w Pierwszym Testamencie znajdziemy przebłysk intuicji, że tym, co spada na grzesznika, jest w istocie jego własna złość (por. Ps 7,15-17). Apostoł Paweł pisze o duchowej śmierci jako „żołdzie (opsōnia) grzechu” (por. Rz 6,23) – idąc za błędnym wyborem inkasujemy jego skutki.
Miłosierdzia chcę, a nie ofiary
Natomiast Bóg „nie według naszych grzechów nas traktuje” (Ps 103,10). W przypowieści Jezusa miłosierny Ojciec nie domaga się odszkodowań od marnotrawcy majątku, lecz jeszcze dodatkowo go obdarowuje (por. Łk 15,22-23). Przy tym na obiekcje „porządnego” syna odpowiada własną wizją sprawiedliwości: „Wypadało się cieszyć i bawić, bo ten brat twój był martwy, a ożył, był zgubiony, a się odnalazł” (Łk 15,32). Dla Boga słuszne jest odzyskanie serca grzesznika, a nie pomszczenie grzechu. Ojciec nie chce osądzenia winowajcy, lecz jego uzdrowienia (por. J 3,17). To dlatego, jak uczy apostoł, Boska sprawiedliwość wyraża się w odpuszczaniu win oraz przywracaniu grzesznikom prawości (por. Rz 3,25-26).
Tak więc według Nowego Testamentu sprawiedliwość Boga jest doskonale tożsama z miłosierdziem, a słowo „przebłaganie” zmienia sens w świetle interpretacji śmierci Jezusa. Skoro Ojciec oznajmia za Jego pośrednictwem: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary” (Eleos thelō, kai ou thysian, Mt 9,13), to śmierć na krzyżu nie była wymogiem odkupienia, lecz objawieniem Boskiej „dobroci dla niewdzięcznych i złych” (por. Łk 6,35). Pośrednik pojednania zmienił własne zabójstwo w przymierze krwi z zabójcami, stał się ucieleśnionym wyrokiem nie na grzeszników, lecz na sam grzech (por. Rz 8,3).
Boski sąd, jak czytamy w Ewangelii, polega na konfrontacji błądzących ze światłem bijącym z otwartych drzwi domu Ojca (por. J 3,19; 10,9). Jeśli ktoś uciekając przed tym światłem sam wybiera swój wyrok, to Jezusowa solidarność z nim staje się potępieniem potępienia. Baranek Boży zagradza drogę samobójcom, bierze na siebie uderzenie grzechu świata (por. J 1,29), zatrzymuje impet ucieczki od życia. Odkupienie nie oznacza, że ktoś musiał zapłacić Bogu za zniewagę, lecz że Bóg wziął na siebie koszt naprawy relacji, zniósł naszą wrogość i utopił ją w przebitym sercu (por. Ef 2,16; J 19,34).
Zmaganie z dawną religijnością
Skoro tak właśnie brzmi przesłanie, do którego się przyznajemy, to widać, że chrześcijaństwo wciąż ma problem z przyswojeniem Nowego Testamentu. Nie tylko w poszczególnych uczniach Jezusa dar odrodzenia dzięki Duchowi Świętemu (por. J 3,3-8) oraz bycia przez Niego inspirowanym (por. Rz 8,14), zmaga się z nawykami „dawnego człowieka” (por. Ef 4,22-24). Również szerokie kręgi Gminy Zwołanych, Ekklēsii, społeczności wierzących są kuszone dawną religijnością – i niestety ulegają kuszeniu.
Nowinę o Boskim darze z siebie przysłoniliśmy moralizmem, a objawienie walczącej o nas Miłości zakrywamy karykaturą Boga, który ma „za dobro wynagradzać, a za zło karać”. Budzimy w sobie i innych lęk przed Jezusowym Abba, choć tym, co nam faktycznie zagraża, jest nieufność wobec Niego (por. Rdz 3,5), owocująca sileniem się na samowystarczalność – co w końcu obnaża naszą nędzę (por. Rdz 3,7). Zaofiarowane pojednanie usiłujemy zmienić w transakcję, w kupowanie przychylności rytuałami i daninami. Choć śpiewamy: „Niech przed Nowym Testamentem starych praw ustąpi czas”, to zamiast żyć inspiracjami Ducha Chrystusa pytamy z niepokojem: „Czy katolik może…?” I z tą naszą neurotyczną religijnością patrzymy z góry na Żydów przestrzegających Prawa.
Tymczasem to nie rygoryzm stanowi „ciasne drzwi do życia” (por. Łk 13,24), które mamy forsować. Tymi drzwiami jest tracenie duszy egoisty, żeby znaleźć w sobie duszę dziecka, dającego się prowadzić Słowu Ojca (por. Mt 10,39; 18,3). Hołdując religijności będącej rodzajem pańszczyzny (gdzie przeplata się w nas mentalność niewolnika i nadzorcy) wciąż pozostajemy na „szerokiej drodze” (por. Mt 7,13) – bo w gruncie rzeczy łatwiej odrobić pańszczyznę, niż poddać duszę transformacji.
Czy naprawdę o to chodzi?
Religijność „pańszczyźniana” wydaje się ukłonem w stronę schematów nawet nie z Pierwszego Testamentu, lecz ze świata pogańskiego. Na Kościele odcisnął swe piętno cesarz Konstantyn, który uznając chrześcijaństwo, wtłoczył je w takie formy, do jakich przywykł. W ten sposób społeczność sióstr i braci – w której miało nie być dominacji i autorytaryzmu, celebrowania długich szat, zaszczytnych tytułów i pierwszych krzeseł (por. Mt 20,25-26; 23,6-10; Mk 12,38-39) – została uformowana w klerykalną piramidę.
I tak „starszyzna” (presbyteroi) wspólnoty mającej w całości charakter kapłański (por. 1P 2,9) zmieniła się w pośredników sacrum – choć jej zadaniem jest tylko i aż „serwisowanie” egzystencjalnego kapłaństwa wszystkich (por. Ef 4,11-12). Wspólna celebracja Wieczerzy Pańskiej zmieniła się w oglądanie sakralnych czynności. Świadomość, że jedyny Pośrednik między Bogiem a ludźmi (por. 1Tm 2,5) mieszka w każdym z wierzących oraz pozostaje obecny we wszystkich wymiarach rzeczywistości (por. Ef 3,17-18), została przyćmiona przez wizję uzależnienia od „kapłanów”. Zamiast przeżywać permanentną komunię (zjednoczenie) z Chrystusem, rzesze wiernych balansują między sacrum od święta i profanum na co dzień.
Dojmująco potrzebujemy „metamorfozy poprzez odnowę umysłu” (por. Rz 12,2) i odzyskania smaku Ewangelii. Skoro przyznajemy się do Nowego Testamentu, to nie możemy żyć według starego ducha niewoli i lęku (por. Rz 8,15), ani zachowywać się tak, jakby Bóg był zamknięty w świątyniach (por. Dz 17,24). Nawrócenie zaczyna się od wdzięczności za darmową łaskę, a nowość Przymierza Jezusa nie polega na wymianie obrzędów, kapłanów i świątyń na inne obrzędy, kapłanów i świątynie. Jak to swego czasu ujął Brat Roger z Taizé Jezus nie oferuje kolejnej religii, lecz pełnię zjednoczenia z Bogiem.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.

ur. 1965, dr hab. teologii, dr filozofii. Od października 2023 r. adiunkt na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego, wcześniej długoletni pracownik Instytutu Teologii Fundamentalnej, Ekumenii i Dialogu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Wykładowca w seminarium duchownym salezjanów w Krakowie oraz łódzkim seminarium archidiecezjalnym. Wraz z żoną Magdaleną zaangażowany we Wspólnocie Chemin Neuf. Mieszka w Łodzi.