Chrystus przyszedł jako laik

Jeśli zwyczajni wierni zaczną brać Ewangelię serio, poznawać ją i przeżywać, nie pytając o pozwolenie, to ferment życia rozpuści skorupę systemu.

… Bo wiadomo, że nasz Pan wyrósł z Judy, a o kapłanach z tego pokolenia Mojżesz nic nie powiedział (Hbr 7,14).

Często w dysputach o Kościele okazuje się, że rozmawiamy o „relacjach między duchownymi a świeckimi” – choć Nowy Testament nie dzieli Ekklesii Chrystusa w taki sposób. Również myślenie o naprawie Kościoła często sprowadza się do kwestii, czy wysocy hierarchowie zechcą to i owo zmienić. Tymczasem wcale nie musimy (a nawet nie powinniśmy) tkwić w schemacie patrzenia na Kościół jak na społeczność stanową. Nie możemy też sprowadzać życia chrześcijańskiego do bycia prowadzonymi przez księży. 

Wbrew temu, co może sobie w tym momencie pomyśleć „tradycyjnie” uformowany katolik, takie podejście nie stanowi herezji. A wbrew temu, co może pomyśleć katolik zbuntowany, powyższe słowa nie są wezwaniem do rewolucji. Nie chodzi o burzenie klerykalnej konstrukcji. Ona rozsypie się sama, a uczeń Zmartwychwstałego może z niej wcześniej po prostu wyjść przez „zamknięte drzwi” (por. 20,26). Jeśli zwyczajni wierni zaczną brać Ewangelię serio, poznawać ją i przeżywać, nie pytając o pozwolenie, to ferment życia rozpuści skorupę systemu.

Inne kapłaństwo

Ważne jest, żeby nie dać się pozbawić śmiałości (parrēsia, por. Ef 3,12) królewskich dzieci i nie uważać, że jesteśmy zakładnikami „kapłanów”, bez których nie mamy dojścia do źródeł łaski. To byłaby wizja pogańska, a w najlepszym wypadku starotestamentowa. Tymczasem Nowy Testament głosi wyraźnie, że jest tylko jeden Pośrednik między Bogiem i ludźmi, Chrystus (por. 1 Tm 2,5), który mieszka w każdym wierzącym, ofiarując mu „całą pełnię Bożą” (por. Ef 3,17-19). Skoro mieszka w nas jedyny Kapłan (por. Hbr 9,11-15), to nie tylko mamy bezpośredni dostęp do Ojca, ale sami stanowimy „święte, królewskie kapłaństwo” (por. 1 P 2,5.9). Możemy codziennie uświęcać siebie i otoczenie, ofiarowywać Bogu wszystko i wszystkich. 

Jeśli istnieją we wspólnocie „serwisanci” naszego wewnętrznego kapłaństwa – „apostołowie, prorocy, ewangeliści, pasterze i nauczyciele” (por. Ef 4,11) – to nie dlatego, że bez nich jesteśmy „profanami”. Potrzebujemy nauczania, mądrego zarządzania wspólnotą, oraz sakramentów, ale każdy z nas i każda grupka „dwojga lub trojga zebranych w imię Jezusa” (por. Mt 18,20) stanowi kanał łaski, miejsce Bożej Obecności. Kościelna więź i duchowe posługi są darem i wzbogaceniem, a nie ograniczeniem. Jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego (por. pkt 1257), Bóg, który dał nam sakramenty, sam nie jest nimi związany w udzielaniu się nam. 

Dlatego gdy zawodzą (lub zwodzą) nas pasterze – czy to wyświęceni, czy „charyzmatyczni” (klerykalizm uprawiany jest nie tylko przez księży) – mamy obietnicę, że Bóg „sam będzie pasł swoje owce” (por. Ez 34,10.15). Kiedy z jakiegoś powodu zostanie zakłócony dostęp do sakramentów, mamy zapewnienie, że „nic nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie” (por. Rz 8,35-39). Cieszymy się kościelnymi urzędami i braćmi, którzy je pełnią, ale nie jesteśmy w porównaniu z nimi „niepełnymi chrześcijanami” ani klientami „duchownych”.

Kult egzystencjalny

Jeśli myślimy o chrześcijańskim kapłaństwie, to pamiętajmy, że w społeczności Pierwszego Przymierza sam Chrystus był laikiem. Nie należał do kapłańskiego rodu, nie miał wstępu do wnętrza sanktuarium, ani mandatu do składania ofiar. Ale uczył, że Bóg ostatecznie chce „miłosierdzia, a nie ofiary” (por. Mt 9, 13; 12, 7) – i sam stał się Najwyższym Kapłanem przez oddanie życia dla miłosierdzia. Jego kapłaństwo nie realizuje się przez rytuał, lecz przez egzystencję. Jego kapłański lud, Ekklesia, praktykuje składanie „swoich ciał na ofiarę żyjącą” (por. Rz 12, 1), przeżywanie całego fizycznego bytowania jako kultu „Boga bogatego w miłosierdzie” (por. Ef 2, 4). Całym życiem możemy uwielbiać i naśladować miłosierną Miłość.

Owszem, Jezus zostawił nam ryt wprowadzenia w taką egzystencję, bardzo prosty i skromny. Naszą egzystencjalną komunię z Nim (komunia to stan, a nie moment) zasilają święte posiłki, w ktorych Baranek Boży jest obecny jako „stojący, jakby zabity” (por. Ap 5, 6) – zmartwychwstały. W Nim trwa ofiara złożona „raz na zawsze” i wciąż aktualna (por. Hbr 10,10). W momencie, gdy Jego ofiarowanie staje się dotykalne poprzez sakrament, słyszymy słowa: „To czyńcie na moją pamiątkę”. To nie jest tylko przykazanie dotyczące celebracji, skierowane do tych, którzy jej przewodniczą. Wszyscy uczestniczący w „łamaniu chleba” są zapraszani do wejścia w Jezusowe ofiarowanie się Bogu i ludziom. Mamy „na Jego pamiątkę” stać się tym, co spożyjemy – Ciałem Chrystusa, manną dla świata wyrywanego z niewoli zła (por. J 6, 51). Mamy być chlebem krzepiącej bliskości i ofiarności.

Co od Boga, co od cezara

Gdy czytamy teksty Nowego Testamentu o Ekklesii, nie dostrzegamy klerykalnej struktury, choć widzimy zorganizowaną społeczność. Nie dzieli się ona na „stany”, lecz pozostaje wspólnotą jednej i tej samej łaski bycia dziećmi Boga, w ramach której istnieje sieć siostrzanych i braterskich posług. „Służymy sobie nawzajem tym charyzmatem, jaki kto otrzymał” (por. 1 P 4, 10). Niektóre z charyzmatów mają charakter „urzędowy”, związany z „czuwaniem” (episkopē) nad całością życia wspólnoty. Ale Pismo poucza, że żaden nie  może być lekceważony w organizmie Kościoła: „Nie jest w stanie oko powiedzieć ręce: «Nie potrzebuję ciebie», ani znów głowa nogom: «Nie potrzebuję was», lecz raczej części ciała wydające się słabszymi są bardziej niezbędne” (1 Kor 12,21-22).

Jezus dał nam stanowczą instrukcję: „Wiecie, że władcy narodów dominują nad nimi, a wielcy używają swej władzy. Nie tak będzie wśród was…” (Mt 20,25). Wyraźnie zaznaczył, że w społeczności wierzących to On jest jedynym Nauczycielem i Mistrzem, a my wszyscy jesteśmy dla siebie nawzajem jak rodzeństwo (por. Mt 23,8). Kościół to w gruncie rzeczy społeczność równych. Każdy z nas jest zarazem ułaskawionym grzesznikiem i dzieckiem Króla. A klerykalna pycha i mechanizmy władzy stanowią naśladowanie „wielkich tego świata”. Są „obrazem cezara”, a nie odbiciem Boskiego autorytetu. Chrystus, który całym sobą objawia Ojca, przychodzi jako „łagodny i pokorny sercem” (por. Mt 11,29), przychodzi, „żeby służyć” (por. Mt 20,28).

Opozycja w stylu Nazarejczyka

Była już mowa o tym, że w przywracaniu Kościołowi jego właściwego oblicza nie chodzi o rewolucję. Rewolucja to odwrócenie układu sił, zamiana miejsc w niezmiennym schemacie władzy. A pokusa dominacji czyha zarówno na tych wyświęconych, jak i na nieformalnie działających charyzmatyków. Pycha zagraża każdemu z nas, oburzających się na cudzą pychę i arogancję.

Chrystus, laik z Nazaretu, dał przede wszystkim świadectwo wewnętrznej znajomości Boga i rozumienia ducha Pism, a o królowanie Ojca walczył metodą non-violence. Nie zbywał milczeniem zepsucia „arcykapłanów i starszych”, mówił o tym stanowczo, ale nie uciekał się do agresji, nie sięgał po władzę (por. J 6, 15). Bicz upleciony ze sznurków (por. J 2,15) był w Jego ręku tylko rekwizytem w happeningu. Ostatecznie zawalczył swoją wytrwałością (hypomonē, por. 2 Tes 3,5), nawet na krzyżu zniósł wrogość oprawców modląc się za nich (por. Łk 23,34a). 

Bicz na klerykalizm trzeba upleść ze stanowczości, łagodności i pokory. Ale niezależnie od chorego systemu, któremu trzeba mówić asertywne „nie”, możemy od zaraz być Ekklezją oddolnie – we dwoje lub troje Bożych biedaków, przeżywających Ewangelię w codzienności. Niedużo trzeba, żeby odkryć Kościół o nazareńskiej twarzy, stać się jego „wspólnotą podstawową”. Chrystus przyszedł jako laik, stał się jak my, żebyśmy mogli być jak On.

Przeczytaj również: Przedsynodalny rachunek sumienia

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE