Bóg czy Jego karykatura?

Ten absolutnie bliski Abba, z empatią towarzyszący nam „w ukryciu” i „dobry dla niewdzięcznych i złych”, budzi opór „tradycyjnej” mentalności religijnej. Ale wizja Boga wyniosłego, który „za dobro wynagradza, a za zło karze” to odbicie naszej wyniosłości, będącej karykaturą godności dziecka Bożego.

Wiem, Komu uwierzyłem (2 Tm 1, 12)

Pielęgnowanie w sobie „umysłowości Chrystusowej” (por. 1 Kor 2, 11) może się niestety kojarzyć z konformizmem i naginaniem rozumu do schematów wynikających z doktryny. Ktoś, kto ceni niezależność myślenia, prawdopodobnie poczuje niepokój wobec słów o „braniu każdej myśli w niewolę posłuszeństwa Chrystusowi” (2 Kor 10, 5). Wiele osób obawia się dziś fundamentalizmu, sztywności poglądów – nie bez powodu, bo z kolei wiele innych osób szuka poczucia bezpieczeństwa właśnie w takiej postawie. 

Jednak Chrystus to nie doktryna, a chrześcijaństwo to nie ideologia. Sztywny dogmatyzm rozmija się z właściwym sensem dogmatów wiary, które zawsze są – jak uczyli wielcy teologowie średniowiecza – „ujęciem Bożej prawdy, dążącym do niej samej”. To nie dogmaty stoją w centrum ortodoksji, rozumianej przez wschodnich chrześcijan jako prawidłowe wychwalanie (orthē doksa) Boga. Staramy się poznawać nie formułki, lecz Kogoś, kogo one (zawsze tylko w przybliżeniu) opisują – a „poznawać” to w rozumieniu ludzi Biblii znaczy wchodzić w żywy kontakt, w swoiste doznanie danej rzeczywistości, „odczuwanie” osoby, którą się spotyka. Psalmista śpiewa: „Posmakujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan!” (Ps 34, 9). Trwać w ortodoksji to „smakować” Boga w kontemplacji osoby Chrystusa i wielbić Go takiego, jaki jest. A jest większy, niż nasze pojęcia na Jego temat…

Sformułowania dogmatyczne mają pomóc w orientowaniu się na Tajemnicę wykraczającą poza nie. W gruncie rzeczy zakreślają tylko ramy duchowych i intelektualnych poszukiwań. W chrześcijaństwie zawsze istniał pluralizm myśli teologicznej i ścieżek duchowości, choć niestety pojawiały się też tendencje do ujednolicania, lęk przed dawaniem ludziom swobody, niepokój wobec przejawów różnorodności. A przecież tajemnica Boga i Jego dróg (ścieżek Jego miłości do stworzenia) jest niewyczerpana i poznawanie tej Tajemnicy musi pozostać wędrówką – Chrystus, w którym Bóg nam się maksymalnie odsłonił, mówi o sobie: „jestem drogą” (J 14, 6).

Przywołane wcześniej sformułowanie o „braniu myśli w niewolę posłuszeństwa Chrystusowi” trzeba rozumieć zgodnie z tym, co wiemy o charakterze Chrystusa. To sformułowanie pada po słowach o „obalaniu rozumowań oraz wyniosłości opierających się poznaniu Boga” (por. 2 Kor 10, 5) – i powiedzmy sobie szczerze, że w Chrystusie Bóg odsłania twarz niepasującą do naszych rozumowań. Ten absolutnie bliski Abba, z empatią towarzyszący nam „w ukryciu” (por. Mt 6, 6.8) i „dobry dla niewdzięcznych i złych” (por. Łk 6, 35), budzi opór „tradycyjnej” mentalności religijnej. Ale wizja Boga wyniosłego, który „za dobro wynagradza, a za zło karze”, jak chce dziewiętnastowieczny wileński katechizm, to odbicie naszej wyniosłości, będącej karykaturą godności dziecka Bożego. Bóg nie jest autorytarny, choć jest Panem wszystkiego. A sprawiedliwość rozumie jako odzyskiwanie przez siebie tego, co Mu zginęło – czyli naszych serc, których Mu odmawiamy (por. Łk 15, 32; 1 J 1, 9).

To ważne, żeby wziąć nasze myśli, zarażone wirusem autorytaryzmu i mściwości, w niewolę posłuszeństwa Chrystusowi „łagodnemu i pokornemu” (por. Mt 11, 29). Chodzi przy tym o „posłuszeństwo wiary-zaufania” (hypakoē pisteōs, por. Rz 1, 5). Greckie słowo pistis oznacza zarówno wiarę, jak i ufność, a posłuszeństwo wierzącego wynika z posłuchu danego Temu, któremu ufam. Jeśli poruszają mnie zwierzenia Tego, który „pozbawił mocy śmierć i oświetlił życie oraz nieśmiertelność Dobrą Nowiną” (2 Tm 1, 10), jeśli intuicja mówi mi, że nikt z ludzi nie był w stanie tej Nowiny zmyślić – to mogę zagonić niemądre myśli do owczarni Pięknego Pasterza (ho Poimēn ho kalos, J 10, 11).

Chrystus nie jest doktryną, jest Mistrzem, który urzeka.