Zmarli na widoku

Śmierci „fabularnych” mamy pod dostatkiem. Być może stępiają one naszą wrażliwość na „dokumentalną” śmierć. Stąd potrzebują odpowiedniej „story”, której służą.

Dyskusje o Halloween najczęściej nie są warte zachodu, bo dotyczą oczywistości. To tak, jakbyśmy się spierali, czy śmigus dyngus to zabawa dozwolona dla katolickich dzieci. Ale obawy, które przy okazji wychodzą na wierzch, mówią coś o naszym stosunku do zmarłych. Szczególnie do martwych ciał.

Zastanawiamy się, czy powinniśmy oswajać dzieci ze śmiercią. W naszej kulturze było wiele takich prób. Wystarczy spojrzeć na barokowe wystroje kościołów, gdy do sfery sacrum wprowadzano wyobrażenia szkieletów, czaszek, a na krzyżach umieszczano narzędzia służące do torturowania i zabijania. Dzieci to oglądały i przejmowały się. Gdy ktoś umarł w domu, to w czuwaniu przy otwartej trumnie uczestniczyli także najmniejsi. Teraz tego prawie nie ma. Kogoś wiozą do szpitala i tyle go widzieli. Potem patrzymy tylko na urnę z prochami.

Czy zatem powinniśmy jakoś inaczej wdrażać dzieci w rzeczywistość śmierci? Może zabawa Halloweenowa lub inna jest właśnie odpowiednią formą? Nigdy przecież nie brakowało w opowiadaniach dla dzieci wątków o zaświatach.

Ciało zmarłego to chyba jednocześnie doceniany i niedoceniany motyw we współczesnej kulturze. Jego widok zawsze wzbudzał sensację. Ludzie zbiegali się do wypadku. Teraz odgradza się je od oczu gapiów parawanami. W relacjach telewizyjnych starannie wymazuje się twarze zabitych. Gdy miałem okazję być w Buczy koło Kijowa oglądałem te same zdjęcia, co wcześniej w polskich mediach, ale bez takiego retuszu. To był szok. Jakże owe obrazy zintensyfikowały emocje! Nastrój antyrosyjski został wzmocniony.

„Racja” zmarłego

Coś w tym jest, że obraz zabitego potrafi radykalnie zmienić nastawienie do niego. Nieraz marzy się o śmierci agresora, ale jak już do niej dojdzie, to widok martwego wroga nagle sprawia, że jego racje dochodzą do głosu. Przypomina mi się scena z „Potopu” Sienkiewicza, kiedy to konfederaci wpadają w Tykocinie do sali, gdzie przed chwilą skonał Janusz Radziwiłł. Ich zaprzysięgły wróg, którego mieli zamiar rozsiekać. Jako zmarły budził już zupełnie inne uczucia. Można było nawet mówić o majestacie owej śmierci. Nieprzypadkowo wyznajemy zasadę: o zmarłym nigdy źle.

Kiedyś organizowano publiczne egzekucje. Zabijano i męczono ludzi na oczach gapiów (bywało, że ściąganych pod przymusem). Chodziło o zastraszenie, ale jeszcze częściej o poniżenie skazańców w oczach publiki. Takie traktowanie miało wykazać ich błąd. Wskazać, że stali oni po złej stronie i zasłużyli sobie na taką śmierć. I to chyba nie zdawało egzaminu. Bo teraz już tego nie robimy. Karę śmierci wykonuje się tylko w obecności świadków urzędowych.

Pewnie również dlatego, że zabity w pewien sposób „ma rację”. Jakoś ją zyskuje. Nawet staje się męczennikiem. A męczennicy propagandowo wygrywają. To oni decydują o zwycięstwie – moralnym i doktrynalnym. Czym byłoby chrześcijaństwo bez męczenników pierwszych wieków? Jak postrzegano by Żydów bez Holokaustu? A jak zmieniały się nastroje tzw. światowej opinii publicznej od momentu ataku Hamasu na Izrael do codziennych widoków ofiar bombardowań w Gazie? Widok pokaleczonego czy zabitego ciała ludzkiego potrafi wiele zmienić.

Nawet, gdy ktoś nie mógł się doczekać śmierci „teściowej”, to namacalny dowód jej odejścia zwykle pomaga w innym, bardziej miłosiernym spojrzeniu na nią.

Pokazywać, czy nie?

A zatem, czy izolować dzieci od widoku śmierci? Udawać, że jej nie ma? Rozumiem, że potrzeba roztropności, by nie narażać ich na traumę. Ale z drugiej strony właśnie całkowita izolacja zazwyczaj naraża na traumę, gdy dojdzie do jakiegoś kontaktu ze zmarłą osobą czy w ogóle z rzeczywistością śmierci.

„Pola śmierci” skompromitowały już wiele ideologii, które zdawały się zwyciężać w świecie. Mówi się, że śmierć milionów to nie morderstwo, to polityka. A jednak widzimy, że taka polityka podważa zaufanie do niej samej. Jakie jest zatem zadanie mediów? Pokazywać śmierć, czy unikać drastycznych scen? Mam nadzieję, że decyduje szacunek wobec zmarłych. Ich wizerunek jest jednak wizerunkiem, do którego mają prawo. I to się zmieniło w naszej kulturze. Od niedawna.

Za to śmierci „fabularnych” mamy pod dostatkiem. Być może stępiają one naszą wrażliwość na „dokumentalną” śmierć. Stąd potrzebują odpowiedniej „story”, której służą. Nie wolno ich wycinać z przekazu, by nie stawały się tylko efektem specjalnym.

Podobnie jak Halloween, jeśli jest pozbawiony zadumy i modlitwy na cmentarzu.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.