Jestem daleki od oceniania zarzutów postawionych proboszczowi parafii Mariackiej w Krakowie. Natomiast warto poważnie zastanowić się nad ultimatum, które postawił mu ordynariusz. Ono jest symptomatyczne nie tylko dla stylu arcybiskupa krakowskiego. Taka mentalność jest niestety dość powszechnie zakorzeniona w naszym podejściu np. do spowiedzi.
Otóż, ksiądz Raś usłyszał (przepraszam: przeczytał), że ma sam złożyć rezygnację, co umożliwi mu dalszą karierę eklezjalną. Gdyby został usunięty ze stanowiska, mógłby się odwoływać. Oznaczałoby to sprzeciw wobec stawianych mu zarzutów. Natomiast złożenie rezygnacji oznacza przyznanie się do winy. Wtedy nie można już dbać o swoje dobre imię, o oczyszczenie wobec oskarżeń.
Oczyszczenie
Słowo „oczyszczenie” jest tutaj kluczowe. Zazwyczaj rozumiemy je jako udowodnienie, że jestem niewinny lub, co bardziej cywilizowane, jako brak dowodów na moją winę. Natomiast istnieje również coś takiego jak „ojcowskie” (przymiotnik zaczerpnięty ze wspomnianego listu) oczyszczenie. Chodzi o to, że przyznaję się do nieczystości, proszę o wybaczenie i pokutę, obiecuję poprawę, a następnie „ojciec” /przełożony odpuszcza mi. Oczyszcza mnie (do tego stopnia, że wszystko idzie w niepamięć, choć w teczkach zostaje na wszelki wypadek) i pozwala mi nadal piastować odpowiedzialne stanowiska i podejmować trudne zadania.
Zdaję sobie z tego sprawę i mam nadzieję, że nie wszyscy tak podchodzą do pojednania z Bogiem i ludźmi. Ale wspomniana mentalność była problemem na długo przed wynalezieniem spowiedzi usznej. Przykładem niech będą zachęty przyjaciół Hioba. Oni z życzliwości skłaniali go do wyznania grzechu i proszenia o zmiłowanie. Twierdzili, że Bóg jest miłosierny. Dlatego wystarczy stanąć przed Nim w prawdzie, przyznać się do winy, która spowodowała tak wielkie nieszczęścia Hiobowe (bo przecież Bóg jest też sprawiedliwy i nie mógł ukarać niewinnego), a Bóg wybaczy. Hiob ich nie posłuchał, twierdząc, że przecież on nie zgrzeszył. Rozsierdził tym swoich przyjaciół, bo oni byli przekonani, że nieszczęścia spadają tylko na grzeszników (inaczej Bóg byłby niesprawiedliwy). Doszło do sporu. I co ciekawe, Bóg przyznał rację Hiobowi.
Na wszelki wypadek
My jednak w Kościele dość powszechnie tolerujemy, a nawet w niej utwierdzamy, mentalność przepraszania za wszystko. Nawet na wszelki wypadek za to, o czym nie wiemy. Zamiast skupić się na poważnych sprawach, część penitentów „cytuje” całą książeczkę z rachunkiem sumienia. I utrapieniem stają się zapomniane grzechy. Istoty nawrócenia upatrujemy w postawie przyznania się do wszystkiego. Było czy nie było.
To tak, jakbyśmy do sędziego powiedzieli, że prosimy o niski wymiar kary, bo przecież przyznaliśmy się do wszystkiego, a nawet trochę na wyrost. Niech nas potraktuje po ojcowsku. Rezygnujemy z prawa do obrony, do ustalenia faktów i stopnia ewentualnej winy.
W ten sposób liczymy na jakąś magiczną przemianę. Nie dotykamy przyczyn, okoliczności. Nie podejmujemy wysiłku, by zbadać, dlaczego tak się stało. Tak naprawdę nasze postanowienie poprawy jest naiwne. Chcemy terapii bez przeprowadzenia badań diagnostycznych.
Nic dziwnego, że w Krakowie księża powiadają, że nowy proboszcz w Mariackim nie „przeskoczy” obecnego, skoro będzie mianowany w podobnym kluczu (posada dla swojego, choć bez doświadczenia). Jeśli nie ma procesu odwoławczego, gdzie mogą się zetrzeć ze sobą różne racje i okoliczności, to można się tylko opierać na ogólnym przyznaniu się do winy. A to wyjaśnia bardzo mało. Akt oskarżenia wrzuca do jednego worka grube sprawy i banalne, chciane i zaniedbane mimochodem. Bo wina jest skomplikowana i leży po obu stronach. Po stronie oskarżonego, ale też i po stronie Życia, które go ukształtowało.
By bronić Boga, przyjaciele Hioba wymuszali na nim „wynalezienie” w sobie jakiejś winy. Bóg nie przyznał im racji.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.